"Brutalnie krwawy", "radośnie autotematyczny", "wybitnie rozrywkowy", "genialny", "zgrabnie łączący nowe pomysły z szacunkiem do tradycji","najlepszy od czasu pierwszej części", "triumfalny powrót jednej z najbardziej zmyślnych filmowych franczyz w historii horrorów" - tak o piątej części "Krzyku", która na początku 2022 roku wchodzi do kin, piszą recenzenci, w większości zadowoleni z tego, co wymyślili, a potem wyreżyserowali James Vanderbilt i Guy Busick.
Fabuła jest prosta: Akcja najnowszej części została osadzona 25 lat po serii brutlanych morderstw, które wstrząsnęły spokojnym miasteczkiem Woodsboro. Nowy morderca zakłada niesławną maskę i atakuje grupy nastolatków, by przywołać sekrety z mrocznej przeszłości miasta. W "Krzyku 5" wracają Neve Campbell, Courteney Cox i David Arquette - najbardziej znana trójka aktorów serii, którzy zadebiutowali w niej jeszcze w 1996 roku. Dołączyli do nich nowi aktorzy, w tym syn Meg Ryan i Dennisa Quaida - Jack Quaid.
Z tego wszystkiego powstał z jednej strony hołd dla zmarłego w 2015 roku reżysera Wesa Cravena, który sprawował pieczę nad czterema pierwszymi częściami z serii i nadał jej ostateczny szlif, sprawiając, że pomysły Kevina Williamsona nabrały życia. To także coś, co niektórzy porównują do nowego "Matriksa" pod względem autotematycznych odwołań, a także określają mianem prztyczka w nos toksycznych i zatwardziałych w swoich poglądach fanów serii. Bo "Krzyk" w pierwszej kolejności odniósł sukces właśnie dlatego, że inteligentnie naśmiewał się ze stosowanych przez lata gatunkowych klisz.
Kevin Williamson wpadł na pomysł filmu o zamaskowanym mordercy, który wydzwania po nocy do dziewczyny, która siedzi zamknięta sama w domu, pod wpływem programu telewizyjnego o serii wyjątkowo brutalnych morderstw, których dopuścił się Daniel Harold Rolling - zwany przez media Ropruwaczem z Gainesville.
Rolling pod koniec sierpnia 1990 roku zamordował pięcioro uczniów z Gainesville na przestrzeni czterech dni, za co w 1994 roku został skazany na wyrok śmierci. W toku śledztwa przyznał się też do potrójnego morderstwa w Shreveport, gwałcenia swoich ofiar a także usiłowania zabójstwa swojego ojca w maju 1990 roku. Po tym, jak Williamson obejrzał o nim program, złapał się na tym, że kiedy zobaczył u siebie w domu otwarte okno, wystraszył się najścia obcych. To go zainspirowało do napisania 18-stronicowego scenariusza, który stał się zaczątkiem tego, co na ekrany kin trafiło pod tytułem "Krzyk", a co pierwotnie miało się nazywać "Strasznym filmem".
Williamson pierwotnie odłożył projekt na chwilę do szuflady, ale zmuszony kiepską sytuacją finansową zdecydował się rozwinąć koncepcję z nadzieją na to, że uda mu się sprzedać pomysł i szybko zarobić. W ciągu trzech dni napisał pełen scenariusz pierwszej części "Strasznego filmu" a także dwa pięciostronicowe streszczenia potencjalnych sequeli - liczył na to, że perspektywa gotowej franczyzy zachęci kupców do inwestycji. W swoich szacunkach dużo się nie pomylił, jeszcze w 1995 roku prawa do scenariusza kupiła należąca do Weinsteinów firma Miramax.
Zapytany później w wywiadzie o to, dlaczego zdecydował się na pisanie krwawego slashera, Williamson wyjaśnił, że napisał scenariusz filmu, który chciałby zobaczyć jako dzieciak wychowany na takich produkcjach jak kultowe "Halloween", "Piątek 13-tego" czy "Koszmar z ulicy Wiązów". A nikt już takich rzeczy w tamtym czasie nie kręcił. Nie bez powodu zatem w jego skrypcie znalazła się masa odwołań do klasycznych horrorów. W ramach inspiracji scenarzysta w trakcie pracy słuchał ścieżki dźwiękowej ze swojego ulubionego "Halloween" - jej kawałki potem też wykorzystano w "Krzyku".
>>> Więcej wiadomości ze swiata popkultury na Gazeta.pl<<<
Co więcej, po premierze jednoznacznie uznano, że tak jak "Halloween" z 1978 roku odświeżyło kino grozy, tak ten film tchnął nowe życie w gatunek slasherów w latach 90. - konwencja horrorów była już mocno zużyta, od blisko 20 lat filmowcy jechali na tych samych patenach i tworzyli kolejne części tych samych filmów. W "Krzyku" krytyków urzekło, jak Williamson przewrotnie i ironicznie ugryzł standardowy koncept horroru: jednocześnie pokazywał na ekranie rzeczy straszne i łączył je z dialogami, które w satyryczny sposób odnosiły się do slasherowych klisz.
Do tego doszła iście gwiazdorska obsada i sporo szczęśliwych przypadków. Podobnież Wes Craven był scenariuszem Williamsona zainteresowany, ale kiedy przyszło do jego realizacji, to chciał zrezygnować z kina grozy, a do tego był już zajęty innymi projektami, więc nie chciał się dać namówić Bobowi Weinsteinowi do reżyserii. W międzyczasie okazało się jednak, że zachwycona projektem Drew Barrymore sama się zgłosiła do twórców, upominając się o rolę. Wtedy była kimś już znacznie więcej niż złotym dzieckiem Hollywood, dziewczynką z aktorskiego domu znaną z "E.T." Spielberga. Na tym etapie miała na koncie już dwie nominacje do Złotych Globów, role u boku takich aktorek i aktorów jak Andie McDowell, Whoopie Goldberg czy Tommy Lee Jones w "Batmanie" i wchodziła już w fazę świadomego i coraz bardziej dojrzałego doboru ról.
Krzyk, 1996 fot. mat. wytwórni Miramax
Informacja o tym, że Drew Barrymore chce zagrać w "Krzyku" zdecydowanie przyczyniła się do tego, że znany doskonale z realizacji "Koszmaru z ulicy Wiązów" Wes Craven na nowo zainteresował się filmem - a tak się szczęśliwie złożyło, że projekt, który go powstrzymywał przed zaangażowaniem się w nowy horror, został odwołany. Barrymore dostała od razu główną rolę Sidney Prescott. Do dziś się uważa, że to dzięki niej "Krzykiem" zainteresowali się też inni znani aktorzy - pomimo tego, że film miał stosunkowo niski budżet.
Podobnie jak Barrymore, do producentów sama się zgłosiła Courteney Cox, która była zdeterminowana, żeby zagrać rolę wrednej dziennikarki Gale Weathers. Zależało jej na tym, bo chciała się odciąć od wizerunku milusińskiej dziewczyny, który do niej przylgnął po tym, jak serial "Przyjaciele" zyskał dużą popularność. Zresztą z jego powodu twórcy też nie chcieli początkowo jej zaangażować - Cox jednak nalegała tak długo, aż jej się udało. Poza tym udało się obsadzić jeszcze inne gwiazdy młodego pokolenia, w tym m.in. Rose McGowan, Skeeta Ulricha czy Davida Arquette'a.
Niedługo przed rozpoczęciem zdjęć okazało się, że Drew Barrymore nie może jednak zagrać głównej roli w obliczu nieprzewidzianych wcześniej zobowiązań zawodowych. Tak bardzo jednak jej zależało na tym, żeby zagrać w filmie, że ubłagała mniejszą rolę Casey Becker, dzięki czemu ciągle mogła być częścią obsady. Sceny z jej udziałem zostały nakręcone w ciągu pięciu pierwszych dni zdjęciowych - na ich potrzeby stworzony został też pełnowymiarowy manekin z twarzą Drew i sztucznymi wnętrznościami, które nader efektownie i upiornie wypruł filmowy morderca. Zabijanie jednej z największych gwiazd filmu zaraz na samym jego początku było dużym ryzykiem, ale producenci liczyli na to, że dzięki tej szokującej i niespodziewanej śmierci publiczność uwierzy, że absolutnie każda z postaci może zginąć.
Wes Craven musiał znaleźć nową odtwórczynię głównej roli i wypatrzył ją w rodzinnym serialu "Ich pięcioro" o losach osieroconego rodzeństwa. Neve Campbell początkowo nie była zbyt chętna, żeby zagrać w kolejnym horrorze - dopiero, co skończyła zdjęcia do "Szkoły czarownic". Niemniej w "Krzyku" rolę przyjął jej kolega z planu Skeet Ulrich. A do tego Sidney miała być jej pierwszą główną rolą - ostatecznie pokochała bohaterkę i zdecydowała się ją zagrać. Potem przez lata metodycznie odrzucała propozycje zagrania w innych horrorach, ale postaci Sidney została wierna i pojawiła się w każdej części serii.
Krzyk, 1996 fragment plakatu, mat. promocyjne wytwórni Miramax
Nagła zmiana odtwórczyni głównej roli nie była jedynym problemem, z którym Wes Craven musiał się zmierzyć. Choć to dzięki niemu udało się do scenariusza przywrócić sporo krwawych scen, które producenci kazali wyciąć autorowi, to sam musiał się z nimi nakłócić. Najpierw musiał ich namówić, żeby nie przenosili dla oszczędności planu filmowego do Kanady, a po rozpoczęciu zdjęć pojawiła się groźba, że zostanie zwolniony, gdyż Weinsten uważał, że pierwsze materiały ze zdjęć nie są satysfakcjonujące i chciał zmienić reżysera. Poza tym nie był też zachwycony maską, którą reżyser wybrał dla mordercy - jego zdaniem nie była wystarczająco straszna. Ostatecznie najbardziej znaczącą zmianą, jaką wprowadził producent, był nowy tytuł. Uznał, że "Straszny film" mu jakoś nie pasuje i niemal w ostatniej chwili przed premierą zdecydował się na "Krzyk". Początkowo reżyser i scenarzysta byli zniesmaczeni, po jakimś czasie przyznali mu jednak rację.
To też Bob Weinstein przekonał urzędników z Motion Picture Association, żeby nie przyznawali filmowi kategorii "tylko dla dorosłych", co oznaczałoby, że większość kin nie będzie go pokazywać. Craven długo walczył i robił różne poprawki, które zdecydowanie kastrowały produkcję z jej najciekawszych fragmentów. Ostatecznie producent przekonał decydentów, że "Krzyk" bardziej niż horrorem jest komedią i nie ma na celu gloryfikowania przemocy - pomogło.
Nieprzyjemnie było też w ciągu kilku dni po premierze. Film został wypuszczony kilka dni przed Bożym Narodzeniem, czyli w okresie, w którym największą popularnością cieszą się filmy rodzinne. Produkcja w weekend otwarcia zanotowała wynik tylko sześciu milionów dolarów, co uznano za porażkę. Ale w ciągu następnego tygodnia zainteresowanie produkcją nie spadało, a wręcz rosło. Nie tylko krytycy wychwalali "Krzyk" za nowatorskie podejście, film zarobił w samych Stanach 100 milionów dolarów, a w ogólnoświatowej dystrybucji następne 73. Aż do 2018 roku, kiedy to na ekrany weszła nowa wersja "Halloween", "Krzyk" pozostawał na szczycie listy najlepiej zarabiających slasherów świata. Poza tym był filmem przełomowym o tyle, że zagrali w nim aktorzy już popularni, dzięki czemu tytuł zainteresował szersze grono odbiorców, w tym zwłaszcza kobiety. Druga część powstała już rok później i o dziwo, cieszyła się podobnym uznaniem krytyków oraz wysokimi wpływami ze sprzedaży biletów. Formuła zdawała się jednak wyczerpywać coraz bardziej z każdą kolejną częścią.
Losy powstania piątej części ważyły się już od 2011 roku, kiedy jeszcze sam Craven potwierdzał mediom, że pracuje nad dwoma scenariuszami do kolejnych filmów, które powstaną pod warunkiem, że "Krzyk 4" zostanie odpowiednio przyjęty, tj. spodoba się widzom i zarobi odpowiednio dużo. Najpierw były jednak kłopoty ze scenariuszem, potem wątpliwości nabrali zarówno reżyser i jak pomysłodawca serii, a na dokładkę doszedł fakt, że prawa do franczyzy należały do braci Boba i Harveya Weinsteinów. Kiedy w mediach zaczynała się na dobre era #MeToo, naświetlano fakty o kolejnych ofiarach molestowania i gwałtów Harveya Weinsteina, a on sam trafił do więzienia, nikt raczej nie zastanawiał się nad kolejnym "Krzykiem" - tym bardziej że w sierpniu 2015 roku zmarł Craven.
W 2019 roku prawa do nowego filmu nabyła firma Spyglass Media Group i przekazała projekt w ręce filmowców, którzy rozkochani są w horrorach tak samo, jak Kevin Williamson, który "Krzyk" wymyślił i rozpisał pomysły na trzy filmy jeszcze w połowie lat 90. I to dzięki temu wyjątkowemu podejściu do tematu, słynny dziś slasher odniósł sukces w pierwszej kolejności. Zdaniem wielu krytyków James Vanderbilt i Guy Busick osiągnęli to samo.