28 marca 1969 roku w warszawskim kinie Kongresowa odbyła się uroczysta premiera "Pana Wołodyjowskiego", pierwszej ekranizacji "Trylogii" nakręconej przez Jerzego Hoffmana. Produkcja była rekordowo kosztowna jak na tamte czasy, na realizację wydano 40 mln złotych. Odniósł jednak ogromny sukces. W kinach obejrzało go niemal 11 mln widzów. Jak wyglądały początki pracy nad filmem?
Więcej podobnych ciekawostek przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Jerzy Hoffman zaczął ekranizować "Trylogię" od ostatniej części. Decyzja nie była przypadkowa. "Pan Wołodyjowski" był pierwszą częścią "Trylogii", którą przeczytał Hoffman. Reżyser uznał, że będzie prostszym filmem do zrealizowania i jednocześnie najtańszym. Dodatkowo sytuacja w kraju nie sprzyjała tego typu projektom filmowym, a z całą pewnością nie sprzyjała nakręceniu "Ogniem i mieczem".
Telewizja Polska planowała początkowo jedynie serial. Hoffman chciał jednak zrobić film kinowy. W tym samym czasie Aleksander Ford planował nakręcenie "Potopu", co powodowało konflikt. Priorytet miał bowiem Ford, który w 1960 roku nakręcił "Krzyżaków", najbardziej kasowy film w historii polskiego kina, obejrzany przez ponad 32 miliony widzów. Przez dłuższy czas twierdził, że scenariusz jest już prawie gotowy, potem, że jedyny egzemplarz zgubił w tramwaju. Było jasne, że produkcja "Potopu" znacznie się opóźni. W końcu Ford po wydarzeniach z 1968 roku wyjechał z Polski i nigdy nie nakręcił adaptacji Sienkiewicza. Marzec 1968 roku miał też jednak konsekwencje i dla samego Hoffmana. – Miałem rewizje i całonocne przesłuchania, próbowano mi też pod Chęcinami zbuntować ekipę, czemu zapobiegli oświetlacze – zdradził w wywiadzie z Onetem. Reżysera przesłuchiwano czasem aż do rana, próbując przekonać go do wyjazdu z Polski. W końcu stwierdził, że owszem, może wyjechać, ale do ZSRR. – Wtedy skończyły się wszelkie wizyty smutnych panów na planie – przyznał.
Upór Hoffmana dotknął też Tadeusza Łomnickiego. Aktor początkowo nie chciał grać w "Panu Wołodyjowskim". Rola wydawała mu się ryzykowna, uznał też, że jako wybitny i popularny aktor teatralny, może nie podołać, szczególnie że wymagała ona sporo wysiłku fizycznego. Nie podzielił się z Hoffmanem swoimi obawami, zamiast tego stwierdził, że musi odmówić z powodu problemów zdrowotnych.
Reżyser nie przyjął tego do wiadomości. – Chytreńko zwołał konsylium i lekarze orzekli, żem zdrów jak koń – zdradził Łomnicki w jednym z wywiadów. Przez pół roku uczył się jazdy konnej, rok ćwiczył szermierkę pod czujnym okiem Andrzeja Piątkowskiego, szermierza szablisty i trzykrotnego mistrza olimpijskiego, schudł 10 kg. Upór Hoffmana się opłacił, dziś nie wyobrażamy sobie nikogo innego w roli Michała Wołodyjowskiego.
Tadeusz Łomnicki w 'Kordianie' w Teatrze Narodowym w Warszawie, 1956 rok Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
Daniel Olbrychski pojawia się we wszystkich trzech częściach "Trylogii" nakręconej przez Hoffmana, w każdej gra inną postać. Rolę Azji Tuhajbejowicza otrzymał po tym, jak siłował się na rękę z Hoffmanem w klubie SPATiF. Zgodził się, choć nie bez wahania, i mocno dawał się we znaki na planie filmowym. W końcu reżyser postanowił go utemperować.
Wybrał dzień, w którym kręcono scenę nabijania Azji na pal. – Musiał siedzieć na wąskim siodełku rowerowym, co na dłuższą metę wcale nie było wygodne. Ponieważ był to okres naszych nieporozumień, nie mogłem sobie odmówić odrobiny sadyzmu. Olbrychski siedzi na siodełku, a ja każę gasić światła i zarządzam przerwę obiadową. Nikt, z Danielem włącznie, nie pisnął nawet słówka. Natomiast już po obejrzeniu filmu ostro się upił i zadzwonił do mnie nad ranem. Jurek, powiedział, przepraszam i dziękuję – zdradził Hoffman.