Serial "Obserwator" zadebiutował na platformie Netflix 13 października 2022 roku. Produkcja od razu zdobyła rzesze wiernych fanów, których zainteresowała historia prześladowanej rodziny. Jak się okazuje, wydarzenia ukazane na ekranie przez Ryana Murphy’ego i Iana Brennana wydarzyły się naprawdę.
"Obserwator" to opowieść stworzona na podstawie prawdziwych wydarzeń z życia rodziny Broaddusów. Małżeństwo w 2014 roku weszło w posiadanie ponad 100-letniej posiadłości w Westfield w stanie New Jersey. Niedługo po zakupie nieruchomości otrzymali napisany na maszynie list o niepokojącej treści
Najdrożsi nowi sąsiedzi przy 657 Boulevard, pozwólcie, że przywitam was w sąsiedztwie.
— brzmiała treść anonimowej wiadomości. Nadawca wyznał, że jego rodzina obserwuje budynek od pokoleń, a on czuje się w obowiązku podtrzymać ten zwyczaj, zwłaszcza że mury domu skrywają różne tajemnice. Nowych nabywców przestraszyła ta informacja. Czuli się obserwowani i kilkukrotnie wzywali policję, jednak w domu nigdy nic nie znaleziono.
Sytuacja zaogniła się, gdy Broaddusowie rozpoczęli remont. Wówczas otrzymali kolejny list, w którym tajemniczy obserwator groził, że porwie ich dzieci, jeśli nie zaprzestaną wprowadzania zmian w budynku. Po kolejnych dwóch tygodniach pojawiła się następna wiadomość od stalkera.
Wiecie, co kryje się w ścianach? W odpowiednim czasie to znajdziecie.
— napisał "Obserwator". W trakcie remontu Broaddusowie nie mieszkali w posiadłości, z czasem przestali zabierać do domu swoje dzieci i ostatecznie nigdy nie zdecydowali się na przeprowadzkę. Listy stawały się nagminne, a groźby coraz bardziej ich niepokoiły. Po pół roku zdecydowali się sprzedać dom, lecz nie było zainteresowanych. Budynek przez lata stał pusty i ostatecznie udało się znaleźć nowych właścicieli dopiero w 2019 roku.
Przeprowadzone śledztwo nie dowiodło, kto był nadawcą listów. W rozmowie z "New York Magazine" niektórzy sąsiedzi Broaddusów sugerowali, że być może to właśnie nękane małżeństwo odpowiada za groźby. Spekulowano, że para uznała, że nie stać ich na dom. Chcieli znaleźć powód, który umożliwiłby im bezproblemowe anulowanie transakcji zakupu. statecznie nikomu nie postawiono zarzutów, a "Obserwator" do dziś pozostaje niezidentyfikowany.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.