Wchodzący właśnie na ekrany "Jurassic World: Dominion" to szósty, i zgodnie z zapowiedziami, ostatni film z serii "Park Jurajski". Jego fabuła ma zamknąć historię, którą Steven Spielberg zapoczątkował w 1993 roku. W produkcji pojawiają się po latach przerwy Laura Dern, Jeff Goldblum i Sam Neill, ale pierwsze recenzje nie są zbyt entuzjastyczne. Jednak jak złe by nie były, to i tak nie przekreślą fenomenu pierwszego filmu, który zrewolucjonizował przemysł filmowy.
Steven Spileberg pierwszy raz o pomyśle na "Park Jurajski" usłyszał jeszcze pod koniec lat 80., kiedy to zdecydowano, że na podstawie książki Michaela Crichtona powstanie film fabularny pod tytułem... "Ostry dyżur". Spielberg miał być jego producentem, w związku z czym zaczął nad nim pracować z pisarzem. Jeszcze na wczesnym etapie przygotowań Crichton powiedział mu o tym, że pisze właśnie książkę o dinozaurach. Spielberg był tym zaintrygowany i stwierdził, że to jest właśnie ten projekt, którym chce się zająć.
Zrezygnował z filmu o medykach, który ostatecznie przerobiony został na serial "Ostry dyżur". Ten zadebiutował w telewizji w 1994 roku (czyli rok po premierze "Parku Jurajskiego") i okazał sie gigantycznym przebojem - reżyser zresztą pomagał go przygotowywać.
Wytwórnia Universal zapłaciła za prawa do ekranizacji powieści dwa miliony dolarów jeszcze zanim ta została wydana w 1990 roku - panowało słuszne skądinąd przekonanie, że "Park Jurajski" będzie bestsellerem. Crichton książkę skończył pisać, kiedy Spielberg kręcił "Kapitana Hooka". Od książki do scenariusza jeszcze daleka droga, reżyser więc chciał w następnej kolejności zająć się tworzeniem "Listy Schindlera". Dostał na to zielone światło od prezesa wytwórni, ale postawiono mu warunek - najpierw nakręci "Park Jurajski". Tak też oczywiście się stało.
Pre-produkcja trwała 25 miesięcy - ekipa zaczęła kręcić w sierpniu 1992 roku na Hawajach. Co ciekawe, zdjęcia udało się skończyć 12 dni przed zaplanowanym terminem, a montażysta Michael Khan bardzo szybko dostarczył pierwszą wersję obrazu. Obaj spędzili na dopieszczaniu materiałów kilka tygodni - chcieli się upewnić, że film będzie wyglądał świetnie nawet bez dinozaurów. Dopiero po tym reżyser mógł z czystym sumieniem przejść do pracy nad słynnym dramatem wojennym.
Więcej informacji ze świata na stronie głównej Gazeta.pl
Spielberg kręcił w Polsce "Listę Schindlera", a tymczasem jego ekipa pracowała nad efektami specjalnymi, co było procesem czasochłonnym. Naniesienie dinozaura na kadr z aktorami zajmowało około godziny, a renderowanie jednej klatki trwało od dwóch do czterech godzin. Spielberg nadzorował ich postępy pracując jednocześnie w Polsce, przez co płakał krwawymi łzami. Miał potem opowiadać, że równoległe ciągnięcie dwóch tak skrajnie odmiennych projektów było dla niego doświadczeniem "bipolarnym". Podkreślał, że całą swoją intuicję przelewał na "Listę Schindlera", a przy "Parku Jurajskim" wykorzystywał pełnię rzemiosła.
To cierpienie zdecydowanie się mu opłaciło: przygodowy film o dinozaurach został nagrodzony trzema Oscarami i okazał się jedną z najbardziej dochodowych produkcji w historii, a także najbardziej kasowym filmem w jego karierze. Co więcej, sam reżyser miał na nim zarobić 250 mln dolarów, co jest najwyższą wypłatą dla twórcy za jeden film. Dramat wojenny z kolei przyniósł Oscary dla najlepszego filmu, za reżyserię, scenariusz adaptowany, zdjęcia (ta nagroda powędrowała do Janusza Kamińskiego), scenografię (Allan Starski i Ewa Braun), muzykę i montaż (nomen omen oba filmy montował Khan).
Chętkę na ekranizację książki Crichtona podobno miał także James Cameron, który zadzwonił do wydawcy, żeby sprawę załatwić. Wtedy też usłyszał, że konkurencja wyprzedziła go dosłownie o kilka godzin. Opowiedział o tym więcej w 2012 roku, kiedy otwierano w Belfaście muzeum Titanica. Jak relacjonował "Huffington Post", reżyser przyznał wtedy:
Kiedy zobaczyłem ten film, zdałem sobie sprawę z tego, że nie byłem odpowiednią osobą, żeby go zrobić. Steven Spielberg był. Bo on nakręcił film o dinozaurach dla dzieci. Mój byłby jak 'Obcy' z dinozaurami, a to nie byłoby fair wobec dzieciaków.
Dinozaury są dla ośmiolatków. My może i się nimi interesujemy, ale dzieci je uwielbiają i nie można ich od nich odcinać. Jego wrażliwość była odpowiednia, a ja bym zrobił coś bardziej drastycznego i zdecydowanie bardziej nieprzyjemnego.
Dodajmy, że inaczej mogła wyglądać także obsada. Rolę Alana Granta w pierwszej kolejności zaproponowano Williamowi Hurtowi, który propozycję odrzucił bez czytania scenariusza. Istniała szansa, że w tę postać wcieli się Harrison Ford, który ze Spielbergiem tak skutecznie nakręcił "Indianę Jonesa". Ostatecznie jednak wybór padł na Sama Neila, który obsadzony został dosłownie kilka tygodni przed rozpoczęciem zdjęć. Aktor wspominał:
To wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Nie czytałem książki, nic o tym nie wiedziałem, nic o tym nie słyszałem, a po kilku tygodniach pracowałem już ze Spielbergiem.
"Parkiem Jurajskim" zainteresowany był także Jim Carrey, który chciał zagrać Iana Malcomla - niemniej szefowa castingu po przeczytaniu książki uznała, że to postać idealna dla Jeffa Goldbluma. Carrey poszedł na przesłuchanie i wypadł ponoć świetnie, ale wybór tak naprawdę już zapadł, zanim w ogóle się zjawił na próbnych zdjęciach.
Co ciekawe, choć Laura Dern była pierwszym wyborem reżysera do roli Ellie Sattler, to nie była jedyną aktorką, której zaproponowano udział w produkcji. Z udziału w filmie zrezygnowała Robin Wright, a w przesłuchaniach brały udział także Helen Hunt i Gwyneth Paltrow. Christina Ricci z kolei startowała do roli Lex Murphy, a zanim jako Johna Hammonda obsadzono Richarda Attenborough, rozważano kandydaturę Seana Connery'ego.
"Park Jurajski" to film pod wieloma względami przełomowy. Wystarczy powiedzieć, że to właśnie w tej produkcji widzowie po raz pierwszy zobaczyli na ekranie w jednym ujęciu aktorów i komputerowo wygenerowane postaci (czyli w tym wypadku dinozaury). Pod wrażeniem tego, co udało się przy tej produkcji wypracować był nawet George Lucas, który w tej dziedzinie był przecież pionierem.
Kiedy słynny filmowiec zobaczył tylko cyfrowe ujęcia testowe, które przygotowali ludzie z jego firmy Industrial Light and Magic, dosłownie oniemiał. Miał to być dla niego historyczny moment, podobny do wynalezienia żarówki czy pierwszego telefonu: "Zrobili duży przeskok, po którym nic już miało nie być takie samo" - cytuje Alexander Huls z "The Atlantic".
Spielberg początkowo jednak wcale nie zamierzał iść w stronę grafiki komputerowej. Najpierw chciał zatrudnić człowieka, który stworzył dla Universala gigantycznego mechanicznego King Konga do filmu "King Kong Encounter". Po czasie jednak stwierdził, że gigantyczne dinozaury w prawdziwych wymiarach po pierwsze będą za drogie, po drugie zupełnie nieprzekonujące.
Postanowił więc, że podobnie jak w przypadku "Szczęk", zatrudni ludzi, którzy zbudują dla niego mechatorniczne dinozaury do dłuższych ujęć i specjalistów animacji poklatkowej. Pierwsze efekty ich mozolnej pracy - lateksowe prototypy, które konsultował paleontolog - jednak go nie zachwyciły. Stwierdził, że skoro ma to być film aktorski, są za mało wiarygodne. Wtedy też Dennis Muren z Industrial Light and Magic zaproponował, żeby w całości stworzyć dinozaury za pomocą grafiki komputerowej.
Reżyser nie był do tego przekonany i kazał sobie udowodnić, że ma to sens. Wtedy też animatorzy Mark Dippé i Steve Williams stworzyli odpowiednie skewencje z tyranozaurem. Była to rodzajowa scenka przedstawiająca t-rexa ganiającego stado rączych gallimimów.
Kiedy Spielberg obejrzał to razem z Philem Tippettem - specjalistą od scenopisów, praktycznych efektów specjalnych, takich jak ruszające się kukły i gumowe potwory oraz różnych wariantów klasycznej animacji - powiedział mu, że to pozbawi go pracy. Tippet stwierdził, że raczej jest na wyginięciu - ta wymiana zdań ostatecznie trafiła jako dialog pomiędzy Malcolmem i Grantem do samego filmu.
Oddajmy Spilebergowi sprawiedliwość, nie zwolnił fachowca. Choć na szerokich planach pojawiają się komputerowo wygenerowane dinozaury, to do zbliżeń używano modeli dinozaurów. Do tego animatorzy z zespołu Tippeta zostali przeszkoleni z grafiki komputerowej, a on sam czuwał nad tym, jak filmowe dinozaury się poruszają. W napisach końcowych jego funkcja została określona mianem "opiekuna dinozaurów".
Największym okazem w jego jurajskiej stajni był sterowany telemanipulatorem mechaniczny tyranozaur w prawdziwych wymiarach. Były z nim zatrważające przygody. Model był tak okazały, że jego obsługa wymagała osobnych szkoleń z zakresu bezpieczeństwa. Kiedy wprawiano go w ruch, tworzył wiry podobne do tych, które towarzyszą jadącemu autobusowi.
Okazał się też istotą delikatną - kiedy kręcono słynne sceny w deszczu, dinozaur przemókł i przestał reagować na sterowanie telemanipulatorem. Ekipa osuszała go pomiędzy ujęciami ręcznikami, ażeby przez noc doszedł do siebie i zaczął działać.
Pamiętacie scenę, w której t-rex wgryza się w dach samochodu, kiedy siedzą w nim Lex i Tim? Nasz tyranozaur stracił wtedy kilka zębów - ekipa próbowała je z powrotem przykleić, ale jeden z nich odmówił współpracy i odpadł po 20 minutach. W filmie widać na kilku ujęciach braki w uzębieniu.
Przy okazji realizacji tego filmu Steven Spielberg zainwestował też w stworzenie nowego systemu nagłośnienia w kinach. Będąc pod wrażeniem tego, jak kilka lat wcześniej inżynier dźwięku Terry Beard przerobił jego "Bliskie spotkania trzeciego stopnia", wyłożył pieniądze na rozwój DTS (Digital Theater Systems) czyli systemu dźwięku przestrzennego.
Z okazji premiery "Parku Jurajskiego" nowy sprzęt zainstalowano w tysiącu kinach w USA. Z biegiem lat DTS stawało się oczywistym standardem, ostatecznie zostało też wprowadzone również w urządzeniach domowych. Pomyślelibyście o tym, że zawdzięczacie coś takiego filmowi o dinozaurach?
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
Spielberg chciał, żeby "Park Jurajski" był pierwszym filmem z cyfrowym dźwiękiem, bo zależało mu na tym, żeby publiczność "mogła naprawdę usłyszeć film w sposób, w jaki powinien zostać usłyszany". A nad ścieżką dźwiękową napracowała się naprawdę duża ekipa fachowców, których nadzorował sam George Lucas - ojciec kinowych "Gwiezdnych wojen". I mieli z tym sporo zabawy, bo w tle słychać najróżniejsze dźwięki: odgłosy zwierząt, padający deszcz, wystrzały, rozbijające się samochody etc.
W książce "The Making of Jurassic Park: An Adventure 65 million Years in the Making" można przeczytać, że przykładowo ryk tyranozaura to staranna kompozycja odgłosów takich jak psie szczekanie, piski pingwina, warczenie tygrysa, bulgotanie aligatora i kwik małego słoniątka. Dodajmy, że na planie obsada nie słyszała tego samego, co widzowie w kinach. Kiedy kręcono sceny z t-rexem, Steven Spielberg ryczał przez megafon. Sam Neill wspominał:
To było śmieśniejsze niż wszystko inne i największym aktorskim wyzwaniem było powstrzymywanie się przed śmiechem. To nie było łatwe.
Z przymróżeniem oka można powiedzieć, że reżyser miał też niezwykłą intuicję. Przykładowo - był bardzo niezadowolony z wymiarów welociraptorów - te osiągały bowiem zaledwie 100 cm wzrostu, 170 cm długości i ważyły jakieś 20 kg. Można powiedzieć więc, że bardziej przypominały wymiarami bardzo długiego psa.
Porównanie proporcji ciała welociraptora i przeciętnego człowieka fot. Matt Martyniuk: Serenthia - Vraptor-scale, CC BY 2.5, WIKIPEDIA
Niewystarczająco imponujący i straszny był dla niego nawet największy wówczas znany dinozaur z rodziny teropodów, deinonych. Najbardziej dorodny znaleziony okaz może i ma 3,4 metra długości, ale jest też bardzo niski - jego głowa sięgała nieco poniżej metra. W porównaniu z sylwetką człowieka nie wygląda aż tak przeraźliwie:
Porównanie rozmiarów deinonycha i człowieka fot. Dinoguy2: Serenthia - Deinonychus-scale, CC BY-SA 2.5, WIKIPEDIA
Spielberg poprosił jeszcze podczas pre-produkcji, żeby filmowe raptory były większe. O dziwo, kiedy ekipa kręciła zdjęcia, paleontologowie faktycznie znaleźli kości utahraptora, który był już w takich wymiarach, jakie reżyser sobie wymarzył.
Rozmiar największego znanego utahraptora porównany do rozmiaru człowieka fot. Matt Martyniuk - Praca własna, CC BY-SA 3.0, WIKIPEDIA
Pod wrażeniem filmowych dinozaurów był na pewno paleontolog Robert Bakker, którego nazwisko przewija się w filmie. Naukowcy stwierdzić też mieli, że "Park Jurajski" faktycznie pokazał widzom najbardziej realistyczne wizualizacje, jakie się w przemyśle rozrywkowym przytrafiły.