W latach 90. Julia Roberts grała w najlepszych komediach romantycznych, które powstawały w tamtym czasie. Dużym przełomem w jej karierze był kultowy dziś film "Pretty Woman", nie mniej popularne były wówczas takie obrazy jak "Mój chłopak się żeni", "Uciekająca panna młoda", "Ulubieńcy Ameryki" czy ponadczasowe "Notting Hill". Po 2002 roku Roberts ograniczyła udział w tego typu projektach.
Po długiej przerwie zdecydowała się na udział w filmie "Ticket to Paradise", gdzie zagrała jedną z głównych ról u boku George'a Clooneya. Z okazji zbliżającej się premiery najnowszego filmu udzieliła wywiadu dla "The New York Times", w którym wytłumaczyła, dlaczego trzeba było czekać tak długo na nową komedię romantyczną z jej udziałem:
Ludzie czasem mylnie dochodzą do wniosku, że skoro tak dużo czasu minęło od mojej ostatniej komedii romantycznej, to oznacza, że nie chcę ich już robić.
Gdybym dostała scenariusz, który moim zdaniem był tak dobrze napisany jak 'Notting Hill' albo tak szalenie zabawny jak 'Mój chłopak się żeni', to bym w tym zagrała. Nie było takich aż do tego, w którym właśnie zagrałam, a który na podstawie swojego scenariusza wyreżyserował Ol Parker.
"Ticket to Paradise" opowiada historię Wren i Lily - dwóch świeżo upieczonych absolwentek uniwerku w Chicago, które z okazji zdobycia dyplomu jadą na Bali. Na miejscu Lily (Kaitlyn Dever) poznaje chłopaka z wyspy, w którym się zakochuje i błyskawicznie postanawia wziąć z nim ślub. Kiedy dowiadują się o tym jej rozwiedzeni rodzice - w tych rolach zagrali właśnie Roberts i Clooney - przyjeżdżają na Bali, żeby powstrzymać córkę przed popełnieniem tego samego błędu, który zrobili oni 25 lat wcześniej. W międzyczasie Wren (w tej roli córka Carrie Fisher, Billie Lourd) sama niespodziewanie się zakochuje w pewnym lekarzu.
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Roberts podkreśliła, że jej zdaniem projekt mógł wypalić tylko z udziałem George'a Clooneya - przypomnijmy, wcześniej zagrali małżeństwo po przejściach w serii komedii "Ocean's Eleven". Co ciekawe, okazało się, że także George Clooney powiedział reżyserowi, że jedyną kobietą, która może w nadchodzącej komedii zagrać jego byłą żonę, jest właśnie Julia Roberts. "Jakimś cudem oboje mogliśmy w nim wystąpić jednocześnie i tak już wszystko się dalej potoczyło" - opowiada aktorka.
Gwiazda przyznaje, że długo czekała na odpowiedni scenariusz także między innymi ze względu na trójkę swoich dorastających dzieci. "To sprawia, że poprzeczka jest jeszcze wyżej, bo nie tylko scenariusz musi być dobry. W grę wchodzi jeszcze praca mojego męża [Daniel Moder jest operatorem, poznali się na planie filmu 'The Mexican' - przyp. red.] i szkolny kalendarz dzieci. Nie wystarczy, że pomyślę, że chciałabym w czymś zagrać. Jestem bardzo dumna z tego, że jestem w domu z rodziną i tworzę dla nas wszystkich dom" - wyjaśniła.
"Kiedy dzieciaki były młodsze, bardzo długo widziały, jak ich tata znikał, bo pracował. Wtedy pracowałam bardzo mało, ale prawie tego nie zauważały: znikałam tylko wtedy, kiedy drzemały etc. Ale im stają się starsze, tym bardziej czuję się odpowiedzialna, zwłaszcza wobec córki, za to, żeby im pokazać, że też mogę robić kreatywne i znaczące dla siebie rzeczy - na tyle znaczące, że przez jakiś czas będę się na nich skupiać niemalże bardziej niż na rodzinie. A to jest dla mnie szczególnie trudne" - opowiada o swojej motywacji Julia Roberts.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
Aktorka przyznała, że w 2013 roku prawie nie zagrała w filmie "Sierpień w hrabstwie Osage", który przyniósł jej m.in. nominację do Oscara, Złotych Globów czy Satelity, bo jej najmłodszy syn zaczynał wtedy przedszkole. Podkreśliła, że wtedy też jej mąż bardzo ją zachęcał do powrotu do pracy i przekonywał, że odwleka tylko nieuniknione.
W trakcie rozmowy aktorka skomentowała też powtarzaną od lat plotkę, że ubezpieczyła swój uśmiech: "Od czego miałabym go ubezpieczyć? Gdybym mój uśmiech był ubezpieczony, to w moim domu byłby wieczorami ktoś, kto by mi powtarzał, że muszę dłużej nitkować zęby".