Na pomysł filmu wpadł scenarzysta i producent John Hughes, kiedy przygotowywał się do wyjazdu na wakacje. W jednym z wywiadów wspominał - "Pakowałem się na urlop i zrobiłem sobie listę wszystkiego, czego nie chciałem zapomnieć. Pomyślałem też sobie, że lepiej, bym nie zapomniał swoich dzieci. Wtedy też mnie naszło: Co by się stało, gdybym zostawił mojego 10-letniego syna samego w domu? Co on by wtedy zrobił?". Hughes przygotował wtedy osiem stron notatek, a te później przerodziły się w scenariusz.
Film dostał zielone światło, ale pojawiły się pewne problemy z budżetem. Projekt podłapała wytwórnia Warner Bros. - okazja była kusząca, bo Hughes obiecał, że będzie w stanie to nakręcić za mniej niż 10 mln dolarów. To dużo mniej niż wynosiły wtedy przeciętne budżety większości produkcji. Scenarzysta jednak obawiał się, że może zadeklarowaną sumę przekroczyć, więc sekretnie spotkał się z przedstawicielami 20th Century Fox. Chciał mieć pewność, że będzie miał się do kogo zwrócić, jeśli Warner okaże się "mało elastyczny". Intuicja dobrze mu podpowiedziała.
Sprawa była tym bardziej paląca, że już na dość wczesnym etapie produkcyjnym budżet spuchł do sumy 14,7 mln dolarów, a wytwórnia zażądała, by obciąć go o 1,2 mln. Producenci odpisali, że naprawdę już się nie da zejść niżej. Warner nie za bardzo w to uwierzył i postanowił zrezygnować z projektu. Skorzystał na tym sam Fox, który błyskawicznie temat przejął i wyłożył potrzebne pieniądze: ostatecznie budżet wyniósł 18 mln dolarów.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Niewątpliwie były to pieniądze dobrze wydane: produkcja zarobiła w kinach na całym świecie 476,7 mln dolarów, dzięki czemu aż do premiery "Kac Vegas 2" była najlepiej zarabiającą komedią wszech czasów. "Kevin sam w domu" poza tym był wychwalany za doskonały wybór obsady, humor oraz ścieżkę dźwiękową. Ba, świąteczna komedia otrzymała nominacje do Złotych Globów (dla najlepszej komedii, dla najlepszego aktora pierwszoplanowego) i Oscarów (piosenka i ścieżka dźwiękowa).
Za reżyserię odpowiedzialny był Chris Columbus (to on po latach zrobił dwa pierwsze filmy o Harrym Potterze), ale to Hughes zaproponował mu, by obsadził w głównej roli Macaulaya Culkina. Młody aktor zrobił na nim dobre wrażenie podczas prac nad filmem "Uncle Buck". Columbus i tak najpierw przesłuchał ponad 200 innych aktorów, bo czuł, że to jego "reżyserki obowiązek". Kiedy w końcu spotkał się z Culkinem, przyznał, że to doskonały wybór.
Propozycję zagrania w filmie odrzucili Robert De Niro i Jon Lovitz, którym proponowano rolę włamywacza Harry'ego. Ostatecznie zgodził się Joe Pesci. Co ciekawe, operator Julio Macat wspominał, że właśnie z Pescim pracowało się trudniej niż z Culkinem. Doświadczony aktor uważał, że niektóre z dialogów są poniżej jego talentu aktorskiego. Ponoć też narzekał na to, że zdjęcia zaczynają się zbyt wcześnie, bo przez to nie mógł zaczynać dnia od ulubionej rundki golfa. Ostatecznie film nakręcono w 83 dni, zdjęcia zaczęły się 14 lutego, a skończyły 8 maja 1990 roku.
"Kevin sam w domu" w premierowy weekend zarobił 17 mln dolarów, co niemal całkowicie zwróciło koszty produkcji. Film też utrzymywał się przez 12 tygodni na pierwszym miejscu w box office - od 16 listopada, aż do pierwszego weekendu lutego w 1991 roku. Świąteczną komedię zdegradował dopiero film "Sypiając z wrogiem".
Oglądanie "Kevina samego w domu" w święta Bożego Narodzenia to w Polsce świecka tradycja. Fenomen popularności tej produkcji w naszym kraju jest tak duży, że poświęcono mu wręcz osobne akapity na amerykańskiej wersji Wikipedii.
Wpis o popularności 'Kevina samego w domu' w Polsce Wikipedia
Posługujący się językiem angielskim użytkownicy strony mogą się dowiedzieć, że "'Kevin sam w domu' jest bardzo popularny w Polsce, kiedy puszcza go stacja Polsat w każdą Wigilię. W 2010 roku Polsat nie puścił filmu, co sprawiło, że kilkadziesiąt tysięcy ludzi protestowało na Facebooku. W 2016 roku ponad 4,44 mln Polaków włączyło Polsat, żeby obejrzeć 'Kevina samego w domu'. Po roku 2010 w telewizyjnych zapowiedziach pojawia się hasło 'Święta bez niego? To absolutnie niemożliwe!'".
Później też tłumaczy się nieobeznanym z naszymi realiami czytelnikom, że "filmy takie jak 'Kevin sam w domu' i 'Szklana pułapka' są bardzo popularne w Polsce podczas Świąt Bożego Narodzenia, bo to jedne z pierwszych zachodnich filmów wypuszczonych w kraju po upadku komunizmu. W 2000 roku 'Kevina samego w domu' w Wigilię oglądało 8,9 mln Polaków, a w 2017 roku w analogiczny dzień liczba ta była zbliżona do czterech milionów, co stanowi 11,6 proc. populacji kraju".
Wszyscy pamiętamy, co się stało, kiedy Polsat chciał z filmu w 2010 roku zrezygnować. Akcja protestacyjna na Facebooku pod hasłem "Polsat zabił Święta 2010 - w tym roku Kevina nie będzie!" zgromadziła wówczas 50 tys. osób (a niektóre źródła mówią nawet o 90 tys.!).
Wobec tak dobitnie wyrażonej woli ludu rada programowa stacji się ugięła i przywróciła świątecznego klasyka do ramówki. Stacji naprawdę opłaca się puszczać ten film. W 2018 roku rzecznik Polsatu poinformował nas, że największą widownię przed telewizorami udało się zgromadzić w grudniu 2003 roku, kiedy "Kevina" oglądało niemal siedem milionów widzów (wtedy stacja wyemitowała go po raz pierwszy - wcześniej pojawiał się u nas na innych kanałach). Co więcej, zainteresowanie widzów nie gaśnie: "'Kevin sam w domu" zapewniał nam zawsze pozycję lidera w paśmie nadawania, a średnia widownia emisji premierowych to 4,5 miliona widzów" - przekazywał Tomasz Matwiejczuk.