Gdy w 1928 roku ukazała się książka D.H. Lawrence’a, szybko uznano jej treść za skandaliczną. Czytelników szokowała nie tylko ilość erotycznych scen, ale przede wszystkim szczegółowość ich opisu. Powieść ocenzurowano i dopiero 30 lat później trafiła do obiegu pełna wersja "Kochanka Lady Chatterley". Netflix stworzył film na kanwie historii opowiedzianej przez pisarza, a produkcja stała się nowym przebojem platformy.
Fabuła osadzona jest w czasie I wojny światowej. Główną bohaterką opowieści jest arystokratka Konstancja, której mąż, Clifford Chatterley, powraca z frontu ciężko ranny. Namiętność między małżonkami wygasa. Clifford czuje, że żona nie traktuje go jak mężczyznę, dlatego proponuje jej, by znalazła sobie kochanka. Wkrótce kobieta nawiązuje romans z mężczyzną z niższych sfer. Relacja z gajowym szybko przeobraża się w gorące uczucie.
Tytułową rolę Lady Chatterley zagrała aktorka znana widzom z 4. sezonu "The Crown", w którym zagrała postać księżnej Diany, Emma Corrin. Z kolei w rolę jej kochanka, gajowego Olivera Mellorsa, wcielił się Jack O'Connell. W pozostałych rolach wystąpili m.in. Joely Richardson, Nicholas Bishop, Ella Hunt czy Faye Marsay.
Choć dotychczas stworzono kilka ekranizacji powieści D.H. Lawrence'a, żadna z nich nie okazała się takim sukcesem jak produkcja Netfliksa. Za reżyserię "Kochanka Lady Chatterley" odpowiada Laure de Clermont-Tonnerre, która w wywiadzie dla amerykańskiego portalu "Salon" opowiedziała o idei, która przyświecała twórcom. — To opowieść o kobiecie, która bierze na własność swoje ciało i to jest coś, co wciąż jest bardzo problematyczne dla wielu ludzi. Jest takie nowoczesne, awangardowe przesłanie D. H. Lawrence'a na temat seksualności w ogóle, że jest ona bardzo czysta i piękna, niewstydliwa czy brudna — powiedziała.
Za realistyczne sceny namiętności pary kochanków odpowiadają koordynatorzy intymności, którzy pracowali na planie filmu. Zapewnili oni nie tylko komfort aktorom grającym w tych scenach, ale również zadbali o realistyczność uniesień. — To było bardzo wymagające. Staraliśmy się znaleźć odpowiednie emocje stojące za tymi scenami, aby nie były one bezsensowne czy nudne. Te sceny są w książce i filmie z tego samego powodu, aby popchnąć emocje i relacje bohaterów do przodu i pomóc im uwolnić się i odnaleźć siebie — tłumaczyła reżyserka.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.