Na początku zaznaczę: uwielbiam komedie romantyczne. Jestem w stanie sporo im wybaczyć, jeśli dostarczą mi półtorej-dwie godziny filmowej magii. Uwaga, będą spoilery.
Przepis na dobrą komedię romantyczną?
- 1 lubiana aktorka
Jest. Reese Witherspoon od czasów "Legalnej blondynki" cieszy się sympatią wielu widzów, ma też duże doświadczenie w komediach romantycznych ("Dziewczyna z Alabamy", "Jak w niebie"), a jednocześnie coś, czym rzadko może pochwalić się główna aktorka w komedii romantycznej: Oscara na koncie. W "U ciebie czy u mnie" gra Debbie, mieszkającą w Los Angeles matkę, która musi jechać do Nowego Jorku, żeby zdać egzamin na księgową - to nie byłaby jej wymarzona kariera zawodowa, ale jest to praktyczny wybór.
W czym problem: Jakkolwiek Witherspoon ma uśmiech idealny do komedii romantycznych, tutaj gra nadopiekuńczą matkę (co oczywiście zarzutem nie jest), która kompletnie nie ma problemu z naruszeniem granic drugiej osoby. Gdy znajduje manuskrypt z powieścią swojego najlepszego przyjaciela co prawda chwilę waha się, czy powinna go czytać, skoro jej o tym nigdy nie powiedział, ale chwilę później nie ma nic przeciwko, by pokazać go redaktorowi wydawnictwa bez zgody i wiedzy autora, który opisał tam także intymne przemyślenia.
U ciebie czy u mnie? Erin Simkin / Netflix
- 1 lubiany aktor
Ashton Kutcher już lata temu zyskał popularność dzięki niezbyt rozgarniętemu Michaelowi Kelso w sitcomie "Różowe lata 70.", potem grał zarówno w kasowych hitach, jak i ambitniejszym kinie. Bez wątpienia ma dziś status gwiazdy Hollywood, nawet jeśli po rozstaniu z Demi Moore i związaniu z Milą Kunis starają się zejść z drogi paparazzi. I nie zaszkodziły mu tu nominacje ani zdobyta Złota Malina. W dodatku, teraz jest na fali w związku z rebootem "Różowych lat 70.", który w tym roku zadebiutował w Netfliksie. Dlatego na papierze prezentuje się jako kandydat idealny do zagrania Petera - mieszkańca Nowego Jorku, który niespecjalnie lubi zobowiązania.
W czym problem: Przy tej postaci mogłabym rozwodzić się np. nad kompletnym olaniem przez przyjeżdżającego na kilka dni Petera reguł, które przez lata wypracowała Debbie w relacji matka-syn, ale skupię się nad czymś, co zmienia przyjemną komedię romantyczną w zupełnie niesympatyczną historię. Otóż, widzowie w pewnym momencie dowiadują się, że Peter tak naprawdę przez 20 lat kochał Debbie. Czytaj: przyjaźnił się przez dwie dekady z kobietą, od której chciał czegoś więcej i pozwalał jej przez dwie dekady dzielić się wszystkim, co mówi się bliskiej osobie, z którą łączy cię przyjaźń bez podtekstu erotycznego. W jego tłumaczenia, że zawsze coś go powstrzymywało od wyznania prawdy, trochę trudno uwierzyć. Od razu skojarzyła mi się cudowna komedia romantyczna "Kiedy Harry poznał Sally", w której też mamy długoletnią przyjaźń, ale z obu stron - tu bohaterowie w pewnym momencie zdają sobie sprawę, że łączy ich "coś więcej", ale nikt nie taił tak ważnej rzeczy przed drugą osobą przez lata.
- nietypowa sytuacja pełna schematów
Nikt nie będzie wymyślał koła na nowo, wiadomo, że komedie romantyczne to historie o dwójce bohaterów, którzy z jakiegoś powodu razem nie są, a na końcu mają być. Tu mamy dwójkę przyjaciół z dwudziestoletnim stażem, którzy po jednonocnej przygodzie już nigdy nie wylądowali w łóżku, ale stali się sobie tak bliscy, że wiedzą o sobie wszystko. A przynajmniej tak im się wydaje... I kiedy okazuje się, że tuż przed egzaminem na księgową opiekunka do dziecka wystawiła Debbie, Peter postanawia: przyjeżdżam i zajmę się twoim synem.
Nie zawsze jest zaskoczeniem - i nawet wcale nie musi nim być. Najczęściej, i właśnie tak jest w przypadku "U ciebie czy u mnie?", po prostu z jakiegoś powodu któryś z bohaterów uzmysławia sobie, że przyjaźń, niechęć czy co tam ich połączyło, to tak naprawdę miłość.
W czym problem: Twórcy w "U ciebie czy u mnie?" dają dosłownie kilka minut Debbie i Peterowi w jednym miejscu, zazwyczaj kontaktują się przez telefon czy wideorozmowy (podzielony na poł ekran to chwyt z klasyki romansu, zastosowany już w 1959 roku w "Telefonie towarzyskim" z Doris Day i Rockiem Hudsonem). Nie jest jednak łatwo pokazać wzajemne relacje, gdy nie ma interakcji. a tu mamy jeszcze jeden, najważniejszy problem...
- chemia między bohaterami
W czym problem: po prostu jej nie ma. I choć niektórzy sugerują, patrząc na zdjęcia z premiery, że Ashton Kutcher nie obejmował swojej filmowej partnerki, żeby nie prowokować plotek o romansie, mamy też dowody w postaci fotografii, że potrafią się razem śmieć i dobrze czują w swoim towarzystwie. Niestety, w "U ciebie czy u mnie?" Kutcher lepszą wymianę energii ma z inną przyjaciółką sprzed lat, lesbijką Alicią graną przez Tig Notaro.
Reese Witherspoon, Ashton Kutcher i Tig Navaro Netflix
I nawet odhaczenie elementów dodatkowych, aczkolwiek często spotykanych w komediach romantycznych takich jak:
- słodki i rezolutny dzieciak z problemem
- przystojny "ten trzeci" lub piękna "ta trzecia" (tu mamy i jedno, i drugie - warto zwrócić uwagę przede wszystkim na nieszablonową Mikę graną przez Zoe Chao, która w jednej sekundzie z zainteresowanej wślizgnięciem się do łóżka Petera staje się kompanką Debbie)
- dziwny bohater drugiego planu (Steve Zahn, świetny w "Białym lotosie", tu grający nie wiadomo po co - a przecież choćby "Notting Hill" udowadnia, że ten motyw można wygrać fenomenalnie)
- scena na lotnisku
nie pomogły. Jeśli szukacie dobrego romantycznego filmu na Netfliksie, jest kilka zdecydowanie lepszych propozycji.