Choć "Titanic" Jamesa Camerona obrazuje katastrofę niezatapialnego transatlantyku i jego pasażerów, to film nie jest produkcją historyczną, o czym wielu zdaje się zapominać. Historia przedstawiona w filmie skupia się na relacji głównych bohaterów, Rose i Jacka, a wydarzenia z 1912 roku stanowią wątek drugoplanowy. Po 25. latach od premiery kultowej produkcji sprawdzamy, które wątki nie są spójne z rzeczywistością.
Namiętna relacja Rose i Jacka trwale zapisała się w historii kina. Wielu wielbicieli "Titanica" jest przekonanych, że losy głównych bohaterów powstały na podstawie prawdziwych wydarzeń pasażerów statku. Niestety ten wątek nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, a Rose i Jack zostali wykreowani przez reżysera. Cameron przyznał, że postać rudowłosej arystokratki jest kompilacją fikcyjnych cech połączonych z sylwetką artystki, Beatrice Wood. Postać Jacka została całkowicie wykreowana podczas pisania scenariusza. Jak wielokrotnie podkreślał twórca, na pokładzie parowca nie było możliwości, by mężczyzna z niższych sfer przebywał wśród elit, bo surowo pilnowano segregacji pasażerów.
Choć Rose i Jack byli fikcją, to prawdziwą pasażerką statku była Molly Brown. Jej postać została wykreowana na podstawie sylwetki Margaret Brown, która podczas tragicznego rejsu wracała z Paryża do USA. Gdy doszło do zderzenia z górą lodową, a statek zaczął iść na dno, kobieta z niezwykłym opanowaniem pomagała ewakuować pozostałych pasażerów. Choć ostatecznie została zmuszona do wejścia na szalupę, to usilnie próbowała zawrócić, by ratować tonących. Po przybyciu pomocy ponownie zaangażowała się w charytatywne działania. Zorganizowała zbiórkę, a do domu powróciła, dopiero gdy upewniła się, że wszyscy otrzymali pomoc.
James Cameron nie zapomniał, by w "Titanicu" sportretować również kluczową załogę statku na czele z kapitanem. Choć w filmie pierwszy oficer, William Murdoch, popełnia samobójstwo, to fakty nie potwierdzają wydarzeń ukazanych na ekranie. Mężczyzna stanął na wysokości zadania, przez cały czas starał się opanować przerażony tłum i zginął, ratując życie innych pasażerów. Mieszkańcy szkockiego miasteczka, z którego oficer pochodził, oburzyli się na wersję ukazaną w filmie, oskarżając twórców o kłamstwo. W celu uniknięcia kontrowersji, ekipa Camerona zdecydowała się wpłacić 8,5 tys. dolarów na cele charytatywne.
Z pewnością wielu zaskoczy informacja o tym, że orkiestra, która występowała na statku, grała aż do ostatnich chwil zatonięcia Titanica. Muzycy nie podjęli próby ratunku, wiedzieli, że ich szanse na przeżycie katastrofy są nikłe, dlatego postanowili robić to, co wychodzi im najlepiej. Ostatnią piosenką, którą wykonali, była prawdopodobnie religijna pieśń znana w Polsce pod tytułem "Być bliżej Ciebie chcę".
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.