Życie Carrie Fisher to gotowy materiał na film. Wychowywana w świetle reflektorów, nie miała właściwych wzorców. To za namową matki po raz pierwszy sięgnęła po narkotyki, a uzależnienia, w które popadła, prześladowały ją aż do śmierci. Co prawda w świecie kina odniosła sukces, lecz nigdy nie zaznała prawdziwego szczęścia. Została zapamiętana jako odtwórczyni jednej z najważniejszych postaci w kultowej trylogii George’a Lucasa "Gwiezdne wojny", w której wystąpiła jako księżniczka Leia Organa. Lecz gdy wchodziła na plan produkcji, nie liczyła na karierę, a na romans. Nie wiedziała jednak, że relacje ze starszym o 14 lat aktorem, przepłaci złamanym sercem.
Gdy w 1976 roku Carrie Fisher udała się na casting do niskobudżetowej produkcji, miała już na swoim koncie debiut na ekranie w melodramacie "Szampon" w reżyserii Hala Ashby'ego. Na przesłuchanie poszła zupełnie nieprzygotowana i bez jakichkolwiek oczekiwań. Choć reżyser miał już wybraną kandydatkę na Leię Organę, to ostatecznie zmienił decyzję i scenariusz wręczył 19-letniej wówczas Carrie. Informacja o nagłej zmianie w obsadzie dla wielu była zaskoczeniem, Lucas odrzucił bowiem przed nią wiele utalentowanych aktorek, które miały już na swoim koncie pokaźne osiągnięcia.
Dopiero po latach Fisher zdobyła się na wyznanie, że najważniejszą rolę w swojej karierze otrzymała przez łóżko. Nie była jednak pewna czy przespała się z reżyserem, czy z kimś innym, bo była pod wpływem środków odurzających i zupełnie straciła kontakt z rzeczywistością.
Niemal 40 lat temu George Lucas zrujnował mi życie. Oczywiście w najsympatyczniejszy z możliwych sposobów.
— pisała w biografii o roli w gwiezdnej sadze. Przyznała wówczas, że reżyser od początku chciał ją przedstawić w filmie jako obiekt seksualny. Wyznała, że podczas zdjęć Lucas zasugerował jej zrzucenie kilku kilogramów, by wyglądała bardziej "apetycznie", a potem polecił, by pozbyła się bielizny, bo ta w przestrzeni kosmicznej nie obowiązuje. Gdy pięć lat później wystąpiła w "Powrocie Jedi", głównym elementem jej charakteryzacji było złote bikini wykonane z metalu.
Wchodząc na plan IV epizodu "Gwiezdnych wojen", Carrie skrycie liczyła, że wda się w romans z jednym z aktorów. Była młoda i niedoświadczona, lecz wkrótce miało się to zmienić. Przynajmniej taki był jej plan. W filmie wystąpiła u boku dwóch, w tym czasie niezbyt znanych artystów, Marka Hamilla i Harrisona Forda. Ten drugi od początku był obiektem jej westchnień i skrycie liczyła, że to właśnie jego uda jej się uwieść, zwłaszcza że bohaterów, których grali, także połączyło namiętne uczucie.
Jednak Ford był od Carrie aż o 14 lat starszy i miał żonę, z którą wychowywał dwóch synów. Choć początkowo starała się go unikać, to z czasem zrozumiała, że jest w nim szaleńczo zakochana. — Miałam obsesję na punkcie Harrisona na długo, zanim to stało się modne. Byłam w pewnym sensie trendsetterką — przyznała publicznie w 2000 roku podczas rozdania nagród American Film Institute Lifetime Achievement Award. Aktorka zaczęła uskuteczniać swój plan i robiła wszystko, by Harrison zwrócił na nią uwagę. On skutecznie opierał się jej wdziękom i zalotom, do czasu.
Po jednej z imprez zorganizowanych dla ekipy pracującej przy filmie "Gwiezdne wojny", Carrie upiła się. Pomoc zaoferował jej Harrison. Gdy odwiózł ją do domu, po raz pierwszy wylądowali razem w łóżku. Od tamtej pory uczucie między nimi kwitło. Urządzali sobie potajemne schadzki za kulisami produkcji, a niedługo później zaczęli spotykać się także poza planem, najpierw w dzień, a potem również w nocy. — W tygodniu byliśmy Hanem i Leią, a podczas weekendu Carrie i Harrisonem — wspominała romans aktorka. Carrie darzyła go szczerym uczuciem, był to bowiem jej pierwszy mężczyzna. Łudziła się, że i dla aktora jest to coś więcej niż tylko przelotny romans, zwłaszcza że jego małżeństwo w tym czasie chyliło się ku upadkowi.
W głębi serca czułam, że wygrałam tego mężczyznę na loterii. Pasowaliśmy do siebie jak ulał
— wspominała na łamach swojej książki "Pamiętnik księżniczki". Ford nie wiązał z tą relacją dalekosiężnych planów, a romans traktował jak szybką odskocznię od małżeńskich problemów. Wraz z zakończeniem zdjęć do "Gwiezdnych wojen", postanowił również dać kres relacji z Fisher. — Był to bardzo długi jednorazowy numerek. Trwał trzy miesiące. Polegał na piciu alkoholu, paleniu marihuany i uprawianiu seksu — stwierdził gwiazdor cztery dekady później. Choć Fisher boleśnie przeżyła odrzucenie, to z czasem zrozumiała, że to samotność pchnęła ich ku sobie. — Nie akceptowałam siebie. Kochałam go, a on mi na to pozwalał — mówiła gwiazda.
Więcej aktualnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.