To były bez wątpienia najmocniejsze słowa gali.
W tym roku Bartosz Bielenia, który w zeszłym odebrał statuetkę za "Boże Ciało" Jana Komasy, ogłaszał nazwisko zwyciężczyni w kategorii pierwszoplanowa rola kobieca. Zanim je podał, aktor zwrócił się do Polskiej Akademii Filmowej:
Może szkoda się tak ograniczać, gdy wiemy, że istnieje całe niebinarne spektrum między męskim a kobiecym?
To argument za niedzieleniem kategorii pod kątem płci. Taką decyzję podjęli już organizatorzy Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Berlinie. Od tego roku podczas Berlinale nagrody dla najlepszych aktorek i aktorów są zastąpione przez nagrody za najlepszy występ pierwszo- i drugoplanowy.
Bielenia to aktor, który bardzo angażuje się w sprawy społeczne i nie boi się mocnych wystąpień. Podczas wręczania nagród przyznawanych przez Komisję Europejską w imieniu głosującej na najlepszy europejski film według publiczności, przez minutę krzyczał w geście solidarności z Białorusią. Z kolei po medialnej burzy, jaka zaczęła się w związku z listem otwartym Anny Paligi dotyczącym niewłaściwych zachowań wykładowców wobec studentów wydziału aktorskiego łódzkiej filmówki, Bielenia mówił: "Jestem sprawcą przemocy". Przepraszał za to, że jako student krakowskiej AST brał udział w tzw. fuksówkach. To forma otrzęsin, często dość upokarzających, którą pierwszorocznym studentom przez lata na wielu uczelniach aktorskich fundowali starsi studenci.
Najlepszym filmem roku został wybrany "Zabij to i wyjedź z tego miasta" Mariusza Wilczyńskiego.