"Pan Wołodyjowski". Łomnicki nie chciał grać małego rycerza. Hoffman go przechytrzył

28 marca 1969 roku w kinach zadebiutował "Pan Wołodyjowski". Jerzy Hoffman nigdy nie ukrywał, że za trylogię Sienkiewicza wziął się od tyłu, bo przeczytał ją w niechronologicznej kolejności. Jako pierwszy powstał więc "Pan Wołodyjowski", który kończy "szereg książek pisanych w ciągu kilku lat i w niemałym trudzie - dla pokrzepienia serc" przez Sienkiewicza. Hoffman zrobił to, co się nie udało Aleksandrowi Fordowi - to właśnie on miał w latach 60. nakręcić "Potop" na podstawie scenariusza, którego nikt nigdy nie zobaczył.

Z rozmowy Jacka Szczerby z Jerzym Hoffmanem, której zapis tworzy książkę "Po mnie choćby 'Potop'", można się dowiedzieć wielu ciekawych smaczków na temat "Pana Wołodyjowskiego". Jednym z nich jest wspomniany już fakt, że to Aleksander Ford zabierał się za ekranizowanie trylogii, przez co projekt Hoffmana był dwukrotnie kierowany do produkcji i cofany. - Chronologicznie rzecz biorąc, najpierw należało nakręcić "Potop". Ford twierdził, że scenariusz jest na ukończeniu, potem, że jego jedyny egzemplarz zostawiono w tramwaju. Oczywiście nie było żadnego scenariusza. Gdyby Ford miał scenariusz, natychmiast zrobiłby "Potop" - opowiada Hoffman.

Zobacz wideo Długoletnie rekordy w telewizji polskiej. "Telewizja miała twarz Ireny Dziedzic"

"Byłem tym wszystkim tak zmęczony, że powiedziałem, że kręcę film, a serial niech robi ktoś inny"

Na produkcję "Wołodyjowskiego" musiały się oczywiście zgodzić władze PRL. Hoffman wspomina, że Sienkiewicz w latach 60. nie był najlepiej widziany, jednak rząd przystał na projekt, bo "chodziło o Turków, a nie o Ukraińców". Został postawiony jedynie warunek, "żeby podkreślić, że zdrajcy poddający Kamieniec to biskup i magnat". Okoliczności społeczno-polityczne miały też wpływ na sam przebieg zdjęć - powstawały one bowiem latem 1968 roku, kiedy ruszyła operacja "Dunaj".

- Pewnego ranka budzimy się pod Kamieńcem, czyli pod Chęcinami, a tu nie ma wojska, czyli naszych statystów. Prosto z planu wysłano ich do Czechosłowacji, z "bratnią pomocą". Zostało tylko stu komandosów i grupa Obrony Terytorialnej Kraju. Wtedy Wilek Hollender wykonał genialny ruch. Pojechał do Kielc i umówił się z kuratorem oświatowym - który zresztą natychmiast wziął urlop z datą wsteczną - że na plan przyjedzie kilkuset maturzystów - mówi Hoffman.

kadr z filmu 'Pan Wołodyjowski', reż. Jerzy Hoffman, 1969kadr z filmu 'Pan Wołodyjowski', reż. Jerzy Hoffman, 1969 zrzut ekranu / Ninateka

Równolegle do filmu "Pan Wołodyjowski" powstawał serial "Przygody pana Michała", którego reżyserem jest nie Hoffman, lecz Paweł Komorowski. Hoffman zrezygnował z kręcenia serialu niedługo po tym, jak jeden z jego drugich reżyserów próbował wywołać strajk pod hasłem "ekipa nie chce pracować z syjonistami". - Byłem tym wszystkim tak zmęczony, że powiedziałem, że kręcę film, a serial niech robi ktoś inny. Nie przypuszczałem jednak, że choć w serialu byli moi aktorzy, moje dekoracje, moje kostiumy, wzięto szereg scen nakręconych przeze mnie albo na moim planie, to w ogóle nie pada tam moje nazwisko - relacjonuje reżyser i dodaje, że Komorowski zmienił jedynie odtwórców dwóch ról - Luśnię zagrał Ludwik Benoit w miejsce Gustawa Lutkiewicza, w roli Ketlinga zaś Andrzej Łapicki zastąpił Jana Nowickiego.

"Ty jesteś ikona, hieratyczna", czyli cierpiący Olbrychski na siodełku

Jak twierdzi sam Hoffman, Nowicki sknocił rolę w "Wołodyjowskim" z jego winy. - Choć sporo wiedziałem już o pracy z aktorem, wymyśliłem sobie, że ze względu na ówczesną modę jako oficer cudzoziemskiego regimentu Nowicki powinien mieć długie włosy. I zrobiliśmy mu perukę. On się w niej fatalnie czuł. Gdy się o tym dowiedziałem, to zamiast wywalić tę pieprzoną perukę, powiedziałem: "Nie, tak ma zostać" - wypomina sobie filmowiec.

kadr z filmu 'Pan Wołodyjowski', reż. Jerzy Hoffman, 1969kadr z filmu 'Pan Wołodyjowski', reż. Jerzy Hoffman, 1969 zrzut ekranu / Ninateka

Techniki motywacji aktora do pracy na planie "Wołodyjowskiego" były różne. Marek Perepeczko, który wcielał się w Adama Nowowiejskiego, otrzymał od Hoffmana polecenie obejrzenia filmu "Myszy i ludzie" z uwagi na postać "dobrodusznego olbrzyma Lenniego". - Mówiłem: "Ty nie musisz udowadniać, że jesteś silny. To widać na pierwszy rzut oka. Powinieneś wolniej się ruszać, bo jesteś tak mocny, że jak raz machniesz ręką, to zabijesz" - mówi reżyser. Z kolei grającego Azję Tuhajbejowicza Daniela Olbrychskiego nosiło - Hoffman ustawiał go do pionu, powtarzając:

Ty jesteś ikona, hieratyczna. Im bardziej będziesz skupiony, nieruchomy, tym bardziej twój gest rozdarcia szaty, by pokazać ryby siną barwą kłute, będzie bardziej wstrząsający.

Jedną z najsłynniejszych scen "Wołodyjowskiego" jest ta, gdzie Tuhajbejowicz zostaje nabity na pal za zdradę Rzeczypospolitej. Szczerba wspomina, że podczas kolaudacji były nawet wątpliwości, czy nie należałoby usunąć tej sekwencji z filmu z uwagi na drastyczność. Tymczasem Hoffman opowiada, że dwa tygodnie zastanawiał się, jak nakręcić całą sytuację w jednym ujęciu, "by wzmocnić wrażenie autentyzmu". - Użyłem wózka, na którym z jednej strony był Daniel, filmowany od pasa w górę, w środku kamera, a z drugiej strony Perepeczko. To jego nogi widzimy, gdy zbliżają się do pala, potem kamera przechodzi przez twarze osób przyglądających się kaźni, by wrócić do twarzy cierpiącego Daniela - opisuje swoje rozwiązanie reżyser i zdradza, że gdy Azja jest podnoszony wraz z palem, Olbrychski w rzeczywistości siedzi na siodełku rowerowym.

Żona Hoffmana wieszała zdjęcia Zawadzkiej na ścianie. Ten je zrywał

Tadeusz Łomnicki opowiadał w jednym z wywiadów wspomnianych przez Jacka Szczerbę, że najpierw nie przyjął propozycji zagrania Michała Wołodyjowskiego, bo bał się, że nie podoła - szczególnie wysiłkowi fizycznemu. Co na to reżyser? - Chytreńko zwołał konsylium i lekarze orzekli, żem zdrów jak koń - mówił aktor. Według samego Hoffmana "jego nie trzeba było reżyserować, choć charakter miał nie najłatwiejszy". Żeby naprawdę był "małym rycerzem", otoczył go "najwyższymi aktorami, jacy byli". 

Ostatecznie Łomnicki oddał się roli Wołodyjowskiego bez reszty - schudł kilkanaście kilogramów, opanował szermierkę i jazdę konną. Hoffman wspomina sytuację, jak Andrzej Osadziński, dyrektor stadniny w Bogusławicach, który "sceptycznie odnosił się do jeździeckich umiejętności Łomnickiego", przyprowadził mu ogiera Beniamiszka. - Łomnicki na niego wsiada, koń podnosi zad i Łomnicki spada. Koniarze ryczą ze śmiechu. Łomnicki zaciska zęby i wsiada drugi raz. I znowu spada - opowiada reżyser. - Tadeusz mówi: "Co za konia mi tu dajecie?". Osadziński: "Jak to co za konia? To trzeba umieć jeździć". I Osadziński wskakuje na Beniamiszka. Koń podnosi zad i Osadziński pierdyk mordą w ziemię. Konsternacja. Okazało się, że przy zaciąganiu popręgu pod siodło dostało się coś ostrego. I jak ktoś na siodle siadał...

Chęciny 1968 rok, Tadeusz Łomnicki jako Michał Wołodyjowski' Chęciny 1968 rok, Tadeusz Łomnicki jako Michał Wołodyjowski'  Fot. ze zbiorów Zamku Królewskiego w Chęcinach

Oczywistością od początku nie było też to, żeby Basię zagrała Magdalena Zawadzka. Do obsadzenia aktorki w tej roli Jerzego Hoffmana zmusiła żona. - Wieszała w mieszkaniu jej zdjęcia, wszędzie – na biurku, na ścianie. Gdy przychodziłem, to je zrywałem, ale zaraz pojawiały się nowe. Dlaczego zrywałem? Bo dla mnie Magda miała w sobie coś zimnego - wspomina filmowiec. Ostatecznie rolę zaproponował Zawadzkiej pewnego dnia, gdy "siedział lekko wstawiony w SPATIF-ie". - Przycisnąłem ją do ściany, opasawszy ramionami, i mówię: "Pani Magdo, chciałem pani zaproponować rolę Basi w »Panu Wołodyjowskim«". Ona tylko zatrzepotała rzęsami. "Wiem, że w życiu jest pani zołzą, ale na ekranie ma pani być urocza". I co? Zagrała rolę życia - kwituje Hoffman. 

Wszystkie cytaty pochodzą z książki "Po mnie choćby 'Potop'", wywiadu-rzeki Jacka Szczerby z Jerzym Hoffmanem.

'Po mnie choćby 'Potop'' - okładka'Po mnie choćby 'Potop'' - okładka mat. prom.

Więcej o: