Z kamerą wśród grubych (tylko że nie). Dziewczyny z "Vingardium Grubiosa" rozprawiają się z "Wielorybem"

"Wieloryb" w reżyserii Darrena Aronofsky'ego to szeroko komentowany film, który został doceniony dwoma Oscarami i wieloma głosami pochwał od uznanych krytyków i krytyczek. Historia Charliego, grubego nauczyciela języka angielskiego, to kolejny impuls do dyskusji na temat tego, jak kino i telewizja przedstawiają grubość i co gotowa jest przyjąć na ten temat publiczność - piszą Urszula Chowaniec i Natalia Skoczylas, grubancypanki prowadzące podkast "Vingardium Grubiosa"

Już od początku czułyśmy, że coś tu nie gra. I nie byłyśmy jedyne. Nasze krytyczne spojrzenie wynika z perspektywy grubancypacyjnej, aktywistycznej, zajmującej się grubością w społeczno-politycznym kontekście. To, na co zwracamy uwagę, wpisuje się w szerszą dyskusję o tym, jak w XXI wieku wciąż przedstawiane są grube osoby. Zaraz po pierwszych zdjęciach Brendana Frasera przebranego za grubą osobę w środowiskach aktywistycznych związanych z pracą przeciwko dyskryminacji z powodu wagi zawrzało. 

Zobacz wideo Popkultura odc. 142

Czytaj więcej o oskarowych filmach na stronie głównej Gazeta.pl

Oscarowy film, czy "podrzędna karnawałowa atrakcja"?

Pierwszy z najdonośniejszych głosów krytyki należał do Roxane Gay. Jej książka "Głód" o doświadczeniu grubości w 2021 ukazała się po polsku. "Podrzędna karnawałowa atrakcja", pisała o "Wielorybie" w "The New York Times". Wskazała na dehumanizację bohatera i krzywdę, jaką grubym osobom wyrządzają stworzone z mieszanki stereotypów przedstawienia. 

Ten sam zarzut, egzotyfikacji i odczłowieczenia, podnosi Lindy West, amerykańska pisarka i aktywistka, autorka adaptowanej na serial bestsellerowej książki "Shrill". O "Wielorybie" napisała aż dwa teksty, jeden dla "The Guardian" i drugi, w swoim cyklu "Butt News". Osobom szukającym innego, bardziej humorystycznego spojrzenia polecamy szczególnie ten drugi. Lindy wytyka w nim twórcom, że choć za wszelką cenę starają się zrobić wokół ważącego 300 kilogramów bohatera aurę rychłej śmierci, pogardy i obrzydzenia, wiele ważących tyle osób funkcjonuje w codzienności. Niektóre z nich, nawiązuje do sceny otwierającej film, przeżywają masturbację bez ataku serca. 

Gay i West to niejedyne, ale z pewnością dysponujące największymi zasięgami, osoby krytykujące film. Zwłaszcza teraz, gdy po rozdaniu Oscarów obudziliśmy się w świecie, w którym, choć nie zatrudnia się w filmach grubych osób, nagradza się przebieranie się za nie. 

Czy gruba osoba musi krztusić się kanapką?

Już po pierwszych 15 minutach "Wieloryba" można zadać sobie pytanie: czy twórcy adaptujący treść sztuki Samuela D. Huntera zrobili sobie burzę mózgów na temat tego, co myślą o grubych ludziach i postanowili pokazać to, co im się najczęściej powtarzało? Ten film aż kipi od stereotypów! Oczywiście prawdopodobnie każda osoba w jakimś stopniu wypełnia w swoim życiu stereotypy związane z przynależnością do danej grupy społecznej. Jednak w przypadku "Wieloryba" wszystkie te przekonania są skumulowane w celu wzmocnienia narracji o grubym człowieku. No właśnie - grubym, czyli takim, któremu w życiu coś się poważnie nie udało i "zatracił się" w jedzeniu. 

Charlie codziennie je pizzę, krztusi się tłustą kanapką, ma szufladę pełną batoników. W wielu dostępnych komentarzach na temat filmu można przeczytać, że jest to obraz "uzależnienia od jedzenia". Pomijając fakt, że z perspektywy naukowej coś takiego nie istnieje (w odróżnieniu od zaburzenia odżywiania zwanego binge eating disorder, czyli zaburzenie kompulsywnego objadania się - niekoniecznie tzw. fast foodem), jest to także podejście dość naiwne. Pozwala ono natomiast spojrzeć na głównego bohatera jako jedynego odpowiedzialnego za swój los. Jako winnego, który musi odkupić swoje grzechy poprzez... podniesienie się z kanapy i zrobienie kilku kroków. Nie bagatelizujemy ciężaru tej czynności dla osoby o określonych możliwościach ruchowych. Jednak wybór takiego bohatera w tym kontekście dość jasno pokazuje co twórcy myślą o grubych ludziach.

"Przeżuwaj swoje jedzenie jak normalny człowiek!"

Na spotkaniach w ramach prasowego tournée Aronosfky z samozadowoleniem opowiadał  o empatii, z jaką rzekomo zrealizowany jest jego film. Ale w kamerze zupełnie jej nie widać. Od strony technicznej przedstawienie bohatera prowadzone jest z jawnym obrzydzeniem.

Nie wiemy, czy w talii operatorskich sztuczek pozostało cokolwiek, co mogłoby jeszcze bardziej powiększyć Charliego. Wstający z kanapy bohater aż prosi się o przebitkę humbaka wyskakującego z wody. Widownia niemal czeka, czy przewróci się na plecy i puści nosem fontannę, a z offu popłynie aksamitny głos Krystyny Czubówny: "dojrzały osobnik z ciśnieniem 238/142 kolejny raz wymyka się śmierci". 

Wszystkie odgłosy wydawane przez grubego bohatera są pobijane przez montaż dźwięku do granic absurdu. Kiedy Charlie rzęzi, w pomieszczeniu zdaje się brakować powietrza. Kiedy je - zwłaszcza kiedy je! - czuły mikrofon zbiera każde mlaśnięcie. Tak nagłośnionego żucia kanapki nie powstydziłby się McDonald's. Tu jednak praca dźwiękowca nie służy podkreśleniu chrupiącej skórki chleba czy kruchości sałaty. Chodzi o wydobycie z czynności jedzenia pierwiastka zwierzęcego, utrwalenie skojarzenia pomiędzy grubością a niepohamowanym, wielkim żarciem. Człowiek przecież nie je TAK, a już na pewno nie TYLE. "Przeżuwaj swoje jedzenie jak normalny człowiek!" - mówi Liz, podsumowując w zasadzie wszystko, co film Aronofskiego pokazuje na temat grubych osób i naszych relacji z jedzeniem. 

Gdy Charlie wstaje z kanapy, głównego miejsca akcji, i z dużym wysiłkiem, korzystając ze specjalnych akcesoriów, porusza się po swoim małym i ciemnym mieszkaniu, wszystko wokół niego skrzypi i trzeszczy, jakby zaraz miało zawalić. Żadnego z tych dźwięków nie słychać, gdy mieszkanie odwiedza pozostała czwórka bohaterów. Podłoga magicznie przestaje skrzypieć, a ściany drżeć. 

Litość czy empatia?

Kolejnym ważnym wątkiem w dyskusji o najnowszym filmie Aronofsky'ego będzie decyzja twórców, by użyć kostiumu znacznie pogrubiającego głównego aktora, czyli tzw. fat suitu. Fat suit od dawna funkcjonuje na małym i dużym ekranie, zwłaszcza w celu pokazania w domyśle komicznej dla widowni przeszłości postaci, jak w serialu "Przyjaciele" czy "Jess i chłopaki". Z reguły idzie on w parze z całym zestawem stereotypów dotyczących grubych osób: że dużo jedzą, są mniej inteligentne, leniwe, pocieszne, niezręczne. W przypadku "Wieloryba" twórcy chcą nas przekonać, że tym razem użycie mocnej charakteryzacji jest uzasadnione, bo celem ma być wywołanie współczucia, a nie złośliwego śmiechu. Jednak czy to na pewno współczucie? Czy może litość? Ulga z powodu tego, że nas to nie dotyczy?

Chcemy jako społeczeństwo zobaczyć postać - według obowiązujących standardów piękna - oszpeconą. To nam daje pewnego rodzaju gorzką satysfakcję. Kultura diety, social mediów, cały biznes odchudzający i "upiększający" daje nam jasny sygnał - to, jak aktualnie wyglądasz, nie wystarcza, musisz starać się bardziej. Dlatego na ekranie robi na nas wrażenie groteskowe przedstawienie grubej osoby, czy to będzie Charlie z "Wieloryba", czy Lena Tremer z "Wielkiej Wody".

Nie dotyczy to jedynie powiększonego rozmiaru ciała, ale generalnie cech wyglądu uznanych za niepoprawne, tutaj przykładami mogą być głośne role Charlize Theron w filmie "Monster" lub Nicole Kidman w "Godzinach". Jednak grubość jest na tyle specyficzna, że w związku z nią doświadcza się dyskryminacji, także w edukacji i pracy.

Fat suit Brendana Frasera wygrał Oscara

Należy zatem postawić pytania: czy do tej roli była w ogóle brana pod uwagę osoba w odpowiednim do niej rozmiarze? Czy takie osoby są przyjmowane do szkół aktorskich? Jaki komunikat o swojej wartości i talencie słyszą grube dzieci marzące o aktorstwie? Tymczasem fat suit Brendana Frasera wygrał Oscara, fat suit Anny Dymnej spotkał się z niesamowicie pozytywnymi reakcjami, tak jakby była to charakteryzacja jakiegoś fantastycznego potwora z opowieści przygodowej. Bo trochę tak jest, tak właśnie myśli o grubych osobach ogół społeczeństwa, a nawet często one same.

Gdy ogląda się ten film, łatwo jest się dać nabrać własnym emocjom, że doświadczamy katharsis, bo historia jest głęboka i prawdziwa. W końcu każdy ma jakieś tam swoje, wyrosłe na pożywce z popkultury i uprzedzeń, wyobrażenie o tym, jak wygląda życie bardzo grubych osób. I oto Darren Aronofsky "wybawia" nas od uwewnętrznionych stereotypów, malując nam na ekranie historię, o której przekonuje, że jest opowiedziana z empatią, uczłowiecza grube osoby i pokazuje prawdę. Bolesną, nagą, wyssaną z palca "prawdę", którą opowiadają szczupli ludzie. 

Więcej o: