Nic tak nie przemawia do wyobraźni ludzi jak pieniądze i rekordy. Anthony i Joseph Russo ostatnio najlepiej kojarzeni są z tego, że wyreżyserowali dla Marvela "Avengers: Koniec gry". To film, który po premierze w 2019 roku zarobił blisko 2,9 mld dolarów na całym świecie, co dało mu na jakiś czas miano najbardziej dochodowej produkcji w historii kina. Teraz Netflix wyłożył specjalnie dla nich rekordową, jak na swoje dotychczasowe inwestycje, sumę 200 mln dolarów - tyle bowiem kosztował "The Gray Man" z Ryanem Goslingiem i Chrisem Evansem w rolach głównych. Bracia mają nadzieję, że udało im się zrobić film, przez który ludzie w kinach będą zapominać o jedzeniu popcornu, a ci oglądający go w domu odłożą telefony na bok.
Głównym bohaterem jest tu Court Gentry (Ryan Gosling). Jako więzień z długim wyrokiem za morderstwo zostaje zwerbowany do tajnego programu CIA - z więzienia wyciąga go agent Donald Fitzroy (Billy Bob Thornton) i wysyła na mordercze (dosłownie i w przenośni) szkolenie. W ten oto sposób Court staje się Szóstką ze Sierry, jednym z najlepszych ludzi od mokrej roboty, który pracuje dla agencji w szarej strefie. Gentry przez lata załatwia dla rządu sprawy, których nie da się naprostować oficjalnie, aż przypadkowo podczas kolejnego zlecenia coś się zmienia. Niechcący i wbrew swojej woli zyskuje dostęp do brudnych tajemnic swoich przełożonych. Role odwracają się błyskawicznie – Szóstka z myśliwego staje się zwierzyną w prowadzonej na skalę globalną obławie. Prowadzi ją psychopatyczny i sadystyczny najemnik Lloyd Hansen - w tej roli Chris Evans z sumiastym wąsem. Premiera 22 lipca w Netfliksie.
Joe Russo: Ha! Nie bawimy się w ulubieńców i nikogo nie faworyzujemy. Kochamy każdego z nich i każdego po równo. Ja i Anthony przyjaźnimy się z nimi wszystkimi bardzo blisko. Mogę powiedzieć, że są dobrymi, wspaniałomyślnymi ludźmi. Uwielbiamy z nimi spędzać czas, a praca z nimi to przyjemność.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
J.R.: Ryan tańczył już od dziecka, więc ma niesamowitą kontrolę nad ciałem i jego świadomość. Trzeba pamiętać, że w filmach akcji jest dużo choreografii, którą trzeba najpierw wymyślić, a potem trzeba się jej nauczyć. Nam też zależy na tym, żeby nasi aktorzy jak najczęściej grali w scenach kaskaderskich sami - oczywiście wtedy, kiedy jest to dla nich bezpieczne.
U Ryana podczas takich ujęć dobrze widać, jak świadomie korzysta ze swoich możliwości fizycznych i języka ciała. On przekazuje bardzo dużo informacji o bohaterze, którego gra, choćby sposobem, w jaki walczy i jak się broni przed atakami. Jest w tym bardzo wszechstronny - ma świetne warunki fizyczne, potrafi wyrazić mnóstwo zniuansowanych emocji samym spojrzeniem. A do tego jest bardzo dowcipny i ma pokręcone poczucie humoru. Trudno byłoby znaleźć kogoś równie dobrego jak on do zagrania tej postaci.
Ryan Gosling na premierze 'The Gray Man' w Los Angeles Michael Kovac / Getty Images for Netflix
Anthony Russo: Wydaje mi się, że miał mnóstwo frajdy z tej roli. Chris zawsze wprowadza świetną energię na plan - przez te wszystkie lata wspólnego kręcenia filmów był dla nas zawsze rewelacyjnym partnerem. Ale tym razem widać było wyraźnie, że to dla niego wyjątkowa i przyjemna sytuacja, bo taki bohater wcześniej mu się nie trafił. Pojawiał się na planie z takim entuzjazmem, że szedł przez sceny jak buldożer. Miło było obserwować, jak jako aktor z tego korzysta.
J.R.: Na pewno. Spędziliśmy wiele lat, tworząc produkcje z wieloma głównymi bohaterami. Nawet nasz pierwszy film - "Witajcie w Collinwood" - był właśnie takim projektem. Mamy więc doświadczenie w opowiadaniu o licznych postaciach, które grają nie tylko na siebie, ale też wpływają na dynamikę grupy. To też się dzieje w "Gray Manie": w dodatku główny bohater żyje w bardzo niebezpiecznym świecie.
Tworzenie choreografii dla komedii i kina akcji ma ze sobą wiele wspólnego. W komedii skupiamy się na tym, gdzie w kadrze umieścić postać, żeby w odpowiednim momencie podkreślić żart. Filmy akcji są pod tym względem bardzo podobne. Dla reżysera najważniejsza jest tu jego orientacja przestrzenna. Bo sposób, w jaki rozmieścimy bohaterów względem siebie i kamery jest ważnym narzędziem do uwydatniania fabuły i akcji. Z całą pewnością więc wszystko, co wcześniej robiliśmy, jakoś pomogło nam nakręcić "Gray Mana".
A.R.: Słuszna obserwacja. Faktycznie, nad tym aspektem każdego filmu trzeba zacząć pracować bardzo wcześnie - na długo przed tym, zanim pojawimy się na planie filmowym. To dla nas bardzo gruntowne przygotowania. Po pierwsze, trzeba znaleźć jak najlepszy pomysł: a do tego potrzebny jest czas na eksperymentowanie. Dlatego też dużo pracujemy z plastykami i grafikami, często animujemy poszczególne sekwencje i zbieramy dużo materiałów źródłowych. Czasem inscenizujemy układy z kaskaderami np. na siłowni i nagrywamy ich, żeby mieć tak zwane demówki konkretnych rozwiązań.
W tym procesie bierze udział nie tylko nasz operator, ale cała ekipa. Wszyscy sprawdzamy i testujemy, co możemy tym razem zrobić nowego. Kiedy więc dostajemy środki na zrobienie filmu, jesteśmy skrupulatnie przygotowani, mamy wszystko zaplanowane i dobrze wiemy, jakie techniki zadziałają i będą najlepsze w przypadku konkretnego filmu. Ale żeby znaleźć się w tym miejscu, trzeba pokonać naprawdę długą drogę.
J.R.: To ciekawe - bo choć to adaptacja książki, to jednak nie opiera się na istniejącej już koncepcji, która jest objęta prawem własności intelektualnej. To osobna historia, więc miło było nam nad nią pracować: mogliśmy poruszać się w świecie, który zbudowaliśmy od podstaw. Oczywiście, nasze wcześniejsze doświadczenia - jak choćby robienie prawie wszystkiego przy serialu "Community" i pilnowanie każdego aspektu produkcji - były podobne. Teraz to też była fajna zabawa, bo mamy tu bardzo bogaty świat i wiele ciekawych postaci - myślę, że to było dla nas najbardziej interesującym aspektem.
A.R.: Nauczyliśmy się też, jak wymagające jest kino akcji. Trzeba być bardzo aktywnym na planie. Reżyserowanie dwóch aktorów, którzy wchodzą do pokoju w czasie pogawędki, nie jest szczególnie skomplikowane. Kiedy jednak masz do czynienia z akcyjniakiem, wzrasta poziom złożoności. Mocno odczuliśmy, jak ciężkie jest tworzenie czegoś tak gęsto okraszonego dynamicznymi scenami.
The Gray Man - Ryan Gosling na planie PAUL ABELL
A.R.: Najbardziej lubimy przerzucać się różnymi pomysłami. Niektóre z nich wykorzystujemy, inne odrzucamy, a czasem prowadzą do czegoś nowego, o czym żaden z nas tak naprawdę nie pomyślał. Ten kreatywny prąd to część większego, bardziej złożonego procesu. Bo właśnie współpraca wielu osób jest podstawą kręcenia filmów. Nikt nie jest w stanie zrobić filmu w pojedynkę. W naszym przypadku zaczyna się od rozmów między nami, a potem dołączają kolejni współpracownicy. Robimy to już tak długo, że to dla nas po prostu naturalne.
A.R.: To dobre pytanie. Myśleliśmy o tym np., kiedy robiliśmy filmy dla Marvela. Zależy nam, żeby za każdym razem zrobić coś odmiennego - nawet jeśli to ma być tylko część jakiejś większej serii fabularnej - czy to filmowej, czy serialowej. Nie wiem, co będzie kluczem do następnego filmu - może tym razem będzie to 11 scen akcji. Ale na pewno spróbujemy znaleźć taką koncepcję, która sprawi, że ten film będzie dla nas wręcz niezbędny i ekscytujący. Chcemy, żeby jednocześnie był łakomy kąsek dla widowni. Jeszcze nie wiemy dokładnie, co to takiego będzie, ale na pewno nie będziemy szli tym samym torem, co w tym filmie.
J.R.: Bardzo byśmy chcieli. Kochamy igrać ze śmiercią! [śmiech] To naprawdę historia, która niezwykle nas interesuje. Uwielbiamy głównego bohatera i to, że tak naprawdę musi na nowo odkryć swoje człowieczeństwo, żeby odzyskać wolność. Podoba się nam też, jak złożony i cyniczny jest świat, w którym żyje. Mamy wrażenie, że to wszystko niesie za sobą możliwość opowiedzenia kolejnych historii. Ale o tym zadecyduje oczywiście publiczność.
<<Reklama>> Ebook "Gray Man" jest dostępny na Publio.pl >>
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina