Jimmy Kimmel podczas rozmowy z aktorami spytał, w jaki sposób Louie Anderson trafił do "Księcia w Nowym Jorku", filmu, który miał premierę w 1988 roku. Takiej odpowiedzi chyba się nie spodziewał. - Uwielbiam Louiego, ale wydaje mi się, że nas do tego zmusili - powiedział Arsenio Hall. Gdy Kimmel wyraził zaskoczenie, Hall dodał: Zmusili nas do włączenia do obsady kogoś białego.
W tej sekundzie Eddie Murphy przejął pałeczkę i wyjaśnił:
Ponieważ cała obsada była czarnoskóra, a to działo się w latach 80., mówili nam "Musimy mieć kogoś białego, w filmie musi być ktoś biały!".
Aktor przyznał, że choć wydawało się mu to irracjonalne, zaczęli się zastanawiać z Hallem, kto jest najzabawniejszym białym człowiekiem, jakiego znają. - Wiedzieliśmy, że Louie jest spoko, i tak trafił do filmu - powiedział Murphy. Hall dodał, że to wcale nie było takie zabawne, bo dostał nawet oficjalną listę, na której znalazły się trzy nazwiska aktorów do wyboru. Nie zdradził jednak, czyje nazwiska oprócz Andersona się na niej pojawiły.
Louie Anderson w pierwszej części "Księcia w Nowym Jorku" wcielił się w Maurice'a, pracującego razem z tytułowym księciem w restauracji fast food. Pojawi się również w kontynuacji, podobnie jak wiele innych znanych z pierwszej części osób, np. James Earl Jones czy Vanessa Bell Calloway.
5 marca w serwisie Amazon Prime Video pojawi się kontynuacja filmu: "Książę w Nowym Jorku 2". Murphy i Hall ponownie wcielili się w Akeema i Semmiego, którzy po ponad 30 latach wracają do Stanów, by odnaleźć zaginionego syna księcia i zapewnić ciągłość tronu Zamundy. Murphy, zapytany o to, dlaczego przyszło widzom tak długo czekać na drugą część, powiedział w jednym z wywiadów, że że sequela tak naprawdę nigdy nie było w planach. - Historia ma zakończenie w stylu: i żyli długo i szczęśliwie. A potem, w miarę upływu lat, ten film stał się kultowy. Nagle hasełka zaczynają przenikać do codziennych rozmów. Powstają restauracje McDowell's. Beyoncé i Jay-Z przebierają się za postacie Zamundy na Halloween - mówi aktor.