Alan Rickman dla całych pokoleń wielbicieli "Harry'ego Pottera" był idealnym wcieleniem Severusa Snape'a. Trudno sobie wyobrazić, że w tę postać mógłby grać ktokolwiek inny. A jednak on sam wcale ani rolą, ani serią filmów zachwycony nie był. Aktor bardzo poważnie zastanawiał się nad porzuceniem świata Harry'ego Pottera już po tym, jak zagrał w dwóch pierwszych częściach serii. Jako młodociany czytelnik wychowany na książkach i filmach, szczerze przyznam, że wcale mu się nie dziwię.
Wyreżyserowane przez Chrisa Columbusa "Komnata Tajemnic" i "Kamień filozoficzny" odstają od całej reszty cyklu - faktycznie mają zupełnie inne tempo i zdecydowanie bardziej zachowawcze scenariusze. Są bodaj najnudniejszymi realizacjami i to wcale nie dlatego, że grające główne role dzieciaki nie potrafiły jeszcze za bardzo grać. A jak o tym pisał Rickman w pamiętnikach? Ich fragmenty na szczęście publikuje "The Guardian".
Zanim zagrał w "Kamieniu Filozoficznym", aktor zapisał w dzienniku: "Nic nie czuję w związku z 'Harrym Potterem', co mnie mocno irytuje'. Niemniej podchodził do swojej pracy bardzo poważnie. Chwilami miał wręcz wrażenie, że zbyt mocno się wczuwa. Jeszcze w czasie zdjęć do pierwszej części odnotował:
Kiedy staję się Snapem, obce stają mi się radość, rozmowność i otwartość. To nie są dobre cechy na planie.
W 2002 roku, kiedy zaczęły się zdjęcia do drugiej części, Rickman zapisał, że cieszy się ze spotkania na planie, ale przytłaczało go poczucie, że to coś, co się ciągnie bez końca: "Miło było ich wszystkich znowu spotkać, ale to jest jak niekończący się sen, z którego nie można się wybudzić. W pewnym sensie to się nie skończyło i się nie skończy". W grudniu tego roku pojawiły się pierwsze doniesienia o tym, że chce zrezygnować z udziału w dalszych produkcjach:
Rozmawiałem z agentem Paulem Lyon-Morisem o odejściu z 'Harry'ego Pottera', co jego zdaniem nastąpi. Ale tutaj mamy do czynienia z dwoma kolidującymi stanowiskami. Ja nie chcę więcej robić 'Harry'ego Pottera'. Oni nie chcą tego słyszeć.
Teoretycznie istniał plan awaryjny - jeszcze zanim Rickman dostał rolę profesora Severusa Snape'a, sceny próbne nagrał Tim Roth. Ponoć z chęcią przejąłby postać w przypadku rezygnacji kolegi po fachu. Rickmana udało się przekonać jednak, by wziął udział w zdjęciach do następnej części. Już kiedy na rynku ukazała się siódma i ostatnia książka z cyklu, aktor przyznał, że to właśnie J.K. Rowling przekonała go, że nie warto rezygnować. W pamiętniku zapisał: "Jedna krótka informacja od Jo Rowling, którą mi przekazała siedem lat temu, dała mi coś, czego mogłem się trzymać: Snape kochał Lily Potter".
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Nagrywanie "Więźnia Azkabanu" też nie obyło się bez przygód. Rickman miał wypadek - na głowę spadł mu ekran. Aktor stracił przytomność, ale nie chciał robić zawodu reżyserowi Alfonso Cuaronowi. "Za bardzo go kocham, żeby to przeciągać. Zszedłem na jakiś czas z planu i to rozwiązaliśmy. Jest pod zwyczajową dla tych filmów presją, a naprawdę się stara. Zaczyna próby z kamerami jeszcze przed aktorami, a te dzieciaki naprawdę potrzebują reżysera" - wspominał. Nie zabrakło tutaj uszczypliwości w stosunku do młodej obsady:
Nie znają swoich kwestii, a dykcja Emmy jest czasem gdzieś po tamtej stronie Albanii. W dodatku moja tak zwana próba odbyła się z aktorem zastępczym, który jest Francuzem.
Kiedy jednak w 2004 roku doszło do premiery filmu "Harry Potter i Więzień Azkabanu", Alan Rickman nie szczędził pochwał reżyserowi: "Alfonso wykonał niesamowitą pracę. To bardzo dorosły film, tak pełen brawury, że tylko się uśmiecham i uśmiecham. Każda klatka to dzieło artysty i prawdziwego mistrza narracji" - zachwalał. Należy mu przyznać rację, bo faktycznie trzecia odsłona cyklu jest bodaj najlepszą realizacją z całej serii.
Rickman narzekał też trochę, kiedy pracował na planie czwartego filmu. Bardzo go irytowała np. scena z bożonarodzeniowym balem. Jak czytamy we fragmentach jego pamiętników: "To jedna z tych scen, która się ciągnie i ciągnie - coś się dzieje - a potem nagrywamy bardzo dużo grupowych ujęć, w których jest bardzo mało dialogów. (...) To były dwa dni sztywnego stania. Zaklaskałem dwa razy i patrzyłem, jak inni tańczą".
Później wspomniał - "Czuję się tak przewałkowany przez ten film - Mike Newell ma jak najlepsze chęci, ale jest pod dużą presją (tak jak wcześniej Alfonso) i wszytko tu się kręci wokół odpowiednich ujęć". Aktor nie był też zbyt zachwycony tym, jak traktowano starszych członków obsady. Żartował o tym nawet we wrześniu 2004 roku:
Moglibyśmy założyć nową agencję, którą nazwalibyśmy Sławni Statyści. Należeliby do niej Maggie Smith, Michael Gambon, Robert Hardy, Miranda Richardson, Robbie Coltrane, Frances de la Tour.
W książce "Madly, Deeply: The Alan Rickman Diaries" znalazł się też ciekawy ustęp o młodym Danielu Radcliffie: "Scena na korytarzu z Danem Radcliffem. Jest teraz bardzo skoncentrowany. Poważny i sfokusowany, ale nie przestaje się przy tym dobrze bawić. Ciągle nie wydaje mi się, żeby był naprawdę aktorem, ale niewątpliwie będzie reżyserował i produkował".
W 2005 roku dalszy udział aktora w serii filmów znowu stanął pod znakiem zapytania. Wtedy też zdiagnozowano u niego raka prostaty. Alan Rickman przeszedł intensywne leczenie, spędził kilka miesięcy w szpitalu i szczęśliwie mógł go opuścić na własnych nogach. 30 stycznia 2006 roku w dzienniku zapisał:
Nareszcie mogę powiedzieć ‘tak’ piątej części 'Harry'ego Pottera'. Odczucia mam ambiwalentne. Argumentem, który przeważył, był ten: Dokończ to. To twoja historia.
Rickman miał też przewagę nad resztą obsady - J.K. Rowling zdradziła mu, jak zaplanowała zakończenie historii, dzięki czemu aktor mógł odpowiednio oddać niuanse, o których inni jeszcze nie mieli pojęcia. A im bardziej zbliżali się do nagrywania scen, w których na jaw wychodzą prawdziwe motywy zachowań Snape'a, tym bardziej Rickman był poirytowany tym, że scenariusz nie jest dobrze napisany. Tak było np. w przypadku wątku śmierci profesora Dumbeldore'a w "Księciu półkrwi".
Przypomnijmy: młody Draco Malfoy dostaje od lorda Voldemorta trudną misję - ma zabić dyrektora Hogwartu. Jego matka się o niego boi, w związku z czym zmusza Snape'a, by ten złożył magiczną przysięgę: że będzie chronić chłopca, a jeśli ten nie będzie w stanie wykonać powierzonego zadania, zastąpi go. Gdyby Snape obietnicy nie dotrzymał, to zginąłby od zaklęcia.
Rickman był bardzo niezadowolony z tego, jak scenarzyści zaplanowali scenę, w której jego bohater faktycznie przejmuje obowiązki młodego Malfoya i wypowiada mordercze zaklęcie. W dzienniku zapisał:
W tej scenie brakuje dramatyzmu - na papierze - ale tak się dzieje w scenariuszach, które muszą streszczać narrację i spuszczać z niej powietrze.
Dodał też - "Nie wiemy, albo nie pamiętamy - wystarczająco dużo o motywacjach poszczególnych bohaterów, żeby ich zrozumieć. Albo, żeby się nimi przejąć". Później z zadowoleniem pisał, że udało mu się przeforsować potrzebną jego zdaniem zmianę. " Argumentowałem, że kwestia Snape'a - Dałem słowo. Złożyłem przysięgę - była myląca i wszystko rozmywała". Rickmanowi udało się przekonać reżysera, żeby wyciąć z filmu te słowa i ostatecznie w scenie śmierci Dumbledora jego bohater wypowiada tylko słowa 'Avada Kedavra'.
Kiedy została wydana ostatnia z książek o Harrym Potterze, Rickman w pamiętniku zapisał:
Kończę czytać ostatniego Harry'ego Pottera. Snape ginie heroicznie, a Potter mówi po latach swoim dzieciom, że to był jeden z najodważniejszych ludzi, których poznał. Nawet nazywa jednego ze swoich synów Albus Severus. To był prawdziwy rytuał przejścia.
W sierpniu 2015 roku zdiagnozowano u Alana Rickmana raka trzustki, o czym poinformował tylko najbliższe sobie osoby. Tym razem leczenie nie pomogło - aktor zmarł 14 stycznia 2016 roku w Londynie. Miał 69 lat.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina.