Szczere wyznanie Weroniki Rosati. "Wyżywali się na mnie"

"Mam ciarki do tej pory na plecach, gdy widzę ich twarze" - napisała na portalu społecznościowym Weronika Rosati. Aktorka wyznała, że doświadczyła przemocy psychicznej i fizycznej w Szkole Filmowej w Łodzi, co przyczyniło się do jej odejścia z uczelni.

Weronika Rosati, polska aktorka, działaczka społeczna i felietonistka, na początku swojego wpisu na Facebooku pogratulowała osobom, które miały odwagę opowiedzieć o "przemocy psychicznej, fizycznej, upadlaniu, łamaniu osobowości i nadużyciach, jakie miały miejsce na uczelni". Aktorka dodała, że przekonała się na własnej skórze, iż mówienie w Polsce o przemocy "jest wręcz aktem samobójczym".

Prawie 20 lat temu zdałam egzamin na wydział aktorski w PWSTIF za pierwszym razem i wydawało mi się, że to będzie najwspanialszy czas w moim życiu! Czas rozwijania i realizowania mojej największej pasji - sztuki aktorskiej. No cóż, głośno już jest o wyznaniach innych byłych studentów, wiec nie zaskoczę nikogo, mówiąc, że mój czas na tej uczelni był pierwszym koszmarnym wydarzeniem w moim życiu

- napisała Weronika Rosati.

"Wyżywali się na mnie i na innych psychicznie, a nawet na niektórych fizycznie"

Polska aktorka wyznała, że gdy dostała się do Szkoły Filmowej w Łodzi, miała więcej ról niż część jej wykładowców. "I to pewnie u nich wyzwoliło najgorsze instynkty" - dodała. Niektórzy wykładowcy mieli nikłe doświadczenie zawodowe i "zastraszali swoimi poniżającymi metodami nauczania".

Wyżywali się na mnie i na innych psychicznie, a nawet na niektórych fizycznie (pamiętam, jednemu z moich kolegów kazano stać na scenie bez ruchu przez wiele godzin). W każdą niedzielę na początku roku emitowany był serial Ryszarda Bugajskiego ze mną w jednej z głównych ról u boku Bogusława Lindy i Krzysztofa Kolbergera. W każdy poniedziałek modliłam się, by wydarzył się cud, bym nie musiała iść na zajęcia i wysłuchiwać złośliwej krytyki mojego udziału w tym serialu i upokarzających komentarzy ze strony profesor (tu pada nazwisko - red.)

- opowiada Weronika Rosati.

"Myślę, że szkoła ta naruszała wszystkie możliwe prawa człowieka"

W swoim wpisie na Facebooku dodaje, że wykładowcy traktowani studentów jak marionetki, tępili oryginalność i charakter oraz deptali poczucie własnej wartości. Rosati żali się, że za niesubordynacje spotkała ją surowa kara w postaci ostracyzmu. "Myślę, że szkoła ta naruszała wszystkie możliwe prawa człowieka" - podsumowuje aktorka.

Weronika Rosati napisała, że ma okropne wspomnienia z tzw. fuksówką. "Nawet nie umiem opisać w słowach, na czym miał polegać ten miesiąc katowania, obrażania, nękania i pastwienia się nad młodymi, niedoświadczonymi jeszcze ludźmi" - dodała.

Aktorka wyjaśniła, że nikt nie poniósł konsekwencji za nadużycia. "Fuksówkę" opisała jako zachowania "pełne przyzwolenie na przemoc wobec słabszych".

Ja wyjątkowo byłam ulubienica fuksujących, bo nazwisko, bo role, bo prasa itd... Pamiętam tych najpodlejszych do dziś, czasem migają mi w epizodach w reklamach. Mam ciarki do tej pory na plecach, gdy ich widzę twarze

- napisała aktorka.

Weronika Rosati: Uciekłam na drugi koniec świata

Na końcu swojego wpisu, Weronika Rosati wyznała, że uciekła z uczelni. "Pod pretekstem urlopu dziekańskiego, by grać w serialach i filmach. Uciekłam na drugi koniec świata do szkoły Lee Strasberg Institute w Nowym Jorku. Niebo a ziemia!" - dodała.

Swój wpis na Facebooku zakończyła słowami: "Jestem całym sercem z tymi, którzy doświadczyli tych przeżyć, trzymam mocno kciuki, byście się z tego podnieśli. Nie jesteście sami".

W Gazeta.pl angażujemy się w sprawy społeczne - dlatego teraz piszemy o problemie przemocy w szkołach aktorskich. Strajkowaliśmy razem z polskimi kobietami po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Edukujemy w sprawach społeczności LGBT+ i dbamy o nasz język. Gazeta.pl staje i będzie stawać w obronie mniejszości i tych, którzy nie mogą bronić się sami (więcej w naszej deklaracji).

Więcej o: