Kilkanaście lat temu Marek Kondrat powiedział, że nie czuje już powołania do aktorstwa i postanowił nie grać więcej w filmach. Tę zasadę złamał tylko raz, w 2010, dla epizodu w "Małej maturze 1947" przyjaciela Janusza Majewskiego. Reżyser odkrył dla kina talent dorosłego już Marka Kondrata w "Zaklętych rewirach" z 1975 roku (wcześniej aktor grał np. w "Historii żółtej ciżemki"). Pracowali razem czternaście razy, między innymi w "C.K. Dezerterach".
Dziś Kondrat dzieli czas między działalność związaną z przemysłem winiarskim, udział w kampanii reklamowej banku ING i życie rodzinne. W rozmowie z "Newsweekiem" dużą część zajmuje jednak polityka.
- Ludzie nie są źli, złe są tylko aspiracje władzy, która chce nimi zawładnąć. I co gorsza, robi to w sposób mało odpowiedzialny - zauważa Marek Kondrat, pytany o to, jak Polska wygląda z dalszej perspektywy (Kondrat mieszka i w kraju, i w Hiszpanii). - Oczekuje, że "ciemny lud" uzna jej ideologię za własną. To najgorszy rodzaj władzy, wmawiającej ludziom, jacy mają być. W moim pojęciu władza powinna być organizatorem życia społecznego, a nie kreatorem wrażliwości swojego obywatela. Wystarczy spojrzeć na ostatnie wydarzenia i zachowania naszych rodaków wobec ludzi potrzebujących. Gdy władza nie przeszkadza, to człowiek zachowuje się jak człowiek - tłumaczy.
Zapytany o to, co go martwi w dzisiejszej Polsce, zwraca uwagę na bezsilność tych, którzy chcieliby coś poprawić, i obojętność tych, którzy nie uczestniczą w organizacji swojego kraju. - Pozostali, czyli te 30 proc. entuzjastów obecnej władzy, głównie ludzi starszych i słabo wykształconych, też mnie martwi, ale inaczej - kontynuuje, po czym dodaje:
Sama władza: ludzie cyniczni, którzy żyją z władzy, zarazem traktowani przez swojego guru jak brudne szmaty "nadające się do posprzątania domu" - to nie martwi, to brzydzi.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Kondrat uważa, że obecna władza cofa nas cywilizacyjnie, dzieli ludzi, grając na prymitywnych i złych emocjach. - To podział fałszywy i niebezpieczny dla nas, Polaków. Łamie unijne zasady, ale wyciąga rękę po unijne pieniądze - podkreśla, po czym zwraca uwagę:
To jest cyniczne, chamskie i dewastujące dla naszej pozycji w świecie, szkodliwe dla Polski. Nie znajdując (co oczywiste) poparcia wśród prawdziwych autorytetów, próbuje programować własne elity. Prawdziwych elit nie da się centralnie ustanowić. Wierzę w talenty ludzkie, a te zawsze pojawiają się niezależnie od władzy.
Jednym z innych wątków rozmowy z Aleksandrą Pawlicką, którą można przeczytać w najnowszym wydaniu "Newsweeka", było pytanie o to, czy Marek Kondrat nie żałował nigdy, że porzucił aktorstwo. Tu odpowiedź aktora nie zaskakuje. Kondrat stwierdza, że wprost przeciwnie. - Odrzuciłem ten świat świadomie. I moje życie potwierdza, że była to dobra decyzja. Nie mam żadnych emocji z tym związanych. Natomiast pieszczę codzienność, która daje mi dobrą relację z życiem. Nieśpieszną. Ile jest rzeczy fajnych w podejmowaniu decyzji, których sąsiad by nie zaakceptował (śmiech) - mówi.
Marek Kondrat już za "Zaklęte rewiry" zdobył nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego za najlepszy debiut. W jego filmografii znalazły się takie tytuły jak "C.K. Dezerterzy", "Psy", "Pułkownik Kwiatkowski", "Kiler". "Pan Tadeusz", "Pieniądze to nie wszystko", "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" czy uznany przez krytyków, jak i widzów za najlepszy polski film wszech czasów "Dzień świra".
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina