Po 14 latach związku postanowili wziąć ślub. Piotr Machalica zmarł trzy miesiące po uroczystości

Piotr Machalica stworzył wiele wybitnych kreacji aktorskich w produkcjach najlepszych reżyserów w polskim kinie. Mimo bogatej filmografii, wciąż miał dużo do zaoferowania. Niestety nie zdążył tego dowieść ani na scenie, ani na ekranie. Uwielbiany przez widzów aktor odszedł niespodziewanie w grudniu 2020 roku w wieku 65 lat.

Choć problemy Piotra Machalicy ze zdrowiem rozpoczęły się już w 2013 roku, gdy przeszedł poważną operację serca, to po rekonwalescencji wciąż był pełen sił i wigoru. Tworzył i chciał tworzyć jak najwięcej, mimo że ambitne kino nieco o nim zapomniało. Na swoim koncie miał wiele wybitnych kreacji aktorskich, w których udowadniał kunszt i aktorską nietuzinkowość. Wyróżniał się na tle innych powściągliwością i wyważoną ekspresją, a mimo to docierał do serc widzów. Z pewnością jeszcze nieraz zachwyciłby swą grą, gdyby nie nagła śmierć, która wstrząsnęła całym środowiskiem artystycznym.

Zobacz wideo "Szczęścia chodzą parami". Ostatnia rola Piotra Machalicy [ZWIASTUN]

Zasłynął w roli niezapomnianego kapitana Popczyka. Na swoim koncie ma udział w wielu wybitnych produkcjach

Piotr Machalica zadebiutował na ekranie w 1979 roku rolą mnicha w poetyckim filmie fantasy "Rycerz" w reżyserii Lecha Majewskiego. Prawdziwą popularność zyskał 9 lat później jako kapitan Popczyk w filmie Jacka Bromskiego "Zabij mnie glino". Jego rola trwale zapisała się w historii kina, a talent aktora został dostrzeżony w środowisku artystycznym. Nie da się ukryć, że lata 80. były dla niego najlepszym zawodowo czasem. Wykreował wówczas postać seksuologa Olgierda Pasikonika w "Sztuce kochania" i ponownie odniósł sukces. Z kolei telewidzowie pokochali go jako Chrisa Kamienieckiego, w którego wcielał się w popularnym serialu "Złotopolscy", oraz jako szefa BOR, Generała Bogusława Górę, którego zagrał w 3. sezonie "Ekstradycji".

Wybitny aktor filmowy i teatralny współpracował z wieloma cenionymi artystami, m.in. Krzysztofem Kieślowskim czy Markiem Koterskim, pod okiem których stworzył swoje najlepsze kreacje. Na swoim koncie ma role w wielu kultowych produkcjach takich jak "Krótki film o miłości", "Dzień świra", "Wszyscy jesteśmy Chrystusami" czy dwóch częściach "Dekalogu". Aktorstwo łączyło się z drugą wielką pasją aktora, jaką była muzyka. Brał udział w licznych konkursach piosenki aktorskiej, a jego występy niejednokrotnie były wyróżniane. Nagrał także kilka płyt, m.in. z piosenkami Bułata Okudżawy i Georgesa Brassensa. Najbardziej lubił jednak utwory Wojciecha Młynarskiego, któremu poświęcił swój ostatni album zatytułowany "Mój ulubiony Młynarski".

Ostatnie dwie role stworzył na potrzeby filmu "Brigitte Bardot cudowna" Lecha Majewskiego oraz komedii romantycznej "Szczęścia chodzą parami", w której zagrał epizod. Premiery obu produkcji odbyły się już po jego śmierci, kolejno w 2021 i 2022 roku. Wiadomo również, że aktor przygotowywał się do roli w "Tajemnicy zawodowej", za sprawą której miał przypomnieć o sobie szerszej publiczności, produkcja bowiem była realizowana na zlecenie TVN-u. Niestety, gdy rozpoczęto zdjęcia, Machalica nie pojawił się na planie.

Przed śmiercią udzielił wywiadu, a jego słowa okazały się prorocze. Ostatnie chwile życia spędził w szpitalu

Rezygnację z udziału we wspominanej produkcji motywował chęcią poświęcenia większej ilości czasu bliskim, a w szczególności żonie. Aktor stanął na ślubnym kobiercu we wrześniu 2020 roku, a wybranką jego serca była o ponad 20 lat młodsza, Aleksandra Sosnowska, z którą tworzyli związek już od 14 lat. Pobrali się niespełna trzy miesiące przed jego śmiercią. Jednak już wtedy, Machalica miał poważne problemy zdrowotne.

W ostatnim wywiadzie, którego udzielił Onetowi, wyznał, że nie nadąża za pędem współczesnego życia. Mówił, że nie przywykł do tak drastycznych zmian i to w tak krótkim czasie. Wyrażał ubolewanie nad bezdusznością ludzi, którzy pragną posiadać coraz więcej, ale nie dostrzegają cierpienia, które wciąż jest na świecie. — Nam się wydaje, że jesteśmy pępkiem wszechświata, a wystarczy, że przyjdzie huragan, a już jesteśmy w d*pie — powiedział Machalica. 

Ostatnie tygodnie życia aktor przebywał w szpitalu, najpierw w Łodzi, a później w Warszawie. Powodem hospitalizacji był ciężki stan zdrowia związany z zakażeniem koronawirusem. Choroba serca, na którą cierpiał od lat, oraz inne problemy, tylko utrudniały skuteczne leczenie. Rokowania nie były optymistyczne i lekarze przygotowywali rodzinę na najgorsze, mimo to wciąż żyli nadzieją. — Muszę powiedzieć, że nie była to jakaś bardzo niespodziewana informacja. Wszyscy wiedzieliśmy, że choruje, że sytuacja jest ciężka — mówił w rozmowie z Wirtualną Polską, Cezary Żak, prywatnie przyjaciel aktora.

Niespodziewana śmierć Piotra Machalicy. Aktor zmarł w wieku 65 lat

Choć bliscy byli świadomi, że jego stan jest poważny, to Machalica miał zapewnioną profesjonalną opiekę i zakładano, że uda się go wyleczyć, w końcu z jego zdrowiem bywało dużo gorzej. Przez cały okres hospitalizacji, aktor nie był podpięty do respiratora, a to dawało rodzinie nadzieję. Wydawało się, że wszystko zaczyna iść w dobrym kierunku. Niedługo później aktor wrócił do domu, a jego stan zaczął się poprawiać.

Niespodziewanie w nocy z 13 na 14 grudnia 2020 roku ponownie trafił do szpitala, gdzie wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej i podłączono do aparatury. Organizm artysty nie wytrzymał wyniszczającej mieszanki, jaką był COVID i choroby współtowarzyszące. Kilka godzin później media obiegła informacja o śmierci Piotra Machalicy. — Przyszedł ten moment, ten smutny telefon późno w nocy. I ta myśl, że już go nie ma. I że zawsze jest za wcześnie na takie wiadomości — wspominał Żak moment, w którym dowiedział się o śmierci kolegi. Wspominał wówczas, że Machalica był nie tylko znakomitym i cenionym w środowisku artystą, ale również wspaniałym i dobrym człowiekiem.

Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.

Więcej o: