Debiut Zofii Marcinkowskiej na dużym ekranie spotkał się z pozytywną reakcją środowiska artystycznego. Szybko zauważono, że młoda dziewczyna ma ponadprzeciętne zdolności i wróżono jej wielką karierę. Wdzięk i urok osobisty sprawiały, że od początku swojej drogi zawodowej, pracowała z najwybitniejszymi twórcami kina. Niestety miłość do kolegi po fachu i toksyczna relacja między nimi, doprowadziła do tragedii. Samobójcza śmierć młodej aktorki wstrząsnęła całą Polską.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Zofia Marcinkowska przyszła na świat w 1940 roku w Wieliczce. Jej ojciec, prawnik i opozycjonista, zginął w Powstaniu Warszawskim, gdy miała zaledwie 4 lata. Wówczas jej matka ponownie wyszła za mąż, a jej nowy partner zdecydował się formalnie zaadoptować jej córkę. Po szkole przeprowadziła się do Krakowa, gdzie rozpoczęła studia w PWST. Niedługo później Bohdan Poręba zaproponował jej rolę w filmie "Lunatycy", którą, wbrew zasadom szkoły, przyjęła. Gdy film trafił na ekrany, Marcinkowska została relegowana. Utrata indeksu nie przeszkodziła jej jednak w rozwoju. Wyjechała do Warszawy i ponownie rozpoczęła studia aktorskie, lecz tym razem w warszawskiej szkole teatralnej, którą z powodzeniem ukończyła w 1962 roku.
W czasach studenckich miłością Zofii Marcinkowskiej był Bohdan Łazuka. Przez kilka lat tworzyli piękną i zgraną parę. Jak wspominał aktor, obydwoje zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. — Byłem na drugim roku, gdy w szkole pojawiła się ta niebiańskiej urody dziewczyna. Zosia Marcinkowska miała chabrowe oczy, delikatny nosek, kilka piegów i wielką kulturę osobistą, do tego duży biust — wspominał Łazuka w jednym z wywiadów. Niestety wkrótce po uzyskaniu wymarzonego dyplomu, ich drogi się rozeszły. Zofia miała już wtedy status nadziei polskiego kina. Rola w filmie "Nikt nie woła" Kazimierza Kutza była dla niej przełomowa. Reżyser wspominał, że nie tylko urzekła go talentem, ale i osobowością i przyjemną prezencją.
Po powrocie do Krakowa, Marcinkowska otrzymała angaż w Teatrze Starym, gdzie przecięły się jej drogi z równie obiecującym aktorem, Zbigniewem Wójcikiem. Mimo że był utalentowany, to w środowisku nie miał dobrej reputacji. Do swoich obowiązków nie podchodził profesjonalnie, często nie pojawiał się na próbach, za to lubił zaglądać do kieliszka. To nie zniechęciło Zofii, która zakochała się w artyście bez pamięci. Nie przestała go kochać nawet wtedy, gdy podniósł na nią rękę. Znajomi z teatru wspominali, że nierzadko była posiniaczona, ale próby pomocy obracała w żart.
Toksyczna miłość szybko okazała się być zgubną. Feralnego wieczoru, latem 1963 roku, pijany Wójcik wrócił do domu. Między kochankami wywiązała się sprzeczka, która przerodziła się w bijatykę. W samoobronie Zofia popchnęła ukochanego, a on niefortunnie uderzył głową o kant zlewozmywaka i stracił przytomność. Młoda aktorka spanikowała. Była przekonana, że go zabiła. Pospiesznie napisała krótki pożegnalny list, w którym wybrzmiewała przede wszystkim miłość do Wójcika i poczucie winy.
Nie mogę bez niego żyć
— brzmiały jej ostatnie słowa. Potem odkręciła gaz. W wyniku przeprowadzonej sekcji zwłok ustalono, że gdy ona umierała, aktor jeszcze żył. Zofia Marcinkowska i Zbigniew Wójcik zmarli 8 lipca 1963 roku. W chwili śmierci aktorka miała 22 lata, a jej partner 31 lat.
Jeśli w związku z myślami samobójczymi lub próbą samobójczą występuje zagrożenie życia, w celu natychmiastowej interwencji kryzysowej, zadzwoń na policję pod numer 112 lub udaj się na oddział pogotowia do miejscowego szpitala psychiatrycznego.
Jeśli potrzebujesz rozmowy z psychologiem, możesz skorzystać z Kryzysowego Telefonu Zaufania pod numerem 116 123. Na stronie liniawsparcia.pl znajdziesz też listę organizacji prowadzących dyżury telefoniczne specjalistów z zakresu zdrowia psychicznego, pomocy dzieciom i młodzieży czy ofiarom przemocy.