"Władca Pierścieni" ma już 20 lat. Niewiele brakowało, a zagrałby w nim Nicolas Cage, a Weinstein powiedział "my precious"

Nicolas Cage Aragornem, a Morgan Freeman Gandalfem? W produkcji "Władcy Pierścieni" maczał też palce Harvey Weinstein - ostatecznie został orkiem. Ale trylogia (ta lepsza) Petera Jacksona to nie tylko zbiór anegdotek. Przepychanki między reżyserem a kolejnymi producentami o mało nie doprowadziły do katastrofy.

Siedemnaście Oscarów, trzy filmy, ponad siedem lat pracy... 10 grudnia 2001 roku - już 20 lat temu!! - do światowych kin weszła pierwsza część "Władcy Pierścieni" w reżyserii Petera Jacksona. W Polsce musieliśmy na nią niestety poczekać, ale wszyscy - i widzowie, i krytycy - którzy produkcję już zdążyli zobaczyć poza granicami naszego kraju twierdzili, że to przełom w filmowych adaptacjach fantasy.

I rzeczywiście, skala projektu oszałamiała. Już z pierwszą częścią "Władcy" wizualnie mogły wcześniej konkurować właściwie tylko "Gwiezdne Wojny" czy "Jurassic World", a przecież przed widzami były jeszcze kolejne dwa filmy z wielkimi bitwami, które zmieniły nasze oczekiwania co do tego, jak klasyczna fantastyka może być pokazana na wielkim ekranie. Po "Władcy Pierścieni" inne produkcje nagle znalazły się przed bardzo wysoko zawieszoną poprzeczką. Ale droga do tego sukcesu była dość wyboista - jak zawsze, kiedy w grę wchodzą ogromne pieniądze.

Zobacz wideo "Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia" - zwiastun

Peter Jackson - wielbiciel martwych mózgów bierze się za epickie dzieło

Peter Jackson przed "Władcą" znany był raczej z mocno obrzydliwych i ohydnie śmiesznych horrorów. Lubował się w wyciekających mózgach, zombiakach pożerających ludzi i miażdżonych kręgosłupach. Im więcej sztucznej krwi lało się na planie, tym bardziej był szczęśliwy. Kochał to, robił to dobrze i dość tanio - publiczność uwielbiała jego filmy, "Zły Smak" zyskał nawet status kultowego, podobnie "Martwica mózgu". Nagle jednak, w 1994 roku, przeszedł objawienie i nakręcił "Niebiańskie istoty" z Kate Winslet. To głównie dzięki tej produkcji mógł później zająć się "Władcą". Bez "Niebiańskich Istot", nominacji do Oscara i bardzo pozytywnych recenzji nie byłoby "Władcy" takiego, jakim go znamy.

'Władca Pierścieni - Drużyna Pierścienia''Władca Pierścieni - Drużyna Pierścienia' Fot. New Line Cinema

Jackson miał niewiarygodne szczęście i do pewnego stopnia łeb do interesów. Reżyser do tej pory raczej nieszczególnie był poważany jako twórca "poważnych" filmów, uznawano go jednak za zaradnego. Zakładał kolejne interesy naokoło produkcji. Na potrzeby "Niebiańskich Istot" powołał do życia z dwójką przyjaciół Weta Workshop, które wsparło "Istoty" efektami specjalnymi - ludzie z Weta uważani byli za magików, potrafiących wyczarować z niczego coś, mając do dyspozycji minimalne fundusze. Kolejne firmy powstawały w następnych latach, bowiem Jackson miał chrapkę na bardziej ambitne projekty i napotykał ścianę - ludzi, którzy mogliby mu pomóc w Nowej Zelandii, nie było "w jednym miejscu", a do Hollywood się nie wybierał. Ostatecznie w Wellington stworzył własne imperium, zajmujące się produkcją od A do Z. Pomysł dobry, ale... kiedy nie ma zleceń, żadna firma długo nie wytrzyma.

Peter Jackson - co dość oczywiste - miał problemy finansowe. Film z uniwersum Tolkiena chodził mu po głowie od lat, a "Niebiańskie Istoty" otworzyły mu ścieżkę do rozpoczęcia rozmów ze studiami, które mogłyby udźwignąć produkcję w takiej skali, jaką sobie wymarzył. Potrzebował hitu o wiele większego niż "Istoty" - takiego, który stałby się finansowaniem dla jego firm. Razem z partnerką, Fran Walsh, zastanawiał się nad obrazem ze Śródziemia, ale wszystkie prace nad potencjalnym scenariuszem sprowadzały się do kastrowanego na siłę "Władcy Pierścieni". W końcu stało się oczywiste, że zamiast kombinować pod górę i wymyślać własne historie, trzeba zrobić ekranizację tej, na którą jeszcze nikt się nie porwał w wersji aktorskiej. "Hobbit" wydawał się idealny, ale jak na nieszczęście prawa do "Hobbita" były poza jego zasięgiem. Postawiono na nierealizowalnego do tej pory "Władcę Pierścieni", a "Władcę" trzymał w garści Miramax i Harvey Weinstein. Ten Harvey Weinstein.

Więcej tekstów o filmach znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Harvey Weinstein daje, ale wymaga

Harvey Weinstein miał niskie potrzeby. Po pierwsze, nie czytał "Hobbita" ani trylogii - pomysł na film otrzymał od Jacksona w postaci obrazków i jako tako zlepionej koncepcji wątek po wątku. Po drugie, ciął potencjalne koszta - oponował przeciwko trzem filmom, najchętniej wyprodukowałby tylko jeden. A po trzecie pod koniec lat 90. widział w swoich filmach bardzo określony zestaw aktorów - jego Gandalfem mógłby zostać Morgan Freeman (serio), do roli Aragorna rozważał triumfującego wtedy Daniela Day-Lewisa (aktor odmówił), potem Nicolasa Cage'a (również na szczęście odmówił), później Russela Crowe (podobnie), w castingu wziął też udział (bez sukcesu) Vin Diesel. Dodatkowo teraz wiemy też, dlaczego Weinstein odradzał Jacksonowi zaangażowanie do projektu Miry Sorvino i Ashley Judd (Judd miałaby wcielić się w Arwenę lub Galadrielę) - obie kobiety były przez niego molestowane, co ujawniono po latach. Padały też propozycje bardzo mocnych zmian w stosunku do książkowego pierwowzoru (o wiele mocniejsze, niż te, które ostatecznie zastosowano w filmach).

'Władca Pierścieni''Władca Pierścieni' Fot. New Line Cinema

Współpraca z Weinsteinem i Miramax była trudna. Obie strony nie były w stanie dogadać się co do długości produkcji (Weinstein - najlepiej jeden film, Jackson - minimum dwa), w momentach kryzysowych grożono Jacksonowi odsunięciem go w ogóle i przekazaniem prac w ręce kogoś innego (z ust Weinsteina padła nawet groźba zatrudnienia Quentina Tarantino). To by była dla reżysera katastrofa, bowiem prace koncepcyjne trwały już naprawdę długo (ponad rok!), ostateczne decyzje wciąż nie zapadły, Weta Workshop nie zarabiała, WingNut Films - kolejnej firmie Jacksona powołanej specjalnie do zrealizowania "Władcy Pierścieni" - również na horyzoncie majaczyły problemy finansowe.

Peter Jackson ustąpić nie mógł i nie chciał, padały kolejne rozwiązania - jeden film, ale za to czterogodzinny, dwa, nieco tańsze, ale nadal za drogie. Silniejszy i coraz bardziej sfrustrowany Miramax coraz mocniej groził Jacksonowi odebraniem praw do wykonanej już pracy, stawiał kolejne granice, za którymi były już tylko ogromne kary finansowe. Jacksonowi kończyły się opcje, Weinstein był coraz bardziej wściekły - uważał się za przepustkę dla każdego reżysera do Hollywood, bez jego wsparcia wówczas niewiele osób było w stanie odnieść sukces. Ten film musiał być jego, ale z niezrozumiałego dla niego powodu Jackson nie chciał przed nim uklęknąć.

Peter Jackson odnosi bardzo wyczekany sukces

Reżyser szukał sposobu, żeby się zabezpieczyć i przy okazji sprawić, że Miramax nie zagra na ostro i nie ukradnie mu projektu. "Przypadkiem" do internetu wyciekł scenariusz do filmu - na serwisie Ain't It Cool pojawiły się fragmenty planów Jacksona. Dzięki temu wiemy, jak wiele wątków producenci chcieli pozmieniać, ale też jak bardzo ambitne reżyser miał plany. Internet wówczas był terra incognita dla większości ludzi, również tych z branży filmowej - Miramax nie przejął się za bardzo wyciekiem, ten okazał się jednak przepustką dla Jacksona do ucieczki z opresji. Fragmenty scenariusza przeczytał bowiem również jego daleki znajomy z New Line Cinema, Bob Shaye.

'Władca Pierścieni''Władca Pierścieni' Fot. New Line Cinema

New Line Cinema okazało się strzałem w dziesiątkę. Zamiast patrzeć głównie na koszta, jakie trzeba będzie ponieść w czasie tworzenia filmów, Bob Shaye zwrócił uwagę na zyski, jakie produkcja przyniesie. Prace koncepcyjne były właściwie gotowe i zapowiadały, że "Władca" będzie tak epicki, jak tylko się da. Dodatkowo uznano, że nie tylko jeden film to o wiele za mało. Dwa dla New Line Cinema również były zbyt ubogą opcją, co reżyser wspomina w następujący sposób:

Po tygodniu przekładania spotkania, dzięki czemu wydawaliśmy się bardzo zajęci, wreszcie przyszliśmy do biura New Line. Bob Shaye, dyrektor, przeglądał skrypt i powiedział: 'Wiecie, czego nie rozumiem? Dlaczego chcecie zrobić dwa filmy?' Byliśmy przekonani, że znowu będzie ta sama gadka, że będzie chciał nas przekonać do jednego filmu, znowu to samo! Ale następną rzeczą, jaką powiedział, było: 'Czemu robicie dwa filmy, kiedy to są trzy książki? Czemu nie zrobicie trzech filmów?' - zdradził Jackson w rozmowie z Indiewire lata temu.

Wykupiono za 10 milionów dolarów tytuł od Miramax i postawiono na trzy filmy. To oznaczało, że sporo wątków, które wcześniej usunięto albo ściśnięto mogło wrócić do łask, zaś kompromisy (przynajmniej po części, bo brak Glorfindela zapamiętamy na zawsze) poszły w niepamięć.

Ale oczywiście problemy nadal się pojawiały. Peter Jackson otrzymał 60 milionów dolarów na każdą część filmu. Żeby jak najbardziej skrócić prace, kręcił je wszystkie jednocześnie. Szybko okazało się, że 60 milionów to o 60 za mało. Koszta rosły, prace trwały, asystenci reżysera odbierali kolejne telefony z "zaniepokojonymi" inwestorami. Uspokojono ich tak naprawdę dopiero na festiwalu w Cannes, gdzie w maju 2001 roku pokazano pierwsze próbne 20 minut filmu. Wtedy stało się oczywiste, że ten projekt nie ma już wyjścia - musi się udać i przyniesie wszystkim naprawdę duże pieniądze.

Ostatecznie udało się nakręcić 1110 godzin materiału, które zmontowano w trzy filmy trwające w sumie prawie pół doby (wersja rozszerzona). Liczba "smaczków", które pojawiają się w tych produkcjach, jest niezliczona (jeden z lepszych to ten z Weinsteinem w roli głównej - na aparycji producenta wzorowano się, tworząc maskę jednego z orków - Gothmoga, dowódcy oblężenia Minas Tirith, co potwierdzał nie tak dawno temu Elijah Wood w podcaście Daxa Sheparda), i wciąż tak naprawdę pojawiają się nowe, niezależnie od tego, ile czasu upłynęło od premiery. Zatrudniono ponad 2500 osób, Nowa Zelandia stała się Mekką fanów Tolkiena, na czym turystycznie korzysta nadal (Hobbiton możecie zobaczyć na własne oczy nie tylko w filmie).

"Władca Pierścieni" już pierwszą częścią odniósł porażający sukces, ale jako cała trylogia dał Peterowi Jacksonowi wolną rękę na zawsze i miejsce w panteonie reżyserów wychwalanych pod niebiosa przez fanów Tolkiena. I choć minęło już 20 lat od dnia premiery, to "Drużyna Pierścienia", "Dwie Wieże" i "Powrót Króla" nie zestarzały się nawet o dzień - co więcej, można śmiało powiedzieć, że trylogia Jacksona wciąż żyje, buzuje w internecie i nie jest to spowodowane wyłącznie tym, że czekamy teraz z niecierpliwością (i niepokojem) na serial Amazona. A ten, przypomnijmy, na platformie Jeffa Bezosa zadebiutuje za niecały rok, we wrześniu 2022. Czy powtórzy sukces "Władcy"? Ja osobiście mam nadzieję, że przynajmniej częściowo tak - dwadzieścia lat czekania na kolejne takie doświadczenie, jakim była dla mnie nocna premiera "Drużyny Pierścienia", w środku zimy w jednym z warszawskich kin, to bardzo dużo. A filmów, seriali, książek i gier związanych ze Śródziemiem zawsze przyda się jeszcze więcej.

<<Reklama>> Książki J. R. R. Tolkiena dostępne są w formie e-booków w Publio.pl >>

Źródła:

  • "What Peter Jackson's original two-movie Lord of the Rings almost looked like", Drew McWeeny, Polygon.com
  • "10 things you know about the LOTR movies (that aren't true)", celedor, TheOneRing.net
  • "Peter Jackson's LOTR was an improbable miracle, and we're lucky to have it", Jim Vorel, PasteMagazine.com
  • "The Lord of the Rings trilogy: a look back at a breathtaking gamble 20 years later", Mike Fleming Jr., Deadline.com
  • "Middle-earth by the numbers: from "Lord of the Rings" to "The Hobbit: An Unexpected Journey", Brendan Bettinger, Collider.com
  • materiały dodatkowe z kolekcjonerskiego reżyserskiego wydania "Władcy Pierścieni" na DVD, lata 2002, 2003 i 2004
Więcej o: