Anna Paliga w opublikowanym w środę poście zaznaczyła, że swoje stanowisko przedstawiła już (we wtorek) na Małej Radzie Programowej Łódzkiej Szkoły Filmowej. Rektorka łódzkiej filmówki w trybie pilnym zobowiązała do działania pełnomocniczkę ds. przeciwdziałania dyskryminacji i specjalną komisję, która ma zebrać się 22 marca.
Jedną z osób, o których wspomina Paliga, jest dr Grażyna Kania, reżyserka teatralna, aktorka, tłumaczka, która pracowała ze studentami Wydziału Aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Paliga napisała:
Sceny współczesne II rok, dr Grażyna Kania zmusiła studentkę do rozebrania się w trakcie egzaminu. Przed samym pokazem, kiedy moja koleżanka wciąż stawiała opór padło sformułowanie „Albo zdejmiesz stanik, albo wyrzucę cię z uczelni”. Pani ta nie przestała pracować na wydziale. Została zaproszona do pracy z innym rokiem na warsztatach prowadzonych w trakcie ich wolnych weekendów. Warsztaty były obowiązkowe.
Udało się nam skontaktować z dr Kanią, która poprosiła, abyśmy opublikowali jej komentarz w całości, co czynimy:
Sprawa przedstawiona przez Annę Paligę jest z mojej perspektywy zasadniczo słuszna. Również uważam, że konieczne są daleko idące zmiany w relacjach między studentkami i studentami a nauczającymi. Zwłaszcza, że mam porównanie ze standardami w Niemczech i wiem, że inny sposób pracy jest możliwy. Jednak uważam, że opieranie się na "kuluarowo zasłyszanych historiach" w tak poważnej sprawie jest niewłaściwe. Sytuacja, opisana przez Annę Paligę dotycząca mojej osoby została opisana w wypaczony sposób.
Zacytowane zdanie nie padło, ani inna podobna groźba. Sytuacja jako taka była częścią procesu dochodzenia do nagości na scenie, który był tematem egzaminu ("Lulu" Wedekinda). Proces ten trwał przez cały semestr i dotyczył większości studentek grających tą rolę.
Nie dostałam żadnej informacji o tym, że uczelnia powołała w trybie pilnym komisję w celu zbadania sprawy i nikt się ze mną do tej pory nie kontaktował. Uważam jednak że taka komisja jest dobrym krokiem i mam nadzieję, że będzie się składała z osób postronnych i niezaangażowanych na uczelni.
Na koniec pragnę dodać, że jako pedagog z okresu pracy w Łódzkiej Szkole Filmowej niejedno mogłabym sobie zarzucić i wiele się na swoich błędach nauczyłam. Życzyłabym sobie tego dla wszystkich koleżanek i kolegów, którzy zamierzają kontynuować nauczanie.
"Jako Rektorka - pełniąca funkcję od września 2020 roku - oświadczam, że w Szkole Filmowej w Łodzi niedopuszczalne są zachowania, które noszą znamiona molestowania czy przemocowego traktowania Studentów i Studentek, i nie będą tolerowane. Naszą misją i obowiązkiem jest zagwarantowanie takich warunków procesu kształcenia, w których wolność twórcza, naukowa, kreatywność oraz swoboda ekspresji muszą być praktykowane w sposób odpowiedzialny i z zapewnieniem godności drugiego człowieka" - podkreśla rektorka w oficjalnym oświadczeniu, obiecując działania mające na celu wyjaśnienie sprawy.
Rozmawialiśmy też z Krzysztofem Brzezowskim z Biura Promocji łódzkiej filmówki. - Z tego co wiem, aż do przedwczoraj takie zarzuty nie docierały także do obecnych władz szkoły, które zareagowały od razu. Sama pokrzywdzona podkreśla pod postem, że czuje się w tej chwili bezpieczna i odpowiednio zaopiekowana przez szkołę, choćby w osobie pełnomocnik i wie o wszczęciu procedur - powiedział Gazeta.pl i dodał: Oczywiście, nie możemy na razie ferować wyroków. Monika Żelazowska [pełnomocniczka Rektor ds. przeciwdziałania dyskryminacji - red.] i komisja będą pracowały teraz tylko i wyłącznie nad tą sprawą, o ile nie pojawią się inne. Ile komisja będzie potrzebowała czasu, trudno powiedzieć, ale działa w trybie pilnym - nie wiem, czy to kwestia dni, czy tygodni, kiedy wnioski lub jakieś konkretne decyzje zostaną podjęte, ale nam wszystkim zależy na tym, by stało się to możliwie jak najszybciej, ponieważ cała społeczność szkoły jest zbulwersowana i zszokowana. - podkreśla Brzezowski.
Do tej pory głos w sprawie zabrali m.in. Maria Dębska, Dawid Ogrodnik i Zofia Wikłacz. Ta pierwsza przyznała, że szkołę skończyła na lekach uspokajających, pozostała dwójka także wyrażała się krytycznie o swoich uczelniach i zachowaniu niektórych wykładowców.
Były rektor PWSFTiTV w Łodzi prof. dr hab. Mariusz Grzegorzek broni się z kolei, twierdząc, że tego typu sytuacje nie miały miejsca. Próbujemy skontaktować się z pozostałymi zainteresowanymi, w tym z Anną Paligą.
W Gazeta.pl angażujemy się w sprawy społeczne - dlatego teraz piszemy o problemie przemocy w szkołach aktorskich. Strajkowaliśmy razem z polskimi kobietami po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Edukujemy w sprawach społeczności LGBT+ i dbamy o nasz język. Gazeta.pl staje i będzie stawać w obronie mniejszości i tych, którzy nie mogą bronić się sami (więcej w naszej deklaracji).