"Potop" miał premierę we wrześniu 1974 roku, a poprzedziły ją nie tylko miesiące realizacji, ale także długi czas szukania odtwórców głównych ról. Decyzje twórców były szeroko komentowane przez społeczeństwo - choćby ta o obsadzeniu Daniela Olbrychskiego w roli Kmicica. Choć reżyser jeszcze przed nakręceniem "Pana Wołodyjowskiego" (premiera w 1969 roku) mówił, że aktor zagra u niego i Azję, i Kmicica, wiele osób krytykowało takie rozwiązanie. Zaznaczmy od razu, że zdecydowana większość przyznała Hoffmanowi słuszność, gdy zobaczyła efekt końcowy.
A co z Oleńką? Jak zauważał Jacek Szczerba w książce "Po mnie choćby potop" wydanej przez Wydawnictwo Agora w 2015 roku, ówczesna prasa donosiła:
Zdjęcia już trwają, a Oleńki wciąż nie ma
Hoffman w castingu wybrał bowiem Janinę Sokołowską, wtedy studentkę pierwszego roku Szkoły Filmowej w Łodzi, ale nie ogłaszał długo tej decyzji. - Wahałem się. Dziewczyna była bardzo ładna, ale kręcąc tak wielki film, nie miałem czasu na zajmowanie się niedoświadczoną aktorką. W końcu zrozumiałem, że ona przez swą niezwykłą skromność nie była w stanie zagrać damy, "wyprostować się" - odpowiada Szczerbie Jerzy Hoffman. Urodzona w Łodzi Sokołowska skończyła uczelnię dopiero rok po premierze "Potopu", w jej dorobku znalazły się m.in. spektakl telewizyjny "Nathalie", czy rola narzeczonej Tadka w filmie Stanisława Barei "Niespotykanie spokojny człowiek" - obie produkcje z 1975 roku. W poniższej zapowiedzi pojawia się w czerwonym płaszczu.
Na stronie Filmpolski.pl ostatnią rolą Sokołowskiej jest spektakl telewizyjny "Czerwone róże dla mnie" z 1979 roku. Zdecydowanie dłuższą karierę miała już w momencie wyboru Oleńki (a także potem) Barbara Brylska, która w "Panu Wołodyjowskim" wcieliła się w Krzysię - tę, która najpierw zauroczyła pana Michała. W rozmowie ze Szczerbą Jerzy Hoffman przyznaje, że przeważyła tu nie kwestia talentu, a zachowania aktorki podczas pracy przy poprzednim filmie:
Niepotrzebnie byłem pamiętliwy. Gdy kręciliśmy w 'Panu Wołodyjowskim' scenę kuligu, w Bieszczadach była zima stulecia. Przygotowanie planu okazało się udręką, a tu Brylska przyjechała z pieskiem i aparatem fotograficznym, którym pstrykała zdjęcia panu reżyserowi. Myślałem, że ją zabiję. Nie wolno się poddawać tego typu emocjom: to była piękna kobieta, dobra aktorka, można ją było zrobić na blondynkę i kręcić
Magdalena Zawadzka i Barbara Brylska w 'Panu Wołodyjowskim' reż. Jerzy Hoffman, prod. Mosfilm / Zespół Filmowy 'Kamera'
Hoffman wspomina, że kiedy na zdjęcia próbne przyjechała Małgorzata Braunek, wyglądała zjawiskowo. Aktorka była wtedy w siódmym miesiącu ciąży, ale reżyser i jego współpracownicy doszli do wniosku, że mogą na nią poczekać, kręcąc sceny batalistyczne. - Nikt nie przewidział jednak, że jej ówczesny mąż Andrzej Żuławski skłoni ją po porodzie do gwałtownego schudnięcia. Trzeba było zwężać kostiumy. Twarz jej się zaostrzyła. To schudnięcie spowodowało, iż Janusz Głowacki napisał, że Braunek to "Max von Sydow polskiego kina" - opowiadał reżyser w "Po mnie choćby Potop".
Wiele osób nie było zadowolonych z ostatecznie wytypowanej do roli Oleńki aktorki. - To mnie tylko podtrzymało w postanowieniu - wspominała Braunek po latach w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". - Postanowiłam działać na przekór krytycznym głosom. Nie miałam pojęcia, że wchodzę w film, który obrośnie mitem - dodała. Aktorka, choć zagrała też jeszcze choćby ikoniczną literacką postać Izabeli Łęckiej z "Lalki", w wieku 33 lat na prawie dwie dekady rozstała się z aktorstwem. Po latach wspominała w swojej książce:
Nie pasowałam Polakom do roli Oleńki - obrazu Świętej Dziewicy Polki. Dobrze, że wtedy nie byłam jeszcze buddystką, bo pewnie ci 'prawdziwi' Polacy zlinczowaliby mnie
Więcej ciekawych treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Po śmierci aktorki w 2014 roku partnerujący jej w "Potopie" Daniel Olbrychski mówił w Polskim Radiu:
Ona miała w sobie taką jasność naturalną w życiu zawodowym i prywatnym. Z ładnych dziewczyn była najzdolniejsza, z najzdolniejszych najładniejsza