Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Na początku lat 70. Daniel Olbrychski był bez wątpienia jednym z najpopularniejszych polskich aktorów. Młody gwiazdor kina w ciągu siedmiu lat od rozpoczęcia swojej kariery odegrał kluczowe role w takich filmach jak "Wesele", "Brzezina", czy wspomniany wcześniej "Pan Wołodyjowski". Jednak nagle z uwielbianego przez wielu artysty, mężczyzna stał się niemal wrogiem publicznym. Wszystko za sprawą angażu do roli Kmicica w "Potopie".
Dzisiaj, z perspektywy czasu, nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić innego aktora, który mógłby tak dobrze zagrać Kmicica. Postać wykreowana przez Henryka Sienkiewicza wydaje się skrojona pod Daniela Olbrychskiego. Jak się okazuje, w czasie produkcji "Potopu", aktor nie mógł liczyć na zbyt duże wsparcie. Według informacji opublikowanych przez serwis WirtualnaPolska, jednym z największych przeciwników tego angażu był Janusz Czapliński, który na łamach "Expresu Wieczornego" rozpoczął nagonkę na gwiazdora.
Pan Olbrychski przy najlepszej nawet charakteryzacji i na bardzo wysokich obcasach – nie jest typem, jaki nam wyczarował Sienkiewicz (…), jego urody nie da się poprawić na junacką, a najwspanialsza nawet gra aktorska nie skłoni nas do wierzenia, że to ten, który łamał serca dziewcząt.
Atmosferę panującą wokół tej sytuacji opisał także Sławomir Koper w książce "Gwiazdy kina PRL":
Uznano, że skoro w 'Panu Wołodyjowskim' [grany przez niego Azja Tuhajbejowicz] zakończył swoje filmowe życie na palu, to w 'Potopie' nie może wcielać się w inną rolę. W kraju rozpętała się burzliwa dyskusja na temat obsady filmu, a Olbrychski stał się celem bezpardonowych ataków.
Presja publiczna jednak nie zniechęciła młodego aktora do wcielenia się w kultową postać. Trzeba przyznać, że Daniel Olbrychski musiał wykazać się wtedy nie lada odwagą. Niektóre sytuacje związane z nagonką na jego osobę, wymykały się spod kontroli. Jak wspomina Sławomir Koper:
Na widok Olbrychskiego ludzie wysiadali z tramwaju, aktora wyzywano, a czasami wręcz grożono przemocą fizyczną. Było to szczególnie niebezpieczne w lokalach z wyszynkiem, pan Daniel bowiem jak zwykle nie unikał życia towarzyskiego, a jak wiadomo – alkohol z reguły wzmaga agresję.
Sam aktor przyznaje, że do roli Kmicica finalnie przekonał go Kirk Douglas. W trakcie rozmowy z hollywoodzkim gwiazdorem Polak miał usłyszeć słowa "Jeżeli uważasz, że dasz radę – zagraj". Tak właśnie się stało. Produkcja okazała się międzynarodowym sukcesem, co tylko podkreśla jej nominacja do Oscara w kategorii Najlepszy film nieanglojęzyczny.
Pomimo tak dużego triumfu, wielu krytyków nie miało wystarczająco odwagi, aby przeprosić aktora oraz reżysera Jerzego Hoffmana. Jedną z niewielu osób, które publicznie przyznały się do błędu był Stanisław Grzelecki.- Nazywam się Grzelecki, byłem jednym ze sprawców nagonki prasowej na reżysera i odtwórcę głównej roli. Proszę przyjąć moje najgłębsze przeprosiny. - powiedział po premierze.