7 listopada 1964 roku, w Dąbrówce Małej, zamordowana zostaje 58-letnia Anna Macek. Kobieta ginie od siedmiu ran tłuczonych, zadanych w głowę. Śledczy znajdują ją z głową całą we krwi, podciągniętą do piersi spódnicą i bielizną ściągniętą do kolan. Podejrzewają, że zabójstwo miało motyw seksualny. To było pierwsze z kilkunastu morderstw, którego dokonał Wampir z Zagłębia.
Po czterech atakach (w tym trzech zabójstwach) powołana zostaje specjalna grupa policyjna, której przez lata mimo niekonwencjonalnych pomysłów nie udaje się złapać sprawcy. Nie pomagają nawet przebrani za kobiety milicjanci, którzy bywają wystawiani "na wabia", by skusić Wampira z Zagłębia. Dowódcy sprowadzają więc na Śląsk około setkę policjantek. Przeszkolone z judo, wyposażone w miniaturowe radiostacje oraz specjalne pancerze chroniące głowę i uszy, udają się w odludne miejsca, ale i to nie przynosi efektu. Nie udaje się namierzyć mordercy, który omija zasadzki, ale nadal atakuje.
6 stycznia 1972 roku, po latach bezowocnego śledztwa i psychozy panującej na ulicach Śląska, milicja aresztuje Zdzisława Marchwickiego. Wskazała go żona (był wcześniej umieszczony na liście podejrzanych), kobieta domaga się miliona złotych nagrody. Kiedy mundurowi przyjechali po Marchwickiego, ten - nie wiedząc o co chodzi - powiedział: "Dwa samochody marki Wołga no to po takiego jednego człowieka, jak ja? Ile was tu jest, jakbyście co najmniej tego wampira ujęli". Do akt trafia jednak inna kwestia: "O proszę, nareszcie ście wampira ujęli".
26 kwietnia 1977 roku Zdzisław Marchwicki został stracony. Sędziowie uznali, że to on jest Wampirem z Zagłębia, przez którego kobiety nie miały odwagi wychodzić same z domu. Skazali oskarżonego na karę śmierci, choć już wtedy wiele osób miało wątpliwości, czy to on był sprawcą.
- Zdzisław Marchwicki nie był Wampirem - mówił w zeszłym roku w wywiadzie dla weekend.gazeta.pl Przemysław Semczuk, autor książki "Wampir z Zagłębia". Dopytywany, czy jest tego pewien, powiedział: Na 99 procent.
- Marchwicki był sąsiadem jednej z ofiar, mieszkał w dzielnicy, w której znajdowano ofiary. Pogrążyły go zeznania żony, która liczyła na milion złotych nagrody - mówił z kolei w rozmowie z Gazeta.pl reżyser "Jestem mordercą" Maciej Pieprzyca, który też kwestionował jego winę i jest również autorem dokumentu o Marchwickim. W jego filmie fabularnym tytułowego bohatera zagrał Arkadiusz Jakubik.
Fakty były takie, że Wampir z Zagłębia zabił 14 kobiet, w tym 18-letnią bratanicę Edwarda Gierka. Śledztwo trwało kilka lat, w kręgu podejrzeń znalazło się nawet 23 tysiące mężczyzn, a śledczy czuli presję znalezienia mordercy. Propaganda sukcesu wymagała od milicji 100 proc. wykrywalności. - Przygotowując film dokumentalny, trafiłem między innymi na oficerów prowadzących śledztwo. Dowiedziałem się, że wielu z tych, którzy mieli wątpliwości dotyczące winy Marchwickiego, zostało od sprawy odsuniętych - wspomina Pieprzyca. W dodatku Marchwicki do zabójstw się przyznał - choć później te zeznania odwołał. Proces był więc poszlakowy.
Dziennikarka Magdalena Gwóźdź-Pallokat stara się wyjaśnić, czy skazany na karę śmierci Marchwicki faktycznie był najsłynniejszym polskim seryjnym mordercą, czy jedynie ofiarą systemu. Pracując nad filmem dokumentalnym "Wampir z Zagłębia: proces Zdzisława Marchwickiego" wyruszyła w podróż na Śląsk - tam, gdzie ludzie wciąż pamiętają Wampira. Szuka śladów, rozmawia ze świadkami i ekspertami. Ujawnia wątpliwości, które podzieliły rząd i policję, gdy jakiś czas przed aresztowaniem Wampira inny mężczyzna w liście do śledczych przyznał się do popełnienia wszystkich tych morderstw. 10 dni po tym jak zostaje wypuszczony na wolność, zabija nożem żonę, dzieci morduje młotkiem, a następnie oblewa benzyną siebie i dom, i podpala. Nie przeżył.
Dokument "Wampir z Zagłębia: proces Zdzisława Marchwickiego" można bezpłatnie zobaczyć do 12 grudnia pod tym linkiem.