Była nadzieją polskiego kina. Miała 22 lata, gdy popełniła samobójstwo. Myślała, że zabiła ukochanego

Miała wszystko, co niezbędne, by zrobić wielką karierę w świecie filmu. Mimo młodego wieku była wybitnie utalentowaną aktorką, a uroda była jej dodatkowym atutem. Po debiucie na dużym ekranie została okrzyknięta nadzieją polskiej kinematografii. Niedługo później okazało się, że jej pierwsza duża rola była też ostatnią.

Debiut Zofii Marcinkowskiej na dużym ekranie spotkał się z pozytywną reakcją środowiska artystycznego. Szybko zauważono, że młoda dziewczyna ma ponadprzeciętne zdolności i wróżono jej wielką karierę. Wdzięk i urok osobisty sprawiały, że od początku swojej drogi zawodowej, pracowała z najwybitniejszymi twórcami kina. Niestety miłość do kolegi po fachu i toksyczna relacja między nimi, doprowadziła do tragedii. Samobójcza śmierć młodej aktorki wstrząsnęła całą Polską.

Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Zobacz wideo Popkultura odc. 142

Studia i pierwsza wielka miłość. Po uzyskaniu dyplomu wyjechała ze stolicy

Zofia Marcinkowska przyszła na świat w 1940 roku w Wieliczce. Jej ojciec, prawnik i opozycjonista, zginął w Powstaniu Warszawskim, gdy miała zaledwie 4 lata. Wówczas jej matka ponownie wyszła za mąż, a jej nowy partner zdecydował się formalnie zaadoptować jej córkę. Po szkole przeprowadziła się do Krakowa, gdzie rozpoczęła studia w PWST. Niedługo później Bohdan Poręba zaproponował jej rolę w filmie "Lunatycy", którą, wbrew zasadom szkoły, przyjęła. Gdy film trafił na ekrany, Marcinkowska została relegowana. Utrata indeksu nie przeszkodziła jej jednak w rozwoju. Wyjechała do Warszawy i ponownie rozpoczęła studia aktorskie, lecz tym razem w warszawskiej szkole teatralnej, którą z powodzeniem ukończyła w 1962 roku.

W czasach studenckich miłością Zofii Marcinkowskiej był Bohdan Łazuka. Przez kilka lat tworzyli piękną i zgraną parę. Jak wspominał aktor, obydwoje zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. — Byłem na drugim roku, gdy w szkole pojawiła się ta niebiańskiej urody dziewczyna. Zosia Marcinkowska miała chabrowe oczy, delikatny nosek, kilka piegów i wielką kulturę osobistą, do tego duży biust — wspominał Łazuka w jednym z wywiadów. Niestety wkrótce po uzyskaniu wymarzonego dyplomu, ich drogi się rozeszły. Zofia miała już wtedy status nadziei polskiego kina. Rola w filmie "Nikt nie woła" Kazimierza Kutza była dla niej przełomowa. Reżyser wspominał, że nie tylko urzekła go talentem, ale i osobowością i przyjemną prezencją.

Toksyczna miłość doprowadziła do tragedii. Zofia Marcinkowska była zakochana bez pamięci

Po powrocie do Krakowa, Marcinkowska otrzymała angaż w Teatrze Starym, gdzie przecięły się jej drogi z równie obiecującym aktorem, Zbigniewem Wójcikiem. Mimo że był utalentowany, to w środowisku nie miał dobrej reputacji. Do swoich obowiązków nie podchodził profesjonalnie, często nie pojawiał się na próbach, za to lubił zaglądać do kieliszka. To nie zniechęciło Zofii, która zakochała się w artyście bez pamięci. Nie przestała go kochać nawet wtedy, gdy podniósł na nią rękę. Znajomi z teatru wspominali, że nierzadko była posiniaczona, ale próby pomocy obracała w żart.

Toksyczna miłość szybko okazała się być zgubną. Feralnego wieczoru, latem 1963 roku, pijany Wójcik wrócił do domu. Między kochankami wywiązała się sprzeczka, która przerodziła się w bijatykę. W samoobronie Zofia popchnęła ukochanego, a on niefortunnie uderzył głową o kant zlewozmywaka i stracił przytomność. Młoda aktorka spanikowała. Była przekonana, że go zabiła. Pospiesznie napisała krótki pożegnalny list, w którym wybrzmiewała przede wszystkim miłość do Wójcika i poczucie winy.

Nie mogę bez niego żyć

— brzmiały jej ostatnie słowa. Potem odkręciła gaz. W wyniku przeprowadzonej sekcji zwłok ustalono, że gdy ona umierała, aktor jeszcze żył. Zofia Marcinkowska i Zbigniew Wójcik zmarli 8 lipca 1963 roku. W chwili śmierci aktorka miała 22 lata, a jej partner 31 lat. 

Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.

Jeśli potrzebujesz rozmowy z psychologiem, możesz skorzystać z Kryzysowego Telefonu Zaufania pod numerem 116 123. Na stronie liniawsparcia.pl znajdziesz też listę organizacji prowadzących dyżury telefoniczne specjalistów z zakresu zdrowia psychicznego, pomocy dzieciom i młodzieży czy ofiarom przemocy.

Więcej o: