"Tylko" postać z filmu czy serialu? "Wielu osobom Santana realnie uratowała życie"

Wyobraźcie sobie, że ktoś próbuje wymazać ze wszystkich filmów, książek i seriali np. kobiety z prostymi włosami albo mężczyzn, którzy mają mniej wzrostu niż 1,75 m. Albo jeśli ich pokazuje, to wyłącznie w negatywnym wydźwięku. Co by było, gdyby nie można było w telewizji pokazywać osób starszych albo zabroniono pisania o niebieskookich blondynach czy osobach leworęcznych? Jeszcze niedawno taka była rzeczywistość osób nieheteronormatywnych, które w mediach nie miały żadnej reprezentacji.

Podczas gdy w wielu krajach na całym świecie czerwiec uznany jest za Miesiąc Dumy i czas, w którym ze zwiększoną siłą okazuje się wsparcie społeczności LGBTQ+ i walczy o jej prawa, w czerwcu 2021 roku węgierski rząd przegłosował ustawę "chroniącą najmłodszych przed propagandą LGBT". Ta przewiduje kary za udostępnianie osobom poniżej 18. roku życia filmów, książek i "innych treści" opisujących tematykę seksualności innej niż heteroseksualna. Zakazuje też reklam pokazujących osoby niehetronormatywne jako normalnych członków społeczeństwa. To w praktyce oznacza cenzurę rzeczywistości, a także dramat tysięcy dorastających nastolatków, które często właśnie dzięki filmom i serialom mogły się dowiedzieć, że nie wszyscy ludzie muszą żyć i kochać tak samo. 

Zobacz wideo ROCKETMAN – zwiastun filmu o Eltonie Johnie

Problem wycinania wątków miłosnych pomiędzy osobami tej samej płci i ukrywania bohaterów niebinarnych dotyczy także innych miejsc na świecie. W 2019 roku rosyjski dystrybutor filmu biograficznego Eltona Johna "Rocketman" wyciął z filmu pięć minut, które w oficjalnym komunikacie zostały określone mianem "zmian wprowadzonych w celu uzgodnienia obrazu z ustawodawstwem Federacji Rosyjskiej". Chodzi o bliźniaczo podobne do tych, które uchwalono właśnie na Węgrzech, przepisy o "zakazie promowania homoseksualności, które w 2017 roku Trybunał w Strasburgu uznał za łamiące Europejską Konwencję Praw Człowieka. 

Prawda czasu, prawda ekranu

Jeszcze w XIX wieku Sthendal pisał, że "powieść to jest zwierciadło, które obnosi się po gościńcu - to odbija lazur nieba, to błoto przydrożnej kałuży". Niejednokrotnie to, co widzimy w filmach i to, o czym czytamy w książkach, jest właśnie odbiciem rzeczywistości. Tym ważniejsza jest więc reprezentacja różnorodnych postaci. Jak mówi w rozmowie z Gazeta.pl Robert, który prosi o niepodawanie jego nazwiska, to, co codziennie można obejrzeć w telewizji, może wpływać na czyjeś życie, w sposób, którego twórcy nie są w stanie czasem przewidzieć:

Pamiętam, kiedy jako nastolatek od czasu do czasu oglądałem z rodzicami "Barwy szczęścia". Już wtedy na ekranie Telewizji Polskiej pojawiali się homoseksualni bohaterowie. Kiedy Władek (Przemysław Stippa) i Maciek (Tomasz Mycar wyznał kilka lat później, że faktycznie jest gejem) zaczynali flirtować, mówili o wspólnej przyszłości, robiłem się czerwony jak burak, a na twarzy można było dostrzec ponadto dziwny uśmieszek skrępowania, który towarzyszy mi w wyjątkowo stresujących momentach. Miałem poczucie, że robię coś złego, a to przecież nie ja pisałem scenariusz, nie ja decydowałem o emisji tych scen. Bałem się reakcji rodziców, którzy w każdym momencie mogli spytać, czy i ja nie jestem gejem. Wtedy nie byłbym w stanie się przyznać, nie byłem gotowy i myślę, że wielu nastolatków ma podobnie. 

- Dlatego uważam, że kreowanie homoseksualnych bohaterów - zarówno panów, jak i pań, jest bardzo istotne. Jest bardzo istotne zwłaszcza w Polsce, kraju, który jest uznawany za jeden z najmniej tolerancyjnych i jeden z najbardziej nieprzychylnych społecznościom tęczowym na świecie. Okej, wielu ludzi może uznać, że to promocja "wynaturzenia", "inności", "niekonstytucyjnego modelu rodziny", ale jeśli będziemy bierni, jeśli producenci i scenarzyści będą bierni, nie wpłyniemy na zmianę myślenia konserwatywnych środowisk. Warto pokazywać na ekranie takie osoby, warto uzmysławiać, że to też osoby, które kochają, które zdradzają, że to zarówno wojskowy, jak i tancerz. Warto, a nawet trzeba walczyć z negatywnymi stereotypami - konkluduje. 

Jak pokazują ostatnie lata i wydarzenia wokół Oscarów czy Złotych Globów, kończy się powoli społeczne przyzwolenie na płaską i jednostronną wizję świata przekazywaną w konsumowanych codziennie treściach kultury. Netflix, który działa w blisko 190 krajach na całym świecie, prowadzi kampanię pod hasłem "Nie da się napisać pełnej historii bez LGBTQIA+". Postaci niehetronormatywne użytkownicy platformy zobaczyć mogli w takich produkcjach jak "Orange Is the New Black", "Dom z papieru", "Stranger Things", "Sex Education, "Gambit królowej", "Chilling Adventures of Sabrina" czy "Szkoła dla elity". I to się naprawdę liczy. Wiktoria Beczek z Gazeta.pl zwraca uwagę: 

Gdy "Glee" miało swoją premierę, byłam już dwudziestokilkuletnią kobietą, wyoutowaną przed rodziną i przyjaciółmi, pozornie czującą się ze sobą całkiem dobrze. Ale gdzieś z tyłu głowy wciąż wracały do mnie słowa bohaterki serialu, Santany, która o tym, że zakochała się w swojej przyjaciółce, postanowiła powiedzieć babci: "Każdy dzień to wojna. Jestem wściekła na świat, a tak naprawdę walczę ze sobą. Nie chcę już walczyć. Jestem zmęczona. Muszę być wreszcie sobą". 
Santana, tak jak ja sama, nie wpasowywała się w schematy, nie była lesbijką, jakich wówczas było wiele w filmach i serialach - zbudowanych na negatywnych stereotypach, nieszczęśliwych, czarnych charakterach czy lądujących ostatecznie w związkach z mężczyznami. Nigdy wcześniej i nigdy później nie utożsamiałam się tak mocno z żadną postacią. Santana pozwoliła mi myśleć, że nie jestem sama. To, jak wiele zawdzięczam Santanie, jak bardzo pomogła mi w zaakceptowaniu siebie, uświadomiłam sobie po tragicznej śmierci Nai Rivery, która nie tylko odegrała tę postać, ale wcześniej wywalczyła ją u producentów. - Zaczęło się jako coś zabawnego - ot, Santana czasem sypia ze swoją przyjaciółką Brittany. Ale namawiałam, żeby podejść do tego serio, bo dla wielu ludzi to nie jest żart, to ich prawdziwe życie - mówiła. 
Riverę opłakiwały setki tysięcy osób, które w jej bohaterce zobaczyły siebie. Wielu z nich, zwłaszcza niebiałym dziewczynom, bo była pierwszą lesbijką Latynoską w telewizji, Santana realnie uratowała życie.

Moralność, biznes i cenzura

A przecież od lat wcale nie jest potrzebne restrykcyjne prawo, żeby wątki LGBT cenzurowano. W USA swego czasu głośny był przypadek, kiedy amerykańskie linie lotnicze postanowiły ocenzurować film "Booksmart" - produkcję wyreżyserowaną przez Olivię Wilde, aktorkę szerokiej publiczności znaną jako Trzynastka z "Doktora House'a". Polski tytuł rzeczonego filmu to "Szkoła melanżu", zaś sama historia opowiada o dwóch przyjaciółkach, które po latach spędzonych na ciężkiej nauce na uniwersytecie, dochodzą do wniosku, że zupełnie zmarnowały tan czas. Ponieważ nie był na ani jednej imprezie, wiedzą, że przez to brakuje im ważnych doświadczeń. Są zdeterminowane, żeby te cztery lata nadrobić w jedną noc i rzucają się w wir zabawy. I tak dochodzimy do sceny, w której dwie dziewczyny grane przez Kaitlyn Dever i Dianę Silvers, całują się w łazience i zaczynają się kochać. Obie aktorki są ubrane przez całą scenę, kamera pokazuje jedynie ich twarze. A kiedy jedna z nich wymiotuj, to całe napięcie erotyczne siada. I tej sekwencji zabrakło w wersji filmu wyświetlanej na pokładach samolotów linii Delta. 

KADR /KADR / 'Booksmart', reż. Olivia Wilde, prod. Annapurna Pictures (2019)

Rzecznik linii lotniczych przekazał później mediom, że jego firma "ceni różnorodność i integrację jako istotę naszej kultury i naszej misji", a co do repertuaru udostępnianego na pokładach samolotów, to współpracuje z producentami filmów i firmą montażową, które dostarczają zarówno niezmienione wersje filmów, jak i przemontowane. Jeśli coś w oryginalnej wersji filmu nie spełnia wytycznych linii lotniczej, ta puszcza wersję firmy montażowej. Delta nie chciała też upublicznić swoich wytycznych dotyczących filmów puszczanych na pokładach jej samolotów.

Jak cię widzą, tak cię malują 

Wycinanie postaci LGBT to jeden wątek. Kolejna sprawa to, jak queerowi bohaterowie są pokazywani w kinie głównego nurtu. Jednym z głośnych wątków był Buffalo Bill z "Milczenia owiec". To seryjny morderca, który po tym, jak nie dostał zgody na korektę płci, zaczął mordować kobiety, by obdzierać je ze skóry i uszyć z nich kostium dla siebie. Niedługo po premierze zaczęła się dyskusja o tym, że jednoczesne pokazanie go jako biseksualnego i transpłciowego bohatera w najbardziej stereotypowy dla popkultury sposób, jest skrajnie homo- i transfobiczne i szkodliwe dla całej społeczności. Nie pomagało też to, że w filmie Hannibal Lecter podkreśla w rozmowie z agentką Starling, iż Buffalo Bill "nienawidzi swojej osobowości i myśli, że to czyni go transseksualistą, jego patologia jest tysiąc razy bardziej dzika i przerażająca".

'Milczenie owiec', reż. Jonathan Demme"Milczenie owiec", reż. Jonathan Demme Mat. pras. Orion Pictures Corporation Strong Heart/Demme Production

Na tę kwestię zwróciła też Natalie Wyn, znana jako ContraPoints. To jedna z bardziej kompetentnych amerykańskich youtuberek, która w swoich rozbudowanych filmach analizuje bieżące wydarzenia polityczne i kulturalne. Zajmuje się m.in. tematyką transpłciowości, gwałtu, konserwatyzmu, polityki, sprawiedliwości społecznej i filozofii. W swoich filmach powołuje się na rzetelnych informacji i naukowe źródła, które jednocześnie potrafi przedstawić z dużym poczuciem humoru. W jednym ze swoich najnowszych nagrań, które poświęcony jest głównie sprawie J.K. Rowling i jej transfobicznych wypowiedzi, Wynn zauważa, jaki wpływ filmy takie jak "Milczenie owiec" mają na ludzi:

"Milczenie owiec" to dobry film i nie mówię, że robienie filmów czy pisanie książek o transpłciowych seryjnych mordercach jest nieskończenie złe, ale problemem jest tu kwestia reprezentacji. Przez długie lata nikt w telewizji czy filmie nie potrafił pozytywnie pokazać społeczności osób trans. Ale mamy za to całą masę seryjnych morderców, którzy przebierają się za kobiety. I to ma wpływ na to, jak ludzie myślą. Kiedy rozmawiamy o prawach osób transpłciowych, a ludzie choćby podświadomie pamiętają tylko takie filmy jak "Psychoza" - to ma przykre konsekwencje dla społeczności trans. Z drugiej strony - dla osób transpłciowych, takich jak ja - psychologicznie nie jest korzystne to, że kiedy dorastamy, to w mediach zobaczyć możemy tylko nasze potworne karykatury.

Pamiętajmy o tym, bo Polska niebezpiecznie zmierza w tym samym kierunku, co Węgry.

Czego dzieci nie powinny widzieć? 

Ameryka oczywiście od lat słynie z wyjątkowo gorliwego cenzurowania obyczajowego większości tworów kultury, a polscy nadawcy często nie różnią się w swoich wyborach aż tak bardzo od nich. W latach 90. zarówno wśród polskich, jak i amerykańskich dzieci niezwykle popularny był japoński serial anime "Czarodziejka z księżyca". Historia co do zasady opowiadała o tym, jak nastolatki w mundurkach z bardzo krótkimi spódniczkami walczą z demonami i wysłannikami zła. Nie brakowało tam scen walk i przemocy, niejednokrotnie bohaterowie i bohaterki ginęli w brutalny sposób. Bajka jak na polskie warunki była bardziej niż egzotyczna i wywoływała niepokój dorosłych, którzy nie rozumieli, co dzieci, w tym widzą. A co więcej, ku zgrozie licznych polskich księży, w tej animacji pojawiały się postaci LGBT, w tym postaci transpłciowe!

'Milczenie owiec', reż. Jonathan Demme'Sailor Moon' - kadr

Już w pierwszej serii pojawiał się wątek niejednoznacznego romansu dwóch generałów Zoisite i Kunzite, którzy darzyli się uczuciem raczej ambiwalentnym. Jednak gdy jeden z nich umierał, to dzieciaki w Polsce słyszały, jak mówi do ukochanego "Kochałem cię jak brata" - w oryginale tego brata już nie było.

Haruka i Michiru aka Czarodziejka z Urana i Czarodziejka z NeptunaHaruka i Michiru aka Czarodziejka z Urana i Czarodziejka z Neptuna 'Sailor Moon' - kadr z animacji

Mali widzowie nie mogli też usłyszeć wprost, że Czarodziejki z Neptuna i Urana są w związku (ale wszyscy się domyślali!), do tego jedna z nich, Haruka, "w cywilu" zazwyczaj chodziła ubrana po "męsku" i miała krókie włosy. Z kolei, kiedy w japońskim oryginale koleżanki podejrzewają Rei, iż umówiła się na randkę z dziewczyną, to w polskiej wersji, ta dziewczyna nazywana jest chłopcem! Podobny los spotkał niebinarną postać Fisheye - w animacji jest to bohater męski o bardzo kobiecej twarzy i bardziej chłopięcej sylwetce. Po polsku Rybie Oko została po prostu dziewczyną, która magicznie potrafi "zmienić" płeć na męską. 

Fish Eye w polskiej wersji językowej została jednoznacznie sprowadzona do płci żeńskiejFish Eye w polskiej wersji językowej została jednoznacznie sprowadzona do płci żeńskiej Sailor Moon S / Kadr

Jednoznacznie ujednolicić nie udało się za to Gwiezdnych Czarodziejek, które w ramach magicznej transformacji stawały się kobietami, podczas gdy zwykłe codzienne życie wiodły jako chłopcy, członkowie super-popularnego boys-bandu. Nikt nie miał wątpliwości, że dochodzi do zmiany płci, bo na animacji ukazana została zmiana kształtu ciał.

Sailor Stars po przemianie i w 'cywilu'Sailor Stars po przemianie i w 'cywilu' 'Sailor Moon' / Kadr z animacji

Uczciwie dodajmy, że "Czarodziejka z księżyca" emitowana była w Europie, Ameryce Północnej i w licznych krajach azjatyckich, i niemal wszędzie poddano ją jakiejś formie cenzury czy tak zwanej adaptacji kulturowej. Tutaj najwięcej wycięli znowu Amerykanie, którzy ukrywali nagość postaci, modyfikowali wątki LGBT i wycinali sceny przemocy oraz zgonów. Mało kto był gotowy na taką samą otwartość, jak sami Japończycy. 

Sama mogę przyznać, że właśnie dzięki tej animacji dowiedziałam się, że dwie kobiety może łączyć miłość romantyczna i zdecydowanie nikt się tym nie gorszy, to także ta bajka zasygnalizowała mi, że przypisana jednostce płeć nie musi być jednoznaczna. Zrozumienie, o co chodziło, może i było karkołomne dla dzieci, ale pokazanie takich bohaterów dawało wgląd w nieznane z codziennego życia wątki. I co więcej, nikt w tej bajce postaci nieheteronormatywnych za to, że są odmienne, nie prześladował! A dzieci mają tę cudowną właściwość, że łatwo biorą sobie do serca przesłanie o miłości i sprawiedliwości. 

Więcej o: