W wyniku eksplozji jądrowych u wybrzeży Japonii z prehistorycznego snu zostaje przebudzony legendarny potwór morski – Godzilla, który zaczyna siać zniszczenie w okolicznych wioskach. Wojsko razem z naukowcami nadaremnie próbuje unicestwić zagrożenie zbliżające się do tętniącego życiem Tokio. Po jednym z ataków bestii z ulic miasta zostają zgliszcza, a znaczna część mieszkańców walczy o życie w wyniku napromieniowania. Ostatecznie wspólnym siłami udaje się zgładzić potwora, lecz nie ustają obawy o przyszłość i bezpieczeństwo kraju. Pod koniec "Godzilli" profesor Yamane, paleontolog kierujący misją badawczą, stwierdza: – Nie wierzę, że Godzilla był jedynym zachowanym przedstawicielem swojego gatunku, ale jeżeli będziemy kontynuować nasze próby atomowe, możliwe, że inny Godzilla pojawi się gdzieś na świecie.
Więcej treści rozrywkowych i kulturalnych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>
Prace nad filmem rozpoczęły się z początkiem 1954 roku, kiedy zaangażowany przez wytwórnię Tōhō japoński reżyser Ishirō Honda chciał za pomocą postaci śmiercionośnego potwora stworzyć metaforę niszczycielskiej siły broni atomowej. Ze względu na panującą do 1952 roku cenzurę i silne tabu związane z bronią jądrową, twórcy musieli posługiwać się przenośnią i postanowili ucieleśnić cierpienie ofiar właśnie za sprawą bestii. Honda doskonale wiedział, jakie obrazy chce odwzorować w filmie – na własne oczy widział bowiem zniszczenia, które dotknęły Hiroszimę po wybuchu nuklearnym.
Co ciekawe, mimo zgrzytów na linii japońsko-amerykańskiej, to właśnie wyprodukowany rok wcześniej w Stanach film "Bestia z głębokości 20 000 sążni" stał się bodźcem do powstania "Godzilli". Za źródło inspiracji przy pisaniu scenariusza posłużyła również tragedia japońskiego statku rybackiego "Szczęśliwy Smok 5". 1 marca 1954 roku jego załoga przepływała zbyt blisko atolu Bikini, należącego do Wysp Marshalla, gdzie Amerykanie przeprowadzali testy broni termojądrowej – cała załoga "Smoka" została napromieniowana.
Pomysłów na wygląd potwora, który miał oddać horror postnuklearnych zniszczeń, było wiele. Zaczęło się od skrzyżowania goryla i wieloryba – jak dobrze wiemy, nie został on finalnie przyjęty, ale za to dzięki niemu bestia otrzymała swoje oryginalne imię. "Gojira" wzięła się z połączenia japońskich słów gorira (goryl) i kujira (wieloryb); "Godzilla" to zaś dzieło amerykańskich tłumaczy. Kolejne wizje wyglądu Godzilli, znane z pierwotnych szkiców, przedstawiają m.in. postać ogromnej ośmiornicy czy głowę potwora w kształcie grzyba, co miało być bezpośrednim odwołaniem do grzyba atomowego. Przez brak spójnej wizji producent Tamoyuki Tanaka w końcu zadecydował o dinozaurze z ciałem pokrytym bliznami – podobnymi do tych, które nosiły ofiary ataków na Hiroszimę i Nagasaki.
Dla Hondy pierwszy film był manifestem i sposobem zakomunikowania antyatomowych roszczeń. Filmowiec liczył, że po premierze liczba produkowanych bomb jądrowych zacznie się zmniejszać. Do końca życia wierzył, że przesłanie płynące z filmu zostanie usłyszane na najwyższych szczeblach i zrealizowane. – Mówi się, że liczba bomb atomowych nie zmniejszyła się od 1954 roku ani o jedną. Domagamy się odrzucenia broni nuklearnej zarówno po stronie Amerykanów, jak i Rosjan. W tym tkwią właśnie korzenie Godzilli. Niezależnie od tego, jak wiele filmów o Godzilli zostanie wyprodukowanych, nigdy nie będzie ich za wiele – twierdził Honda, cytowany przez Dawida Głownię w książce "Sześć widoków na kinematografię japońską".
W oczach Japończyków Godzilla symbolizuje przede wszystkim tragedie, które dotknęły Kraj Kwitnącej Wiśni podczas II wojny światowej, jednak z biegiem lat również inne wydarzenia zaczęły być kojarzone z potworem z głębin. W 2011 roku, kilka dni po tragedii elektrowni jądrowej w Fukuszimie, gdzie w wyniku trzęsienia ziemi doszło do serii wypadków skutkujących przedostaniem się skażonej wody do oceanu, w internecie odnotowano wzrost zainteresowania hasłami związanymi z Godzillą.
Mimo szczytnych celów ludzi stojących za powstaniem Godzilli produkcje z potworem w roli głównej niemalże od samego początku spotykają się z krytyką i zarzutami kiczu. Winą za to można obarczyć Amerykanów, którzy po wykupieniu praw do pierwszego filmu – co za niespodzianka! – zupełnie zmienili jego koncepcję. Cała metafora ataku jądrowego została usunięta, zaś sceny grozy i zniszczeń spłycono do granic, przez co w takiej formie został on uznany przez krytyków za niczym niewyróżniający się film klasy B (niskobudżetowy film komercyjny). Jak pisze Dawid Głownia, Ishirō Honda przyznał, że "najbardziej zabolała go recenzja opisująca film jako 'groteskowy śmieć i prymitywną próbę kapitalizacji na japońskim koszmarze nuklearnym'".
"Godzilla" co prawda nie zmieniła świata na taką skalę, jak chcieli tego twórcy, ale na pewno wywarła ogromny wpływ na świat filmu – sukces serii zapoczątkował rozwój gatunku kaiju, w którym pierwsze skrzypce grają właśnie gigantyczne potwory. Na ten moment franczyza "Godzilla" liczy trzydzieści dwa filmy japońskie i cztery produkcji amerykańskiej, a do tego dwa seriale animowane i dziesięć gier komputerowych. Postać Godzilli pojawiała się także w wielu komiksach, m.in. tych z uniwersum Marvela. Co ciekawe, szaleństwo na punkcie japońskiego potwora wykroczyło również poza popkulturę. Znane w branży IT oprogramowania Bugzilla i JIRA zawdzięczają swoje nazwy właśnie Godzilli. Mało tego – od 2018 roku dzięki uprzejmości NASA możemy podziwiać na niebie gwiazdozbiór Godzilla.
Potwór okazał się też fenomenem językowym – za sprawą jego popularności do angielskiego slangu wszedł przyrostek -zilla, który ma oddawać siłę czy moc rażenia jakiegoś zjawiska lub odwoływać się bezpośrednio do potwora. W 2004 roku stan Georgia terroryzował np. ogromny dzik, który zgodnie z powyższym został okrzyknięty... Hogzillą (hog to z angielskiego wieprz).