Poznali się przez przypadek i choć od razu między nimi zaiskrzyło, to nie mieli wobec tego związku poważniejszych zamiarów. Jan Nowicki i Barbara Sobotta po trzech latach znajomości powitali na świecie syna, ale nie zmieniło to charakteru ich relacji, a wręcz przeciwnie. Aktor zostawił sportsmenkę i dziecko.
Po pierwszym biegu na 60 m w szkolnych igrzyskach, Sobotta wiedziała już, że chce związać swoją przyszłość ze sportem. Przez 10 lat (1956-66) należała do polskiej reprezentacji lekkoatletycznej, a na koncie miała liczne tytuły. 17 razy została mistrzynią Polski, dwa razy Europy, a ponadto trzy razy brała udział w igrzyskach olimpijskich. Poza licznymi sukcesami, kibice zachwycali się też jej urodą. Nazywano ją "Marilyn Monroe polskiego sportu". Została nawet Miss Olimpiady w Rzymie i Miss Sportu podczas Mistrzostw Europy w Sztokholmie. Prywatnie dwukrotnie wychodziła za mąż. Najpierw była żoną tyczkarza Zbigniewa Janiszewskiego, a później skoczka wzwyż Piotra Sobotty, jednak żaden ze związków nie przetrwał.
Jan Nowicki przez rok pracował jako górnik, a później podjął studia na PWST w Krakowie, które ukończył w 1964 roku. Wtedy też otrzymał pierwszą rolę teatralną oraz filmową. Wystąpił w "Zaproszeniu do zamku" w Starym Teatrze w Krakowie oraz jako Anglik w "Pierwszym dniu wolności". Rok później można go było oglądać w "Popiołach" Wajdy. Jego kariera powoli zaczęła nabierać tempa.
W 1970 roku, na jednym z krakowskich basenów, pił wódkę z Jerzym Cnotą, gdy nagle "z wody wyszła kształtna, duża kobieta". - Ten miód zachodzącego słońca na jej pięknym ciele, niemłodym już... To była Barbara - tak wspominał pierwsze spotkanie z Sobottą w rozmowie z "Rzeczpospolitą". Wtedy właśnie powiedział koledze, że "to będzie matka jego dziecka". W pokoju czekała na niego inna kobieta, ale jak sam przyznał, wtedy o niej zapomniał. Był oczarowany sportsmenką, choć wówczas nie wiedział jeszcze, jakie sukcesy ma na swoim koncie.
Para szybko zaczęła się ze sobą spotykać, ale podobno od razu mieli zaznaczyć, że jest to związek bez zobowiązań. Nie snuli planów o wspólnym mieszkaniu czy ślubie. Zmieniło się to jednak w 1973 roku, kiedy na świat przyszedł ich syn Łukasz. Zdecydowali, że zamieszkają razem, ale nie trwało to długo, co po latach w wywiadzie dla magazynu "Bieganie", potwierdził Łukasz Nowicki.
- Rodzice żyli ze sobą ze cztery, pięć lat, burzliwie zapewne. Szczegółów nie znam, bo nie chciałem. Pamiętam ojca w domu, pamiętam, jak mu podpieprzyłem pieniądze z portfela, który leżał na stole, to dostałem wtedy lanie. Tak, ojca pamiętam z powodu lania. Nie pamiętam ojca przed telewizorem, w skarpetkach, z papierosem. Pamiętam, że zawsze byliśmy z mamą sami, więc musieli się rozstać, jak byłem bardzo mały - mówił Łukasz Nowicki.
W latach 70. Jan Nowicki zaczął otrzymywać coraz więcej propozycji filmowych, a wkrótce okrzyknięto go "pierwszym amantem polskiego kina". W pewnym momencie odszedł od Sobotty i nie poświęcał czasu synowi, do czego powrócił pamięcią w jednej z rozmów z "Twoim Stylem". - Nie miałem wtedy wyrzutów sumienia, że zaniedbuję syna. Nie znałem mojego ojca, zmarł, gdy miałem rok. A ojczym potrafił znikać na kilka lat. I to w niczym nie przeszkadzało mi go kochać. W Kowalu wokół nie widziałem ojców zajmujących się dziećmi. Tak jak w góralskiej piosence: "Kołysz se go sama, boś ty jego mama, ja kołysał nie będę". Mężczyźni w moim miasteczku byli prostymi rzemieślnikami. Całymi dniami ciężko pracowali, by zarobić na rodzinę. Zapamiętałem, że facet ma ciężko pracować, a potem może się napić. Po rozstaniach wciąż utrzymywałem i dzieci, i byłe kobiety - stwierdził.
Barbara Sobotta praktycznie samotnie wychowywała syna, ale publicznie nigdy nie wypowiadała się źle o Nowickim. Po zakończeniu tej relacji nie spotykała się z nikim więcej aż do śmierci w 2000 roku. Gdy Sobotta zmarła, Jan postanowił napisać list:
Ze smutkiem stwierdzam po czasie, jak Cię zaniedbałem. (...) Nie gniewaj się tam na mnie. Raczej lituj. (...) Kochałem Cię kiedyś. Do zobaczenia dziewczyno.
O matce mówił, że "to była Szarapowa tamtych czasów". Gdy był mały, medale Sobotty służyły mu do zabawy. Najczęściej zakładał z nich sklep. Więź Łukasza z mamą zawsze była bliska. Przyznał, że "najważniejsze, co dostał od mamy, to czułość, wrażliwość i empatia". Jej śmierć była dla niego ciosem. Dowiedział się o niej telefonicznie. - Ten telefon, który czeka w zasadzie każdego z nas, to definitywny koniec dzieciństwa. (...) Naprawdę lubiłem z nią spędzać czas. Wspólne kino, rozmowy, zainteresowania. Wyluzowany Łukasz, wyluzowana mama. Bo wcześniej był okres buntu, kiedy ona dzielnie znosiła to moje dojrzewanie. Dostała ode mnie w kość, a kiedy właśnie zacząłem jej oddawać, to odeszła, umarła delikatnie, znienacka, żeby nie robić kłopotu - powiedział.
Z ojcem nie ma zbyt wielu wspomnień. Rzadko się z nim bawił, ale czasem mógł liczyć na prezenty z wyjazdów i podróży. Janowi zdarzało się zabierać syna na plany filmowe. - Bardzo to lubiłem. (...) Cieszyłem się, że mogę być częścią tej jego rzeczywistości - wspominał Łukasz. Jako nastolatek młody Nowicki był dumny z tego, kim jest jego ojciec. Co więcej, przyznał, że to "dzięki niemu w znacznym stopniu miał tak niesamowite dorastanie". - To ojcu w dużej mierze zawdzięczam tę łatwość, z jaką odnalazłem się jako aktor, obycie. Zajmował się mną, choć rzadko. Niezwykły człowiek - wyznał.
Łukasz poszedł w ślady ojca i został aktorem. Tuż po obronie dyplomu Jan miał mu powiedzieć, że "bał się, że zobaczy beztalencie i że całe życie trzeba będzie się tego wstydzić, ale zobaczył aktora". Jan Nowicki zmarł 7 grudnia 2022. Łukasz bardzo to przeżył, co wyznał we wpisie na Instagramie.