Brad Pitt nie tak dawno temu ostrzegał w jednym z wywiadów, że jego aktorska kariera jest na finiszu i zaczyna myśleć o tym, jak ją zgrabnie domknąć. Teraz Aaron Taylor-Johnson, który wcześniej m.in. wcielił się w Johna Lennona w filmie "John Lennon. Chłopak znikąd", wyjawił prasie, że lepiej nie podpadać Pittowi. Jak się okazuje, gwiazdor ma swoją listę osób, z którymi nie chce więcej nagrywać filmów.
Taylor-Johnson spotkał się z prasą podczas festiwalu filmowego w szwajcarskim Locarno. W trakcie wywiadu podkreślił, że jego zdaniem Pitt "zaczyna nowy rozdział w życiu". Podkreślił też, że jest on osobą "pokorną i wdzięczną", ale tego samego oczekuje od pozostałych członków obsady, z którymi pracuje. "On chce przynosić radość i wnosić światło, chce otaczać się ludźmi, którzy są na planie, żeby dobrze spędzić tam czas" - wyjaśnił aktor, którego widzowie widzieli m.in. jako Quicksilvera w filmach takich jak "Avengers: Czas Ultrona" czy "Kapitan Ameryka: Zimowy Żołnierz". Jak relacjonuje "Variety", zaznaczył dokładnie:
Kiedy pracuje się z wieloma osobami, po jakimś czasie zaczyna się robić notatki: Z tą osobą na pewno nie chcę nigdy więcej pracować. Brad też ma taką listę: "dobrą" listę i "g**nianą" listę.
Nie zdradził jednak żadnych nazwisk. Można jednak wnioskować, kto znalazł się na tej "dobrej" liście. W obsadzie "Bullet Train" znalazł się m.in. Logan Lerman, z którym Pitt wcześniej grał w wojennej "Furii". Biorąc pod uwagę, że jeszcze w tym roku premierę miał film "Zaginione miasto" z Sandrą Bullock w roli głównej, w którym Brad zagrał śmieszny epizod, można też śmiało stwierdzić, że Bullock jest na liście pożądanych współpracowników.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Dodajmy, że grający w "Bullet Train" mordercę o pseudonimie Mandarynka Taylor-Johnson przypłacił tę rolę kawałkiem własnego ciała. "Nagrywaliśmy scenę walki i zostałem przekopany przez pokój. Jeden z kantów był bardzo ostry i bez obicia - przez niego straciłem kawałek ręki. Dosłownie byłem w szoku i zemdlałem. Kiedy do siebie doszedłem, zapytałem, czy robimy dubla. Wtedy mi powiedzieli: Nie, nie, nie. Musisz pojechać do szpitala, żeby założyli ci szwy. Więc spędziłem noc na oddziale" - wspominał wypadek 32-letni aktor.
Warto tu też podkreślić, że reżyserem komedii jest twórca popularnej serii o Johnie Wicku, David Leitch. Żeby było jeszcze ciekawiej, reżyser ten był kiedyś dublerem Barda Pitta. Tym razem jednak aktor, który dostał Oscara za rolę kaskadera w "Pewnego razu w Hollywood", prawie wcale nie korzystał z pomocy dublerów. Pitt niemal 95 procent swoich scen walki nagrał samodzielnie i zszedł z planu bez żadnych "ran wojennych".
"Bullet Train" to adaptacja powieści o pięciu płatnych zabójcach, których losy niespodziewanie się łączą w zagranicznym pociągu. Każdy z nich ma tam do wykonania zlecenie, które okazują się ze sobą połączone. Pitt wciela się w pechowego Biedronkę, a w obsadzie poza nim znaleźli się także: Sandra Bullock, Joey King, Bryan Tyree Henry, Zazie Beetz, Michael Shannon, Andrew Koji, wspomniany już Aaron Taylor-Johnson, Logan Lerman czy Bad Bunny. Film premierę miał 5 sierpnia i doskonale sobie radzi w kinach na całym świecie. Został też bardzo ciepło przyjęty przez krytyków, którzy podkreślają, że widać, jak nieprzyzwoicie dobrze Brad Pitt się bawił na planie, co udziela się też ostatecznie widzom.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.