Festiwal innego humoru i zwiedzanie w szlafrokach - p³ocka impreza, jakiej jeszcze w Polsce nie by³o

Przez miasto przechadza³y siê osoby ubrane w szlafroki, stand-uperzy roz¶mieszyli do ³ez spory t³um widzek i widzów, podczas improwizowanego spaceru mo¿na siê by³o dowiedzieæ o P³ocku niestworzonych rzeczy. Big Festivalowski, nowa impreza na kulturalnej mapie Polski wszed³ na scenê z wielkim hukiem. I chyba zostanie na niej na d³u¿ej.

W Płocku przez cały weekend trwał Big Festivalowski, nowa impreza z bardzo oryginalnym, interdyscyplinarnym programem. Jej pierwsza edycja wypadła bardzo ciekawie i dobrze wróży na przyszłość. Organizatorom i organizatorkom udało się trafnie wychwycić specyficzny rodzaj inteligentnego humoru obecny w polskiej kulturze, a Płock stał się na kilka dni jego polską stolicą.

Nowe spojrzenie na satyrę

To był autorski pomysł producentki Blanki Bednarkiewicz oraz reżysera i scenarzysty Aleksandra Pietrzaka. Postanowili wyłuskać z polskiej kultury elementy poczucia humoru, którego symbolem jest patron festiwalu, Big Lebowski, z filmu braci Coen. To humor oparty na ironii, a zwłaszcza autoironii, balansujący między prostotą i wyrafinowaniem, podważający stereotypy, chętnie grający w przewrotny sposób popkulturowymi kliszami.

Okazało się, że - może trochę wbrew stereotypom - takiego humoru w Polsce nie brakuje, choć rozproszony jest po wielu dziedzinach działalności artystycznej, które - czasem celowo, czasem podświadomie - zazębiają się i dialogują ze sobą.

Dlatego festiwal miał bardzo interdyscyplinarny charakter i czerpał z różnych rejonów szeroko rozumianej satyry. To dość nowe podejście, którego wcześniej brakowało. To zwrócenie uwagi na elementy rodzimej kultury, z których wiele jest raczej na jej marginesie i cieszy się popularnością tylko niszową i środowiskowa. W Płocku ta nisza znalazła się na pierwszym planie.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Wspólnota śmiechu

Festiwal miał mocny program filmowy, na który składał się pieczołowicie i trafnie wyselekcjonowany zestaw komedii z ostatnich lat. Nie mogło zabraknąć dzieł amerykańskich kontynuatorów humoru rodem z filmu braci Coen i europejskich reżyserek i reżyserów, poruszających się w podobnych rejonach. Ale co najważniejsze - nie zabrakło też filmów rodzimych twórców i twórczyń, utrzymanych w takim klimacie.

Selekcja filmów krótkometrażowych z ostatniej dekady była najlepszym dowodem na to, że nie brakuje w Polsce osób, które potrafią nakręcić bezpretensjonalne, inteligentne komedie. Co więcej: pokazywała, jak dużo wspólnego mają ze sobą te filmy - podobne podejścia do świata i do kina, podobna wrażliwość i poczucie humoru.

Ciekawy, dodatkowy kontekst nadały tej części festiwalu pokazy filmów nieprofesjonalnych twórców i twórczyń youtube’owych. Choć ich dzieła powstawały w nieco inny sposób i za o wiele mniejsze pieniądze, w nich także można było odnaleźć elementy estetyki i wrażliwości, która była motywem przewodnim płockiego festiwalu.

Impro, stand-up, memy

Ale Big Festivalowski był czymś znacznie więcej niż festiwalem filmowym. W programie znalazło się także dużo wydarzeñ, odnoszących się do zupełnie innych dziedzin inteligentnej rozrywki.

Prawdziwą furorę zrobiła prezentacja osób zajmujących się stand-upem - w swoich występach mocno wykorzystują amerykańską konwencję gatunku i humor bliski temu z filmu "Big Lebowski". Świetnie wypadła też mocna reprezentacja sceny improwizowanej - publiczność gorąco przyjmowała sesje humorystycznych dubbingów na żywo do filmów klasy b i kiczowatych programów telewizyjnych z lat 90-tych.

Zobacz wideo Fenomen Saturday Night Live [Popkultura Extra]

Bardzo ważnym miejscem na mapie festiwalu było także muzeum memów. To dopiero druga tego typu placówka na świecie, można w niej zobaczyć mnóstwo memów od tych "klasycznych" do najnowszych - nie zabrakło nawet kilku bardzo świeżych, choćby o zatruciu Odry. "Eksponaty" podzielone są w muzeum na kilka bardzo trafnych kategorii, za sprawą których autorzy i autorki selekcji próbowali systematyzować to nowe, bujnie rozwijające się zjawisko. Muzeum działać będzie jeszcze przez trzy miesiące, a potem ma się stać wystawą "wędrującą" po całym kraju.

Ogórki kiszone i szlafroki

Festiwalowi udało się także niezwykle trudne zadania: ożywienie przestrzeni miejskiej i aktywizowanie lokalnej społeczności. Wiele imprez z programu imprezy był otwartych na szeroką publiczność - tak było choćby w przypadku wszystkich wydarzeń na plenerowej scenie na miejskim rynku.

W nietypowy sposób w przestrzeń miejską wszedł Wojciech Fiedorczuk, który prowadził "improwizowany spacer" po Płocku. Na gorąco wymyślał niestworzone historie o kolejnych obiektach na rynku, rozśmieszając do łez osoby z Płocka i te, które tam przyjechały w celach turystycznych.

Znakomity efekt przyniosła także współpraca z lokalnym klubem aktywnych seniorów - "Big babcie" miały swój moment na festiwalu, serwując na rynku przygotowane przez siebie tradycyjne polskie potrawy. Kolejka młodych festiwalowiczek i festiwalowiczów, czekających na kopytka i ogórki kiszone, była spora.

Na dodatek przez cały weekend centrum miasta zdominowane było przez osoby przechadzające się… w szlafrokach. Dlaczego? Bo tak nosił się patron imprezy, bohater filmu "Big Lebowski". Taki był też oficjalny "dress code" festiwalu.

To był tylko jeden z powodów, za sprawą których można śmiało powiedzieć, że takiej imprezy jeszcze w Polsce nie było, a jej pierwsza edycja mocno zaznaczyła się na rodzimej mapie letnich imprez kulturalnych. I narobiła apetytu na kolejne wydania w kolejnych latach.

Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina 

Wiêcej o: