W 1974 roku chyba nie było osoby, która choć przez chwilę nie oglądałaby na ekranie przystojnego Marka Perepeczki w roli rozbójnika nazwanego imieniem legendarnego Juraja Jánošíka. Co ciekawe, już po śmierci aktora (zmarł 16 listopada 2005 roku) jego żona Agnieszka Fitkau-Perepeczko wspominała w jednym z wywiadów, że twórcy chcieli zmienić aktora już po wstępnym wyborze do roli.
Fitkau-Perepeczko była żoną aktora przez 40 lat. Poznali się, gdy studiowali w Akademii Teatralnej w Warszawie. - Marek spodobał mi się od pierwszego wejrzenia. Wyróżniał się wzrostem, ja też byłam dość wysoka. Kilkudniowa sesja egzaminacyjna zbliżyła nas do siebie. Gdy znalazłam swoje nazwisko na liście odrzuconych, byłam tak załamana, że zadzwoniłam do Marka. Niemal płakałam w słuchawkę. A on tylko powiedział: „Wiesz co, opowiesz mi o tym osobiście" - i zaprosił mnie do kawiarni. I tak się zaczęła nasza wielka miłość - wspominała w jednym z wywiadów aktorka, za którą w pewnym momencie mąż pojechał na drugi koniec świata.
Marek Perepeczko z żoną w 2002 roku Fot. Wojciech Surdziel / Agencja Wyborcza.pl
Wcześniej jednak, namówiony przez "panie od polskiego" zamiast na architekturę zdawał właśnie na wydział aktorski. Z Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej został jednak na pierwszym roku wyrzucony, bo nie chodził na obowiązkowe lekcje tańca (a podobno, mimo sylwetki godnej kulturysty, tańczył świetnie). Wstawili się za nim profesorowie i tak wrócił na uczelnię, którą skończył w 1965 roku. Wielki przełom nastąpił siedem lat później. Perepeczko dostał rolę herszta zbójeckiej bandy w produkcji państwowej telewizji. Reżyser Jerzy Passendorfer twierdził w 1974 roku, że rolę tytułową pisał z myślą właśnie o nim. W rozmowie z "Filmowym Serwisem Prasowym" mówił:
O ile cały film zrealizowaliśmy w konwencji komediowej, o tyle samego Janosika potraktowaliśmy poważniej. Po to, żeby podkreślić, iż był on bohaterem myślącym, świadomym, a nie awanturnikiem, i po to, by złożyć hołd pięknej legendzie.
W 2019 roku wdowa po aktorze opowiadała jednak, że już na planie 30-letni wtedy Perepeczko słyszał od twórców Janosika", że się nie nadaje, bo jest za ładny i nie mówi gwarą przed kamerą. Podobno był już nawet kandydat do zastępstwa - Czesław Jaroszyński. Tymczasem, jak twierdzi Fitkau-Perepeczko, aktor miał wizję tej postaci, która nie będzie prymitywna, a poetycka i chciał, by widzowie rozumieli, co Janosik mówi do nich z ekranu.
Kiedy telewizja pokazała 13-odcinkowy serial (powstał też film), przystojny i postawny - już w liceum miał 190 cm wzrostu - Perepeczko stał się gwiazdą. Produkcja była też zresztą pokazywana w NRD i Mongolii. W Polsce zyskała status kultowej i do dzisiaj jest przez wielu widzów chętnie oglądana. Niestety, taka popularność wiązała się także z tym, że i widzowie, i filmowcy długo widzieli w mężczyźnie właśnie filmowego rozbójnika. Perepeczko nie dostawał w ogóle zbyt wielu propozycji, a te, które się pojawiały, były bardzo zbliżone charakterem do Janosika. Sfrustrowany aktor w latach 80. zdecydował się na wyjazd za żoną do Australii. Tam prowadził teatr polonijny, ale to nie było spełnieniem jego zawodowych ambicji. Zdecydowanie lepiej po latach wspominał właśnie czasy "janosikowe":
Janosik na długie lata mnie zaszufladkował, ale nigdy nie żałowałem, że go zagrałem. Wciąż bardzo go lubię. Zawsze przecież mamy sentyment do pewnego okresu życia, który był najradośniejszy, a taki bywa ten czas, kiedy dysponujemy pełnią sił witalnych, fizycznych.
Gdy ponad cztery lata później Perepeczko wrócił z Australii do kraju, nadal niespecjalnie wiodło mu się zawodowo. W dodatku tęsknił za żoną. To wtedy zaczął dość szybko przybierać na wadze - przytył 40 kilogramów.
Ta nadwaga mnie kiedyś zabije. To wielkie szczęście, że nikt nie będzie po mnie płakał.
- cytował słowa aktora magazyn "Retro" z 2005 roku, wydanym dosłownie kilka dni przed śmiercią aktora, który odszedł w wieku 63 lat.
Mylił się i nie mylił, wypowiadając te dwa zdania. Rzeczywiście, Marek Perepeczko zmarł na zawał, do którego często przyczynia się właśnie otyłość. Jednak płakały po nim setki przyjaciół, znajomych i fanów.
A wcześniej aktor, który m.in. objął rządy w częstochowskim teatrze w 1997 roku i kierował tamtejszą sceną przez sześć sezonów, po ćwierćwieczu bycia Janosikiem przecież został też komendantem Władysławem Słoikiem z "13 posterunku", zagrał niewielką, ale widoczną rolę Macieja Chrzciciela w "Panu Tadeuszu" czy ojca tytułowej "Sary" w filmie Macieja Ślesickiego. - Ciepło do siebie mówiliśmy - on często nazywał mnie "córeczką", ja jego "tatusiem" - wspominała relacje z aktorem na planie tego filmu, a także później "13 posterunku" Agnieszka Włodarczyk.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
- Zawsze wesoły, szalenie koleżeński i piekielnie pracowity. Nawet gdybym chciał o nim powiedzieć choć jedno złe słowo, to nie mogę, bo na to nie zasługuje. Był wspaniałym człowiekiem - mówił o nim Witold Pyrkosz, który grał członka jego zbójeckiej bandy w "Janosiku", a Witold Buczkowski mówił "Dziennikowi Polskiemu": Jak opowiadał dowcipy, to zwykle ze śmiertelnie poważną miną, ale w sposób tak zabawny, że zarykiwaliśmy się ze śmiechu.
Pomóż Ukrainie, przyłącz się do zbiórki. Pieniądze wpłacisz na stronie pcpm.org.pl/ukraina