Akcja najnowszego "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego poprowadzona została dwoma równoległymi torami. Podczas weselnej nocy swojej wnuczki, nestor rodu wspomina swoją młodość, pierwszą wielką miłość i dramatyczne wydarzenia, których był świadkiem w czasach II wojny światowej. Wojciech Smarzowski podkreśla w najnowszej rozmowie z "Newsweekiem", że jednak jego film nie dotyczy dokładnie pogromu w Jedwabnem. Bardziej jest opowieścią o emocjach i ludziach, która ma stanowić próbę odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego Polacy wyparli Żydów z pamięci i dlaczego "polski antysemityzm ma tak mocne fundamenty i dlaczego radzi sobie świetnie, nawet bez Żydów".
Nowe "Wesele" to odpowiedź na zakłamywanie historii — mówi w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką reżyser i tłumaczy, że zdecydował się poruszyć temat relacji polsko-żydowskich w czasach II wojny światowej niedługo po tym, jak IPN zdecydował się wprowadzić ustawę, w której mowa o odpowiedzialności karnej dla badaczy Holokaustu, którzy swoje badania będą prowadzić "w sposób niezgodny z wytycznymi władzy". Smarzowski dodaje, że film powstał z głębokiej potrzeby serca, a myślał nad takim projektem już od czasu, gdy Jan Tomasz Gross wydał swoją głośną książkę "Sąsiedzi". I dobrze wiedział, jakie mogą być tego konsekwencje:
"Róża" jest zakazana w Rosji, "Wołyń" – na Ukrainie, a "Wesele" może być zakazane w Polsce. (...) Robiąc ten film, miałem świadomość, że wyleją się na mnie pomyje. Prawdopodobnie na lata stanę się nadwornym Żydem polskiej kinematografii i przejmę od Maćka Stuhra berło po "Pokłosiu".
Przypomnijmy, że problemy z realizacją projektu pojawiły się już na etapie szukania dofinansowania — reżyser składał wniosek o wsparcie finansowe niedługo po premierze "Kleru". Filmowiec zwrócił się do PISF-u o sześć mln zł dotacji przy budżecie oszacowanym na etapie wnioskowania na 25 596 319 zł. PISF długo nie chciał się zgodzić na to, by dać na produkcję pieniądze, o czym media pisały z dużym zaangażowaniem. Najpierw odmowę uzasadniono brakiem odpowiedniej opinii historyka, a ostatecznie zamiast regularnego dofinansowania przyznano tak zwaną "zachętę". Ten system wspierania produkcji audiowizualnych jest prowadzony od 2019 roku i oferuje zwrot poniesionych w Polsce kosztów produkcji w wysokości 30 proc. polskich wydatków kwalifikowalnych. Wydatki kwalifikowane to "koszty, które zostały poniesione przez przedsiębiorców podczas prowadzenia przez nich projektu o dotacje z funduszy (...) i kwalifikują się do refundacji w ramach udzielonego im dofinansowania".
Dużym wyzwaniem już w trakcie pracy nad filmem była też niespodziewana śmierć aktora Ryszarda Ronczewskiego, który zmarł na COVID w połowie zdjęć. Reżyser podkreśla, że to właśnie on grał z jego perspektywy najważniejszą postać w filmie - "Dziadka, który ma alzheimera i nie pamięta, co jadł na śniadanie, ale pamięta wydarzenia z przeszłości, jakby je widział wczoraj". Niespodziewane odejście zabolało, bo przede wszystkim "odszedł świetny aktor i wyjątkowy człowiek".
"Wesele" — jak zapowiada dystrybutor — to historia miłości tak mocnej, że przekracza granice, nie mieści się w ramach i jest silniejsza od wszelkich barier. To szczere spojrzenie na współczesny świat, a także dramatyczna podróż w przeszłość, która nikomu nie pozostanie obojętna.
Obsada wygląda imponująco. Znaleźli się w niej: Robert Więckiewicz, Michalina Łabacz, Agata Kulesza, Andrzej Chyra, wspomniany już Ryszard Ronczewski, Arkadiusz Jakubik, Mateusz Więcławek, Tomasz Schuchardt, Przemysław Przestrzelski i najnowsze aktorskie odkrycie twórcy "Kleru" - Agata Turkot.
"Wesele" wchodzi do kin 8 października.