Krygując się, że nie wie, czy miał "wpływ" na karierę Leonardo DiCaprio, Paul Rudd przyznał, że w trakcie wspólnej pracy na planie "Romea i Julii" w reżyserii Buza Luhrmanna aktorzy odbyli ciekawą rozmowę. Rudd wspominał o tym kilka lat temu w show Grahama Nortona:
To był mój ostatni dzień zdjęciowy i na koniec wszyscy wybieraliśmy się do baru. Ja jechałem jednym autem z Leo i wtedy od powiedział: "Właśnie dostałem propozycję zagrania w takim filmie, ale to duża produkcja" - a wtedy grał raczej w małych filmach niezależnych studiów - "To film dużego studia, nazywa się 'Titanic'". Ja krzyknąłem: "To niesamowite!"
Paul Rudd namawiał Leonardo DiCaprio, żeby przyjął rolę w "Titanicu". Ze względu na ojca
Warto zaznaczyć, że w tamtym czasie ojciec Paula Rudda podróżował po świecie, popularyzując wiedzę na temat Titanica na przykład dając wykłady na uniwersytetach, był ekspertem w tym temacie. Nic dziwnego, że po usłyszeniu tytułu filmu Rudd tak bardzo się podekscytował. Jak sam przyznał, dzięki ojcu bardzo dużo wiedział na temat historii statku. - Rozmawialiśmy i przyznał, że nie wie, co zrobić. Pamiętam, że powiedziałem: "Powinieneś w to wejść!". Nie sądzę, żeby moja opinia przesądziła, ale fajnie czasem powspominać ten moment - opowiadał Rudd.
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Reszta jest historią. "Titanic" miał premierę w 1997 roku i stał się pierwszym filmem w historii, który zarobił ponad miliard dolarów. Później poprawił ten wynik ponad dwukrotnie i dzisiaj jest trzecim najbardziej kasowym tytułem wszech czasów. Gwiazda DiCaprio wystrzeliła, choć za tę rolę nie dostał akurat nominacji do Oscara. Na statuetkę czekał zresztą bardzo długo - odebrał ją w 2016 roku za "Zjawę".
Paul Rudd po "Romeo i Julii" wystąpił natomiast m.in. w "Kształcie rzeczy", "40-letnim prawiczku", "Nawiedzonej narzeczonej" czy jako Amt-Man w serii filmów o Avengersach.