Obrońcy Amber Heard forsują od kilku tygodni w sądzie informację, że aktorka niemal straciła rolę w drugiej części "Aquamana" przez oskarżenia o to, że zmyśliła zarzuty o przemocy domowej. Johnny Depp z kolei zeznał w środę, w ostatnim tygodniu "procesu dekady", iż wykonał kilka telefonów, które pomogły Heard w ogóle rolę w filmie z 2018 roku dostać.
O interwencję miała poprosić go sama Amber Heard, która była zaniepokojona tym, że część zdjęć do superprodukcji z Jasonem Momoą ma zostać nakręcona w Australii. W 2016 roku wobec aktorki wszczęto tam postępowanie za nielegalne wwiezienie piesków na teren kraju. Sprawa została ostatecznie umorzona, ale Heard miała się martwić, że Warner Bros. z tego powodu może mieć wobec niej zastrzeżenia i nie zgodzić się na to, żeby wzięła udział w filmie. Wtedy też Johnny Depp miał w jej imieniu odbyć kilka rozmów telefonicznych z przedstawicielami wytwórni:
Miałem z Warner Bros. umowę na kilka filmów, więc znałem tych ludzi i miałem już nawiązane z nimi relacje biznesowe. Zapytała, czy mógłbym z nimi porozmawiać. Zadzwoniłem do trzech wysoko postawionych osób: Kevina Tsujihary, Sue Kroll i Grega Silvermana.
Jak relacjonuje ew.com, zapytany o to, czy dostałaby tę rolę bez jego pomocy, odpowiedział wymijająco: "Mogę tylko powiedzieć, że ostatecznie została obsadzona. W jakimś stopniu rozwiałem ich obawy".
Amber Heard wcześniej zeznawała, że rolę zdobyła bez pomocy byłego męża. Kiedy prawniczka Deppa, Camille Vasquez, zasugerowała, że mogło być inaczej, z mocą podkreślała: "Nie, pani Vasquez. Sama zdobyłam tę rolę na drodze castingów. Tak ten przemysł działa". Obrońcy aktorki podkreślają też, że po wywiadzie prawnika Adama Waldmana, który stwierdził, że jej oskarżenia o przemoc domową wobec byłego męża są fabrykacją, istniało ryzyko, że Heard wyleci z drugiej części produkcji.
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Zgodnie z ich narracją udało się tego uniknąć, jednak rola Mery miała zostać drastycznie ograniczona i zamknąć się w 10 minutach czasu ekranowego. O tym, że zmienił się scenariusz i została wycięta m.in. duża scena walki, do której Heard miała ćwiczyć po pięć godzin dziennie przez kilka miesięcy, aktorka miała się dowiedzieć dopiero na planie.
Ten zarzut został podważony przez przedstawiciela Warner Bros. Waltera Hamadę. Producent zeznał, że w drugiej części filmu udział bohaterki granej przez Heard i tak miał być marginalny, bo twórcy postanowili się w niej skupić na relacji głównego bohatera z jego przyrodnim bratem i zrobić z tego "kumpelską komedię". Przyznał jednak, że zastanawiano się nad tym, czy nie zaangażować do roli Mery innej aktorki, bo zdaniem twórców pomiędzy Heard i Jasonem Momoą brakowało ekranowej chemii. W obronie aktorki mieli stanąć reżyser James Wan i sam Jason Momoa.
Prawnicy Heard zarzucili w środę Deppowi, że po rozstaniu z żoną chciał doprowadzić do tego, żeby ją zwolniono. Pokazano przed sądem SMS-a, którego wysłał swojej siostrze, Christine Dombrowski, 4 czerwca 2016 roku - niedługo po tym, jak dostał sądowy zakaz zbliżania się do Amber Heard. "Chcę, żeby ją wymienili w tym filmie DC" - miał napisać aktor.
Depp tłumaczył, że czuł się winny, że początkowo przedstawił przed wytwórnią pozytywny obraz eksmałżonki i chciał ich uprzedzić, że sprawy obiorą "brzydki obrót": - Czułem się odpowiedzialny za to, że poszedłem do tych ludzi i opowiadałem o niej w superlatywach. Uznałem, że moją powinnością jest przekazanie prawdy Warner Bros. o tym, co będzie się działo. A chodziło o ich dwie duże franczyzy filmowe, które miały stać się kłopotliwe [Depp w tym czasie grał w 'Fantastycznych zwierzętach' na motywach pomysłu J.K. Rowling - pzyp. red.] z powodu medialnych doniesień. W tym czasie wszystko, co o mnie pisano, robiło ze mnie Charlesa Mansona. Byłem najgorszym człowiekiem na świecie i te oskarżenia się nie kończyły, to było jak ciągły ostrzał - opisywał aktor. Ale zaprzeczył też stwierdzeniu, że prosił o to, żeby zwolnić Heard.
Okrzyknięty mianem "procesu dekady" spór sądowy między Johnnym Deppem i jego byłą żoną Amber Heard dobiega końca. Aktor pozwał byłą żonę o zniesławienie i żąda od niej 50 mln dolarów odszkodowania. Uważa, że jej felieton w "The Washington Post" z 2018 roku zrujnował jego karierę. Aktorka napisała w nim o tym, że jest ofiarą przemocy domowej i choć nie podała żadnych nazwisk, cień podejrzeń padł na jej byłego męża, z którym rozwiodła się w 2016 roku. Niedługo potem Depp stracił kontrakt na udział w kolejnych filmach z serii "Piraci z Karaibów", został też usunięty z serii "Fantastyczne zwierzęta", gdzie zastąpił go Mads Mikkelsen.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
Amber Heard wystąpiła z kontrpozwem i chce z kolei od niego 100 mln dolarów. Zarzuciła mu i jego prawnikom, że to oni ją zniesławili poprzez twierdzenie, że jej zarzuty są nieprawdziwe. Byli małżonkowie wzajemnie oskarżają się o stosowanie przemocy fizycznej i psychicznej, oboje też twierdzą, że ich kariery wyraźnie ucierpiały przez dotyczący ich skandal. Od pięciu tygodni media na całym świecie rozpisują się o szczegółach zeznań kolejnych świadków, które transmitowane są na żywo w telewizji.