W czwartek na ranczu Bonanza Creek w Nowym Meksyku doszło do tragedii - podczas prac nad filmem "Rust" aktor Alec Baldwin nieumyślnie postrzelił dwie osoby z rewolweru, który miał służyć za rekwizyt. Postrzału nie przeżyła 42-letnia operatorka i szefowa zdjęć Halyna Hutchins, ranny został 48-letni reżyser i scenarzysta Joela Souza.
Według informacji od osób zbliżonych do ekipy filmowej Hutchins miała stać za monitorem kamery, spoglądając zza ramienia operatora. Za nimi stał Souza. Operatorka została postrzelona w klatkę piersiową, a reżyser w ramię.
Rewolwer był jednym z trzech, które zostały umieszczone przez płatnerkę Hannah Gutierrez na wózku przed budynkiem, gdzie kręcono sceny. Z zebranych zeznań wynika, że asystent reżysera Dave Hall wziął broń i zaniósł Baldwinowi, krzycząc "cold gun" ("zimna broń"), co oznaczy, że jest ona niezaładowana i bezpieczna. Zarówno aktor, jak i Hall nie wiedzieli o tym, że rewolwer w rzeczywistości jest naładowany.
Z najnowszych informacji wynika, że pięć dni przed tragicznym zdarzeniem, dwukrotnie doszło do przypadkowego wystrzału broni. Wystrzały miały nastąpić w domku, który był elementem planu zdjęciowego. Wśród osób obecnych w środku była Hutchins. Raz zdarzyło się to też tydzień wcześniej. Po tych zdarzeniach ekipa miała złożyć skargę na warunki bezpieczeństwa na planie.
Część ekipy jeszcze przed tragedią opuściła plan filmowy w związku ze złymi warunkami pracy. Filmowcy mieli narzekać na 13-godzinny dzień pracy, opóźnione wypłaty czy hotel oddalony o godzinę drogi od rancza.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Nadal nie wiadomo, z jakiej dokładnie broni zginęła operatorka, ani jaką amunicją był załadowany. Według maila związków zawodowych, który wyciekł do mediów, miała to być ostra amunicja. Nie wiadomo również, kto odpowiadał za załadowanie broni, ani dlaczego zastępca reżysera uważał, że jest bezpieczna, kiedy podawał ją Baldwinowi.
Służby mają przeszukać budynek, w którym doszło do tragedii, zbadać materiał biologiczny na broni i obejrzeć nagrania zarejestrowane przez kamery - informacje na ten temat mają zostać przekazane w przyszłym tygodniu. Alec Baldwin współpracuje z organami ścigania, na razie nie postawiono mu żadnych zarzutów.
W rozmowie z "New York Postem" ekspert od bezpieczeństwa na planach filmowych stwierdził, że Baldwin zignorował zasadę numer jeden. - Niezależnie czy załadowana, czy nie, broń nigdy nie może być wycelowana w innego człowieka - powiedział Bryan Carpenter z Dark Thirty Film Services.
- Lufa nie może być skierowana w coś, czego nie zamierzasz zniszczyć. Broń jest zawsze naładowana. Nawet jeśli nie jest - tak należy ją traktować - dodał.
Prawnicy uważają z kolei, że Baldwin może mieć poważne problemy z prawem, m.in. dlatego, że jako producent wykonawczy odpowiada karnie za zdarzenia na planie. Erlinda Johnson, była prokuratorka stanu New Mexico ocenia, że Baldwin może odpowiadać za nieumyślne spowodowanie śmierci, za co grozi do 18 miesięcy więzienia.
W opublikowanym w piątek oświadczeniu Baldwin nazwał zdarzenie "tragicznym wypadkiem", przyznał, że jest w szoku i dodał, że zaoferował swoje wsparcie mężowi Hutchins. Baldwin spotkał się również z mężem i 9-letnim synem operatorki. Mieli zjeść razem śniadanie w hotelu w Santa Fe.
Dzień wcześniej razem z innymi członkami ekipy uczestniczyli w prywatnym pożegnaniu Halyny Hutchins.