Uwaga! W tekście jest mowa o samobójstwie.
Dlaczego?
W tym czasie pytanie to przychodziło Robinowi do głowy częściej niż kiedykolwiek. Miał za sobą za sobą jakieś trzydzieści pięć lat kariery w show-biznesie i ponad sześćdziesiąt jako istota ludzka. Co jeszcze mógł osiągnąć w swojej dziedzinie i dlaczego czuł wewnętrzny przymus, by nadal robić to, co robił? W swojej branży zdobył niemal wszystko, co się dało, posmakował największych sukcesów, miał na półce większość najważniejszych nagród. Jego przyjaciel David Letterman powiedział o nim podczas jednego ze spotkań w Late Show: "Na litość boską, mógłby przejść na emeryturę. Przecież i tak ma zapewnione miejsce w galerii zasłużonych".
Robin nie mógł uwierzyć, że czas biegnie tak szybko. Że z głodnego sławy nowicjusza przeobraził się w mistrza w swoim fachu, a potem w… no cóż, w tego, kim był teraz. Podczas Late Show odpowiedział Lettermanowi: "Dopiero co byliśmy dzieciakami, a teraz jesteśmy starzy i…". "Nie mamy już mocy" – podpowiedział Letterman. Robin uściślił jednak: "Nie trzymamy już moczu… ani nie mamy mocy. To brzmi jak nazwa dla komediowego duetu. Powitajcie Panów Pomoczonego i Pozbawionegomocy!".
Każdy etap jego kariery zaczynał się od wypłynięcia na nieznane wody, improwizacji. Żadna mapa, żaden plan nie doprowadziłby go do miejsca, w którym znajdował się teraz. Wszystko w jakimś momencie dobiegało końca – takie były realia jego zawodu, które zaakceptował, mimo wszystko próbując przekroczyć pewne granice. Zastanawiał się teraz, co by było, gdyby faktycznie zakończył karierę i po raz ostatni pożegnał się z publicznością. Czy byłby w stanie przeżyć taki cios? Niewielu jego kolegów dotarło do tego etapu życia i zachowało zdrowie oraz nietkniętą reputację – rzadko kończyło się to dla nich pomyślnie.
(...)
Tej jesieni Robin udał się do Nowego Jorku, by zagrać tytułową rolę w filmie pod tytułem Choleryk z Brooklynu, kolejnej niezależnej czarnej komedii. Jej głównym bohaterem jest opryskliwy prawnik, który dowiaduje się, że ma tętniaka i zostało mu półtorej godziny życia. W jednej ze scen skacze z mostu Brooklyńskiego do East River, ale nie robi sobie żadnej krzywdy. Z wody wyciąga go jego własny lekarz, który – jak się okazuje – pomylił się w diagnozie. Kiedy aktor opisywał kręcenie tej sceny w programie Davida Lettermana, gospodarz zapytał go, czy potrzebował zastrzyku na wzmocnienie odporności. Wówczas Robin odparł: "Nie dali mi żadnego zastrzyku i mam nadzieję, że nie będę go potrzebował jeszcze przez jakieś dwadzieścia lat. Nie jestem jak Katharine Hepburn, żeby fałszywie zapewniać [drżącym głosem:] »Wszy-ystko jest w po-orządku«
Dlaczego więc Robin upierał się, by grać w tych filmach, tak odległych od wspaniałych hollywoodzkich produkcji, w których niegdyś brylował? W filmach, które miały szczęście, jeżeli w ogóle trafiły na kinowe ekrany? Dlaczego wciąż poświęcał każdą wolną chwilę pracy i brał każde zlecenie, jakie tylko się nadarzyło? Tak, potrzebował pieniędzy, zwłaszcza teraz, kiedy miał dwie eksżony i jedną aktualną, której chciał zapewnić wygodne życie. Sam stwierdził: "Mam do zapłacenia rachunki. Prowadzę teraz skromniejsze życie, w jak najlepszym sensie tego słowa. Sprzedaję ranczo w Napa, bo nie mogę sobie już na nie pozwolić". Nie stracił całego majątku, ale jak podsumował: "Wydałem już dosyć. Rozwód to kosztowna sprawa".
(...)
Od października 2013 roku Robin zaczął doświadczać rozmaitych fizycznych dolegliwości o różnym nasileniu, pozornie ze sobą niezwiązanych: skurczów żołądka, niestrawności i zatwardzeń. Pojawiły się kłopoty ze wzrokiem, z oddawaniem moczu i ze snem. Drżenie lewej dłoni powróciło, a zaraz potem dołączyła do niego skokowa sztywność mięśni – jego ramię bez widocznej przyczyny zatrzymywało się w pewnych pozycjach. Głos mu osłabł, a sam aktor przygarbił się i czasem wydawał się zamierać bez ruchu tam, gdzie stał.
Susan przywykła do tego, że Robin bywał nerwowy, ale teraz, kiedy z nim rozmawiała, jego niepokój wydawał się przekraczać dotychczasowe granice. Opowiadała: „Bez końca pojawiały się kolejne objawy, niektóre z nich z początku słabe i niezauważalne.To było jak ruletka: jaki symptom pojawi się w tym miesiącu? W pewnej chwili zaczęłam się zastanawiać, czy mój mąż nie jest czasem hipochondrykiem. Staraliśmy się dojść, co jest grane, ale pytania zostawały bez odpowiedzi, mimo że próbowaliśmy wszystkiego".
Billy Crystal stwierdził, że Robin zaczął dzielić się obawami również z przyjaciółmi, ale tylko do pewnego stopnia: „Nie czuł się dobrze, lecz nie zdradzał mi wszystkiego. Pewnego razu powiedział: »Stałem się trochę kruchy«. Nie wiedziałem, co się dzieje, poza tym, że nie było mu z tym dobrze". Jesienią Crystal i jego żona Janice zaprosili Robina do kina w Los Angeles na komedię Josepha Gordona-Levitta Don Jon. Crystal zapamiętał ich spotkanie na parkingu: "Nie widziałem się z nim od czterech czy pięciu miesięcy. Kiedy wysiadł z samochodu, jego wygląd nieco mnie zaskoczył. Robin był dużo chudszy i wydawał się bardzo delikatny". Po filmie poszli na kolację. Crystal relacjonował: "Wydawał się bardzo spokojny. W pewnym momencie wyciągnął dłoń, położył mi ją na ramieniu i spojrzał tak, jakby chciał mi coś powiedzieć". Jednak dopiero przy pożegnaniu Robin pozwolił sobie na wybuch emocji. "Objął mnie i Janice na do widzenia i zaczął płakać. Zapytałem go: »Co się dzieje?«, a on odparł: »Och, to ze szczęścia na wasz widok. Zbyt długo się nie widzieliśmy, a wiecie, że kocham was oboje«".
Gdy Billy i Janice wracali do domu, Robin bombardował ich telefonami. Zapewniał oboje o swojej wdzięczności, a w jego głosie brzmiała rozpaczliwa niepewność. Kończył jedną rozmowę słowami: "Wszystko w porządku, po prostu tak bardzo was kocham. Cześć!" i po pięciu minutach dzwonił po raz kolejny: "Nie wydałem wam się przypadkiem zbyt sentymentalny? Spotkajmy się wkrótce znowu!".
(...)
28 maja 2014 roku Robin dowiedział się wreszcie, co mu dolega. Zdiagnozowano u niego chorobę Parkinsona, zwyrodnieniową chorobę ośrodkowego układu nerwowego, upośledzającą funkcje motoryczne i poznawcze, a w końcu prowadzącą do śmierci. W ten sposób spełniła się jedna z najgłębszych i najstarszych obaw Robina – że jakieś schorzenie pozbawi go umiejętności aktorskich, postępując po trochu, małymi, niezauważalnymi krokami, a w końcu pozostawi pusty, wydrążony wrak człowieka. Susan próbowała znaleźć w tej okropnej sytuacji choćby okruch pozytywnej myśli – teraz przynajmniej Robin wiedział, co mu jest, i mógł skupić się na leczeniu. Stwierdziła: "Znaleźliśmy odpowiedź. Moje serce napełniło się nadzieją, ale z jakiegoś powodu wiedziałam, że Robin jej nie podzielał".
Na spotkaniu z neurologiem Robin zadał kilka pytań dotyczących diagnozy. Chciał wiedzieć, czy ma chorobę Alzheimera, czy ma demencję, a może schizofrenię? Za każdym razem słyszał w odpowiedzi: "nie". Lekarz próbował dodać mu otuchy, mówiąc, że pacjenci z chorobą Parkinsona często mogą trzymać jej objawy na wodzy, gdy znajdą odpowiednie lekarstwo, lecz według Susan Robin pozostał nieprzekonany. "Nie potrafił zrozumieć, jak to możliwe, że mózg wymyka mu się spod kontroli, a jednocześnie lekarze mówią: »Opanujemy Parkinsona tak, by przeżył pan kolejne dziesięć lat w dobrym zdrowiu«".
(...)
Wieczorem 10 sierpnia, w niedzielę, Robin i Susan byli razem w domu w Tiburon. Nagle Robin zaczął się dziwnie zachowywać. Uroił sobie, że ktoś chce ukraść jego kosztowne markowe zegarki. Włożył kilka z nich do skarpetki, a potem około siódmej wieczorem pojechał do Rebekki i Dana Spencerów w Corte Madera, jakieś cztery kilometry od jego domu, by oddać im zegarki na przechowanie. Po tym, jak wrócił, Susan zaczęła przygotowywać się do spania. Mąż czule zaproponował, że wymasuje jej stopy, ale tego wieczoru podziękowała mu za ofertę. Wspominała: "Tak jak zawsze powiedzieliśmy sobie: »Dobranoc, kochanie«".
Robin kilka razy wchodził do jednej i drugiej sypialni, szukał czegoś w swojej szafie, a w końcu wyszedł z iPadem, żeby poczytać przed snem. Susan zinterpretowała to jako dobry znak: od miesięcy nie widziała, żeby coś czytał czy nawet oglądał telewizję. Później powiedziała: "Wyglądało na to, że poczuł się lepiej, jakby wkroczył na drogę ku uzdrowieniu. Pomyślałam wtedy: »Świetnie, lekarstwa zaczęły działać. Nareszcie się wyśpi«". Potem, o wpół do jedenastej wieczorem zobaczyła, jak Robin opuszcza pokój i zmierza ku swojej sypialni leżącej na końcu korytarza po przeciwnej stronie domu.
Susan obudziła się następnego ranka – w poniedziałek 11 sierpnia – i zauważyła, że drzwi do sypialni Robina wciąż są zamknięte, więc pomyślała z zadowoleniem, że mężowi w końcu udało się odpocząć. Po chwili pojawili się Rebecca i Dan Spencerowie, a Rebecca zapytała, jak minął weekend z Robinem. Susan optymistycznie odparła: "Wydaje mi się, że poczuł się trochę lepiej". Planowała zaczekać, aż mąż się obudzi, żeby z nim pomedytować, ale kiedy o dziesiątej trzydzieści jeszcze nie wstał, wyszła z domu załatwić parę spraw.
O jedenastej Rebecca i Dan zaczęli się niepokoić, że Robin wciąż nie wychodzi z pokoju. Rebecca wetknęła mu pod drzwi kartkę z pytaniem, czy wszystko w porządku, ale nie doczekała się odpowiedzi. O 11:42 wysłała SMS-a do Susan, że zamierza obudzić Robina, a Dan poszedł poszukać drabinki, żeby zajrzeć do sypialni przez okno od zewnętrznej strony domu. Tymczasem Rebece za pomocą rozgiętego spinacza do papieru udało się otworzyć zamek w drzwiach do sypialni. Weszła do środka i dokonała przerażającego odkrycia. Robin powiesił się na pasku od spodni. Nie dawał znaku życia.
***
Książka "Robin" ukazała się w 2018 roku nakładem Wydawnictwa Agora. Fanów Robina Williamsa z pewnością zaciekawią także dokumenty "Dzień dobry, Robin" (dostępny w CANAL+ online) oraz "Robin Williams: W mojej głowie" (dostępny w HBO GO).