Oscary 2023. Największy przegrany? "Ocalili kino i jedyne, co z tego mają to Oscar za dźwięk"

Podczas 95. gali rozdania Oscarów padło ze sceny stwierdzenie, że "Top Gun: Maverick" to film, który uratował po pandemii Hollywood i prawdopodobnie cały przemysł kinowy. Mimo tego że głośny blockbuster przyciągnął do multipleksów miliony widzów, jego twórcy musieli się zadowolić pochwałami i raczej mniej prestiżową, choć zasłużoną, statuetką za dźwięk.

Teoretycznie można by uznać, że największym przegranym Oscarów 2023 jest film "Duchy Inisherin", który mimo dziewięciu nominacji nie wygrał ani jednej nagrody. Co więcej, Steven Spielgerg ze swoimi "Fabelmanami" przepadł w starciu z "Wszystko wszędzie naraz". Oscara za reżyserię i dla najlepszego filmu pozbawił go przecież duet Daniels (czyli Daniel Kwan i Daniel Scheinert). Ale to i tak nie wydaje się, aż tak dotkliwe, jak zestawiony z pochwałami wygłoszonymi ze sceny oscarowy urobek "Top Gun: Maverick".

Zobacz wideo Ten zwiastun "Top Gun: Maverick" sprawia, że przechodzą dreszcze. Twórcy wiedzą, co robią

Oscary 2023. Największy przegrany gali

"Ocaliliśmy kino i wszystko, co z tego mamy to Oscar za dźwięk" - komentuje statuetkę za najlepsze udźwiękowienie dla filmu "Top Gun: Maverick" znana jako Zwierz popkulturalny blogerka Katarzyna Czajka-Kominiarczuk. Faktycznie, biorąc pod uwagę, że podczas 95. oscarowej gali mówiono ze sceny, że właśnie ten film ma nieocenione zasługi dla całej branży filmowej, bo na nowo przyciągnął widzów do podupadających przez pandemię kin, jeden Oscar - i to w dodatku za dźwięk - wypada dość blado.

Jimmy Kimmel tak naprawdę sparafrazował słowa Stevena Spielberga, który w ten sposób pochwalił podczas oscarowego śniadania Toma Cruise'a. Słynny reżyser powiedział aktorowi, który był także jednym z producentów nowego "Top Guna", powiedział mu w twarz:

Ocaliłeś tyłek Hollywood. Prawdopodobnie ocaliłeś dystrybucję kinową. Poważnie - <> mógł ocalić cały przemysł kinowy.

Produkcja nominowana była także w kategorii "najlepszy film", "scenariusz adaptowany", "piosenka", "montaż" i "efekty specjalne".  

"<<Top Gun: Maverick>> został zrobiony w konia na Oscarach. To naprawdę był najlepszy film roku i zasługiwał, żeby wygrać więcej niż w jednej z sześciu kategorii. Ewidentnie nie wystarczy to, że to był najlepiej zarabiający film 2022 roku", "Tylko jeden Oscar?" - komentują niezadowoleni użytkownicy Twittera. 

Więcej informacji ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

Warto przypomnieć, że "Top Gun: Maverick" miał mieć premierę w 2020 roku, ale z powodu pandemii trzeba było ją przełożyć. Tom Cruise podkreślał zdecydowanie, że nie do pomyślenia byłaby sytuacja, w której film ten miałby trafić od razu do serwisów streamingowych. Tym bardziej że z innymi producentami wyłożył miliony na efekty specjalne - tylko po to, by je dopracować, przenieśli po raz pierwszy premierę z 2019 na 2020 rok.

Dodajmy, że na potrzeby produkcji opracowano efektowne i kunsztowne sekwencje walk powietrznych. Cruise'owi zależało na tym, by pokazać widzom, jak naprawdę wyglądają doświadczenia pilotów wojskowych myśliwców. Dlatego też nalegał, żeby nie tylko jego sceny w myśliwcu kręcone były podczas prawdziwego lotu. Także inni aktorzy wcielający się w wojskowych musieli realizować zdjęcia w lecących samolotach.

Producent Jerry Bruckheimer podkreślał w jednym z wywiadów: "Aktorzy musieli się też nauczyć obsługi kamer, bo kiedy byli w powietrzu, sami siebie w zasadzie reżyserowali". Dlatego też brali udział w zajęciach z montażu, operatorki i filmowego oświetlenia.

Kiedy produkcję pokazano na festiwalu filmowym w Cannes, publiczność nagrodziła ją trwającą pięć minut owacją na stojąco.

Więcej o: