Kobieta dzwoniąca na numer alarmowy przedstawiła się jako asystentka reżysera. Przekazała, że "dwie osoby zostały przypadkowo postrzelone na planie filmowym za pomocą rekwizytu pistoletu".
- Natychmiast potrzebujemy pomocy - dodała. Poinformowała także, że postrzeleni zostali reżyser oraz operatorka. Dodała, że nie wie, czy broń była naładowana prawdziwymi nabojami.
- Siedziałam, odbywaliśmy próbę, pistolet wystrzelił, a ja wybiegłam. Wszyscy wybiegliśmy [z budynku - red.] - relacjonowała dyspozytorce.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Z nagrania wynika, że kobieta, będąc na linii, rozmawiała jednocześnie z kimś z planu filmowego. Wspomniała o mężczyźnie o imieniu Dave, który miał krzyczeć na nią wcześniej podczas lunchu.
- Powinien był sprawdzić tę broń, jest odpowiedzialny za to [co się stało - red.] - powiedziała w pewnym momencie.
Słuchawkę po kilku minutach przejął mężczyzna. Przekazał dyspozytorce, że obie postrzelone osoby są przytomne. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie, w które części ciała trafiły pociski. Ze słów mężczyzny wynikało, że na planie znajdował się medyk, który udzielał rannym pierwszej pomocy.
W czwartek na ranczu Bonanza Creek w Nowym Meksyku doszło do tragedii — podczas prac nad filmem "Rust" aktor Alec Baldwin nieumyślnie postrzelił dwie osoby z rewolweru, który miał służyć za rekwizyt. Jak się okazało, broń była naładowana ostrymi nabojami.
Postrzału nie przeżyła 42-letnia operatorka i szefowa zdjęć Halyna Hutchins, ranny został 48-letni reżyser i scenarzysta Joela Souza.
Rewolwer był jednym z trzech, które zostały umieszczone przez płatnerkę Hannah Gutierrez na wózku przed budynkiem, gdzie kręcono sceny. Z zebranych zeznań wynika, że asystent reżysera Dave Hall wziął broń i zaniósł Baldwinowi, krzycząc "cold gun" ("zimna broń"). Zarówno aktor, jak i Hall nie wiedzieli o tym, że rewolwer w rzeczywistości jest naładowany.