Nowe ustalenia ws. wypadku na planie filmu z Alekiem Baldwinem. "LAT": Przed tragedią doszło do protestu

W czwartek 21 października na planie filmu "Rust" zdarzył się tragiczny wypadek. Alec Baldwin postrzelił dwie osoby, raniąc 48-letniego reżysera i scenarzystę Joela Souzę oraz 42-letnię operatorkę i szefową zdjęć Halynę Hutchins, która nie przeżyła. Agencja Reutera powołuje się na dokumenty sądowe, wedle których przed użyciem broni asystent reżysera ogłosił, że nie jest ona naładowana.

Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>

21 października ok. godz. 14:00 czasu lokalnego na ranczu Bonanza Creek w Nowym Meksyku doszło do tragedii — podczas prac nad filmem "Rust" Alec Baldwin nieumyślnie postrzelił dwie osoby z rewolweru, który miał służyć za rekwizyt, jednak był naładowany ostrymi nabojami. W piątek opublikowano dokumenty ze śledztwa. W oświadczeniu dla mediów detektyw Joel Cano z policji w Santa Fe przekazał m.in., że rewolwer był jednym z trzech, które zostały umieszczone przez płatnerkę Hannah Gutierrez na wózku przed budynkiem, gdzie kręcono sceny. Z zebranych zeznań wynika, że asystent reżysera Dave Hall wziął broń i zaniósł Baldwinowi, krzycząc "cold gun" ("zimna broń"). Zarówno aktor, jak i Hall nie wiedzieli o tym, że rewolwer w rzeczywistości jest naładowany.

Zobacz wideo Polacy kochają paradokumenty. Powinni też pokochać mockumenty - "The Office PL" to mocna jazda

Problemy na planie filmu z Alekiem Baldwinem jeszcze przed wypadkiem. "Pośpiech, pośpiech, pośpiech"

Agencja Reutera podaje, że w trakcie śledztwa pojawiły się pytania o warunki pracy na planie niskobudżetowego "Rust" — Baldwin był zarówno jego gwiazdą, jak i współproducentem. Z rozmów przeprowadzonych przez "Los Angeles Times" i "Deadline" z osobami powiązanymi z produkcją wyłania się nieciekawy obraz. W ubiegłą sobotę na planie miało dojść do podobnej sytuacji, w której dubler Baldwina przypadkowo wystrzelił z broni, również opisanej uprzednio jako "zimna".  — W tej sprawie potrzebne było dochodzenie. Tymczasem nie mieliśmy spotkań dotyczących bezpieczeństwa. Nie było pewności, że to się nie powtórzy. Ciągle tylko pośpiech, pośpiech, pośpiech — powiedział "LAT" jeden z członków ekipy filmowej. 

Okazuje się też, że w czwartek, na kilka godzin przed tragicznym wypadkiem, operatorzy kamer i ich asystenci postanowili zaprotestować przeciwko warunkom pracy i opuścili plan. W "Los Angeles Times" czytamy m.in. o "frustracji długimi dniami zdjęciowymi, dojazdami i oczekiwaniem na wypłaty". Według źródeł cytowanych przez "LAT" podczas kręcenia "Rust" na ogół nie przestrzegano protokołów — kwestia broni palnej była tylko jednym z problemów; jest też mowa o braku zakwaterowania czy nieprzestrzeganiu epidemicznych zasad bezpieczeństwa. "Deadline" dotarło do informacji opublikowanych na prywatnym profilu przez osobę z ekipy, która twierdzi, że po proteście producenci zatrudnili w zastępstwie cztery osoby niezrzeszone w związkach i "chcieli nasłać na protestujących policję". 

Firma Rust Movie Productions wydała oświadczenie, w którym zapewnia, że "bezpieczeństwo obsady i ekipy jest najwyższym priorytetem". "Chociaż nie poinformowano nas o żadnych oficjalnych skargach dotyczących bezpieczeństwa broni lub rekwizytów na planie, będziemy przeprowadzać wewnętrzny przegląd naszych procedur, zaś sama produkcja zostanie wstrzymana. Będziemy nadal współpracować z władzami Santa Fe w ich śledztwie i zapewnimy dostęp do pomocy psychologicznej obsadzie i ekipie w tym tragicznym czasie" - pisze producent, cytowany przez "Deadline"

Więcej o: