Kate Winslet od czasu "Titianica" unikała jak ognia kolejnych projektów z Jamesem Cameronem. Już po premierze filmu, który przyniósł jej nominację do Oscara, opowiadała, że na planie zdarzały się momenty, kiedy "naprawdę się go bała", bo jest z niego "straszny choleryk". Samo kręcenie wielkiego przeboju nazwała wprost "strasznym przeżyciem" i to nie tylko z powodu długich godzin spędzonych w zimnej wodzie, siniaków tak dużych i widocznych, że makijażyści musieli zrobić jej zdjęcia, żeby mieć odwołanie, żeby móc ją pomalować czy ukruszonej kości w łokciu.
Leonardo DiCaprio też przyznawał, że zdjęcia do "Titanica" były wyjątkowo trudne, a Winslet długo utrzymywała, "trzeba by jej zapłacić naprawdę dużo pieniędzy, żeby znowu zgodziła się pracować z Jimem". To zapewne zrobiono, bo zagrała w "Avatarze 2".
James Cameron jest znanym perfekcjonistą i pracuje tak długo, aż osiągnie upragniony efekt. Ponoć w czasie zdjęć do "Titanica" rozmawiał z niemal każdym ze 150 statystów na planie i opowiadał im o imionach oraz historii pasażerów statku. Tego typu zaangażowania wymaga od pozostałych członków ekipy i często jest tak skupiony na swoim dziele, że zapomina o takich rzeczach jak BHP czy higiena pracy, ponoć też nieszczególnie zwraca uwagę na to, w jaki sposób się komunikuje ze swoimi współpracownikami.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Po zakończeniu zdjęć do "Titanica" miał przez długi czas opinię "najstraszniejszego człowieka w Hollywood": mówiono o tym, że jest nie nieprzyjmującym kompromisów perfekcjonistą oraz "głośnym na 300 decybeli krzykaczem", "współczesnym admirałem marynarki wojennej z megafonem i walkie-talkie, wydzierającym się na ludzi z wysokiego na 50 m żurawia" - przytacza serwis "The Things".
Po zdjęciach do filmu "Otchłań" z 1989 roku dalszej współpracy z reżyserem odmówili też Ed Harris i Mary Elizabeth Mastrantonio - utrzymywali, że praca na planie była zbyt wymagająca, tak samo jak i reżyser. Ed Harris ponoć niemal się utopił podczas kręcenia jednej z podwodnych scen, ale Cameron ciągle kręcił. Aktor był tak tym zdenerwowany, że uderzył reżysera w twarz i do dziś odmawia rozmawiania o filmie.
Mastrantonio z kolei źle wspomina kręcenie sceny, w której jest przemoczona, ma obnażone piersi, a Harris robi jej resuscytację i policzkuje na zmianę. Cameron zażądał tylu dubli, że doprowadziło to aktorkę do załamania nerwowego. Wybiegła z planu i odmówiła powrotu, póki nie zaczną kręcić innej sceny. "Nie jesteśmy zwierzętami" - miała mówić.
Perfekcjonizm Jamesa Camerona dobrze widać też w jednym z jego najnowszych wywiadów. Serwisowi "ScreenRant" opowiedział bowiem, że wszyscy jego scenarzyści, jeszcze zanim zaczęli pisać scenariusz do "Avatara 2", musieli najpierw przeczytać 800 stron notatek o świecie przedstawionym w filmie. Reżyser kompletował je łącznie pół roku i ogłosił, że zaczną rozmawiać o pomysłach na nowy film dopiero wtedy, kiedy przeczytają zgromadzony przez niego materiał:
Wszedłem do pokoju scenarzystów i rzuciłem na stół 800 stron zrobionych drobnym druczkiem notatek. Powiedziałem im: Odróbcie pracę domową, potem porozmawiamy.
Cameron chciał mieć pewność, że scenarzyści dobrze rozumieją, co sprawiło, że "Avatar" z 2009 roku odniósł taki sukces (film do dziś jest najbardziej dochodową produkcją w historii amerykańskiego kina). "Powiedziałem im, że zanim zaczniemy rozmawiać o nowych pomysłach, muszą wiedzieć, jak działała pierwsza część. Na czym skupiali się widzowie, co najlepiej zadziałało. Dużo o tym rozmawialiśmy, każdy pomysł, na jaki wpadliśmy, musiał dorastać do tego poziomu" - tłumaczył. I podkreślił także:
Historia musi trafić do serca, do głowy, do wyobraźni i musi trafić też gdzieś głębiej, do czegoś, co trudno mi zdefiniować. Można to nazywać duchowością albo podświadomością. Jakiś rodzaj połączenia, który trudno nazwać słowami. Byłem pewny, że jeśli nam się nie uda tego znowu zrobić, poniesiemy porażkę.
Metoda okazała się o tyle skuteczna, że producenci ze studia filmowego mieli tylko trzy strony uwag do scenariusza drugiej części. W przypadku trzeciej odsłony cyklu komentarze ograniczyły się tylko do słów "ja pie***lę" - relacjonował filmowiec w wywiadzie dla "Collidera".