Historia skupia się na bliźniakach OJ-u i Emerald. Siostra i brat po podejrzanej śmierci ojca dziedziczą rodzinne ranczo, na którym od lat zajmowali się hodowlą i tresurą koni na potrzeby przemysłu filmowego. Pewnego dnia odkrywają, że dziwne zachowanie ich zwierząt ma mnóstwo wspólnego z tajemniczą chmurą i trudnym do wytłumaczenia zgonem ich taty. Krok po kroku dochodzą do wniosku, że nawiedza ich regularnie UFO. Próbują ten niezidentyfikowany latający obiekt nakręcić, żeby na tym zarobić. Oczywiście sprawy się nieziemsko komplikują. W głównych rolach wystąpili nagrodzony Oscarem Daniel Kaluuya, Keke Palmer i nominowany do nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej Steven Yeun.
Jordan Peele karierę zaczynał jako aktor i komik, ale największe uznanie branży filmowej oraz widzów zdobył właśnie jako twórca horrorów "Uciekaj!" i "To my". Podobnie jak w przypadku najnowszego "Nie!" sam napisał do tych obrazów scenariusze oraz zajął się ich reżyserią. Co więcej, już debiut reżyserski przyniósł mu Oscara za najlepszy scenariusz i nominacje w kategoriach najlepszy film i najlepszy reżyser (a także dwie nominacje do Złotych Globów i nagród BAFTA). Poza tym, że recenzenci przyjęli jego nowatorskie podejście do kina grozy z niemałym entuzjazmem, oba filmy odniosły też niezaprzeczalny sukces komercyjny. A to nie zdarza się aż tak często.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
"Uciekaj" przy budżecie wynoszącym 4,5 mln dolarów zarobił na całym świecie 255,5 mln, zaś "To my", na wyprodukowanie którego wyłożono już 20 mln, przyniósł 255 mln wpływów ze sprzedaży biletów. Oba horrory już teraz nazywa się jednymi z najlepszych filmów początku XXI wieku i lokuje na listach najważniejszych produkcji naszych czasów.
Niektórzy forsują też tezę, że Peele jest obecnie najwybitniejszym reżyserem horrorów wszech czasów, ale temu sprzeciwia się już sam filmowiec - zdecydowanie podkreśla, że jego mistrzem jest John Carpenter - twórca takich klasyków jak "Halloween", "Coś" czy "Ucieczka z Nowego Jorku" - i to jemu ten tytuł się należy.
Peele na liście swoich inspiracji umieszcza takie filmy jak wyreżyserowane przez Romana Polańskiego "Dziecko Rosemary", a także "Noc żywych trupów", "Lśnienie", "Krzyk", "Milczenie owiec" czy "Candymana". Jako filmowiec - reżyser, scenarzysta i producent filmowy - korzysta zwłaszcza z dokonań Alfreda Hitchcocka, Stevena Spielberga czy Stanleya Kubricka. Ale nie tylko na tym bazuje swoją twórczość. Przy okazji premiery "Nie!" zdradził, jaki jest sekret jego twórczości. Podczas wywiadu z ComicBook.com wyjaśnił:
Koszmary to taka dolina niesamowitości. Jest w nich surrealistyczna, liminalna przestrzeń, którą uwielbiam. Kocham, kiedy w snach dzieje się coś niepokojącego, w taki sposób, że nie wiesz do końca, dlaczego coś jest nie tak.
Kiedy mam naprawdę soczysty koszmar, ma taki klimat. To właśnie robię w swoich filmach. Biorę rzeczy, które utkwiły w mojej psychice w taki mroczny sposób i przekształcam je w historię.
Scenariusz do "Nie!" powstawał, kiedy koronawirus przewracał do góry nogami naszą rzeczywistość. Peele w wywiadzie dla "IndieWire" opowiadał - "Pisałem to w momencie, kiedy wszyscy martwiliśmy się o przyszłość kina. W pierwszej kolejności zdałem sobie sprawę z tego, że chcę stworzyć prawdziwe widowisko. Chciałem zrobić coś, co publiczność będzie musiała przyjść zobaczyć".
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.
W dużym skrócie można powiedzieć, że "Nie!" to straszny film o kowbojach i UFO od nagrodzonego Oscarem reżysera z oscarową obsadą. Ale Jordan Peele ma to do siebie, że potrafi w rozrywkową formę zmieścić dużo znaczących metafor oraz komentarzy do współczesności i jej problemów. I tak jak niektórzy krytycy narzekają, że jego nowy film jest chaotyczny i mniej udany niż poprzednie dwa horrory, tak inni zdają się lepiej rozczytywać jego kod.
Czego krytycy tam nie znaleźli - dla jednych to kąśliwy komentarz o przemocy, rasizmie i problemach z bronią w USA, dla drugich to horror o horrorach i zwyrodniałym już zamiłowaniu ludzi do makabry, a inni widzą tam zabawę z wyświechtanymi kliszami, a także hołd dla twórców klasycznych filmów grozy, na których Peele się wychowywał. Oczywiście to wszystko nie powinno nam przeszkadzać w dobrej zabawie.
Clarisse Loughrey z "Independent" pisze - "Peele naprawdę jest magikiem przebranym za filmowca. 'Nie!' to tak zręczna sztuczka, że nigdy nie będziesz się zastanawiać, jak ją właściwie zrobił". Soraya Nadia McDonald z "Andscape" uważa, że tym filmem "Jordan Peele umocnił swoją reputację twórcy ambitnych, interesujących thrillerów, które zadziwiają ogromną publiczność". Peter Travers z ABC News uważa z kolei, że "Nie!" to kolejny "przełomowy film" twórcy, który przesuwa "granice zabawy, strachu i zamiłowania do filmów, by ostatecznie wznieść horror na wyższy poziom. Co UFO mają wspólnego z zjadającą Amerykę przemocą? Powiedz 'tak' filmowi 'Nie!', namiesza ci w głowie i wciśnie w siedzenie "- zachwala. Dla Odiego Hendersona nowy horror to dowód na to, że "Peele pozostaje mistrzem wprowadzania w błąd" swoich widzów, zaś Max Weiss z "Baltimore Magazine" zwraca szczególnie uwagę na różnorodność podejmowanych przez reżysera i scenarzystę w jednym zagadnień:
"Nie!" opowiada tyle o problemach reprezentacji, podglądactwa, eksploatacji i pokazówki, że spokojnie można by tym wypełnić z 10 zajęć na filozofii. Ale spokojnie, to oznacza, że to nie tylko porywający, przezabawny i wytrącający z równowagi horror science fiction.
"Nie!" w polskich kinach oglądać można od 12 sierpnia.