Baba udaje chłopa, a chłop babę. Ten film brzmi jak katastrofa, a da się go oglądać z mamą

Małżeńska komedia o zamianie miejsc - to brzmi jak temat ograny, choć i dość ryzykowny jak na debiut fabularny, bo przecież dobry, a przy okazji niedurny film komediowy jest zrobić bardzo trudno. "Na twoim miejscu" tymczasem bardzo przyjemnie mnie zaskoczyło - to fajna rozrywka, która nie urąga ludzkiej inteligencji. Sprawdziłam to też na własnej mamie: bawiła się doskonale, nie mam pewności, czy aby nie lepiej niż ja.

Pomysł na fabułę komedii "Na twoim miejscu" może i nie jest odkrywczy. Ot, Kasia i Krzysiek - dwójka skłóconych, sfrustrowanych małżonków z uroczym dzieckiem, psem, na którego ona ma alergię i upiorną teściową - zamienia się w tajemniczy sposób ciałami, co pozwala im spojrzeć na swoje problemy z nowej perspektywy. To było już grane nie raz i nie dwa, w różnych układach: matka z córką, kolega z kolegą, dziadek z wnukiem, siostra z bratem, koleżanka z kolegą, atrakcyjna i próżna nastolatka z niezbyt urodziwym rabusiem, zarozumiały biznesmen z kotem itd. 

Zobacz wideo "Na twoim miejscu", czyli skłócone małżeństwo zamienia się miejscami [ZWIASTUN]

Jak ograć na nowo stary motyw? 

Nie ma też co się okłamywać, tak jak inżynier Mamoń lubi słuchać piosenek, które już zna, tak my jako publiczność lubimy mieć jasność, na co się piszemy, gdy kupujemy bilety. Nowa komedia ze stajni TVN-u może i więc nie pociąga oryginalną koncepcją, ale za to - moim skromnym zdaniem - pozytywnie się wyróżnia na tle bezkształtnej masy filmów gatunkowych, które ostatnio zalewają nasze kina. Choćby tym, jak została opowiedziana.

Gdybym nie wiedziała, że "Na twoim miejscu" to fabularny i pełnometrażowy debiut reżysera Antonio Galdameza, to pewnie bym się tego nie domyśliła. Bo w kinie zobaczyłam: sprawnie poprowadzoną intrygę, dobrze dobraną obsadę, która gra z fajnym komediowym zacięciem, ale nie popada w skrajność czy przerysowanie. Do tego doszły dobrze rozłożone akcenty dramaturgiczne, trochę sprawdzonych żartów, ładnie sfilmowane ładne wnętrza i ładnie ubrani, acz charakterystyczni bohaterowie, wartki montaż i ogólnie przyjemna atmosfera. Ze zdziwieniem chcę też odnotować, że pomimo wątku nadnaturalnej zamiany ciał całość wydała się też dość bliska rzeczywistości, bo scenariusz faktycznie nienachalnie i realistycznie pokazuje różne mechanizmy i zachowania ludzi. W zasadzie to aż mi głupio tak chwalić, ale nic mi tam jakoś specjalnie nie przeszkadzało ani się nie dłużyło.

Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Z informacji wstępnych dodajmy, że on godzinami przesiaduje w biurze, a po pracy wytchnienia szuka w samotności lub na piwie z kolegami, a ona jest przepracowana, czuje się sfrustrowana i coraz bardziej samotna - czuje jakby męża w ogóle z nią i synem w domu w ogóle nie było. Ma do męża pretensje o to, że się alienuje, on ma jej za złe, że tyle go krytykuje, narzeka i ma ogólnie pretensje, a do tego ma toksyczną mamusię. Kiedy ich poznajemy, wracają właśnie z bardzo nieudanej sesji terapii dla par i są właściwie na skraju rozwodu. Wtedy właśnie dochodzi do zamiany ciał, a małżonkowie wymieniają się z konieczności obowiązkami, dzięki czemu lepiej zaczynają rozumieć drugą stronę i więcej się zastanawiać nad swoim zachowaniem.

Niby brzmi to wszystko banalnie, ale scenariusz i dialogi (te pisali Łukasz Światowiec i Anna Bielak) są przyjemnie niepretensjonalnie, choć chwilami nieco za mocno pobrzmiewają elementy stereotypowego wyobrażenia o podziale na cechy męskie i kobiece.

Mam w tym wszystkim dużo uznania dla grających główne role Pauliny Gałązki i Mirona Jagniewskiego, bo bardzo fajnie poprowadzili swoich bohaterów. To na nich leży główny ciężar tego filmu i to oni mogli go najłatwiej położyć. Jak wiemy, przez lata polskie kabarety usilnie nam wmawiały, że nie ma nic śmieszniejszego niż chłop udający babę i baba udająca chłopa. Więc przy założeniu, że robi się film dokładnie o tym, istniało duże i realne ryzyko, że dostaniemy coś na kształt kolejnego skeczu kabaretu Koń Polski. Tymczasem aktorom z reżyserem udało im się wypracować zabawne, satyrycznie podkręcone, ale też nieprzesadzone wcielenia swoich bohaterów po zamianie - przynajmniej ja i moja szanowna rodzicielka nie czułyśmy się tym zażenowane, tylko rozbawione. Bo komizm leżał nie w naśmiewaniu się ze stereotypowego wyobrażenia o kobiecym czy męskim zachowaniu, a raczej odbijaniu tego, jak współmałżonkowie się postrzegają. Może faktycznie pomocne okazało się to, że Galdamez może być osobą bardzo refleksyjną - zanim ukończył łódzką filmówkę, studiował filozofię. To może na człowieku zostawić ślad. 

Na twoim miejscuNa twoim miejscu mat. prasowe, Jarosław Sosiński

Kiedy Paulina Gałązka staje się Krzysiem w ciele Kasi, zmienia się jej na bardziej hardy wyraz twarzy, ton głosu, postawa i ruchy. Podobnie Miron Jagniewski nagle ma w twarzy dużo więcej serdeczności, w ruchach widać pewną nieśmiałość i większą wrażliwość. Nie powiem, chyba nawet ich bardziej polubiłam w tym zamienionych wersjach - ale to nie dziwota, skoro w ten sposób spędziliśmy większość filmu.

Bardzo udany jest też drugi i trzeci plan: Maria Pakulnis gra w istocie taką najlepiej wszystko wiedzącą teściową z piekła rodem, która popalić daje i swojej córce, i nielubianemu zięciowi. Scena, w której filmowej Kasi w ciele męża się ulewa i zaczyna punktować mamine zachowanie, faktycznie oddaje psychologiczną prawdę czy prawdopodobieństwo tego, jak taka mamusia może być męcząca i toksyczna dla otoczenia. Filmowej pani Teresie wspaniale też partnerował Jan Frycz, który zagrał napuszczonego przez oburzoną mamę kuratora. Powiem więcej, moja mama wręcz żałowała, że w filmie nie pojawiło się więcej scen z ich udziałem.

Przemilczeć mi też nie wypada udanego występu Delfiny Wilkońskiej, która gra najlepszą przyjaciółkę Kasi, bo miała w sobie dużo ciepła, charyzmy i dobrej energii. Także Magdalena Lamparska, która posiada wybitny talent komediowy (o którym dobitnie przypomniała w serii filmów "365 dni"), tutaj miała okazję pokazać się z innej strony. Jej bohaterka jest trochę wampowata, inteligentna i przebojowa, choć niekoniecznie pogodzona z korporacyjnym szowinizmem i tendencją do ignorowania jej pomysłów, bo jest atrakcyjną kobietą. Do bólu uroczy jest też Oliwier Grzegorzewski, który gra Tadzia, syna głównych bohaterów.

W "Na twoim miejscu" podoba mi się to, że bardzo nienachalnie zachęca do refleksji o tym, jak układają się międzyludzkie relacje. Nie ma tu nigdzie nachalnego dydaktyzmu, jest za to np. humorystycznie zarysowany obraz tego, jak inaczej postrzega się ludzi i ich zachowanie właśnie względu na ich płeć, oraz tego, jak łatwo źle kogoś osądzić i pospieszyć się w krzywdzących osądach lub nie zauważyć tego, co w życiu się ma. A to wszystko bez napinki i banalnych sentencji z podręczników do samodoskonalenia. Reżyser ładnie powiedział, że to "film empatyczny" i myślę, że to dość trafne określenie. Jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby po prostu pójść go obejrzeć i trochę się pośmiać. Miła odmiana. 

"Na twoim miejscu" w kinach od 6 stycznia. W najgorszym wypadku po prostu się państwu nie spodoba. 

Więcej o: