Był "polskim Jamesem Bondem" i naczelnym amantem PRL-u. Po roli w "Złotopolskich" zniknął z ekranów

W czasach PRL był jednym z największych amantów. Grał arystokratę, księcia i "polskiego Jamesa Bonda". W późniejszych latach grał senatora Kowalskiego w serialu "Złotopolscy". Po zakończeniu emisji coraz rzadziej pojawiał się na ekranach.

W latach 70. Leszek Teleszyński był prawdziwym bożyszczem. Kochały się w nim fanki, ale też koleżanki ze studiów. Rozpalał serca kobiet niezależnie od wieku, chętnie obsadzano go w rolach arystokratów czy amantów. Jego ostatnią ważną rolą była postać senatora Kowalskiego. W serialu "Złotopolscy" grał przez 13 lat, ale po zakończeniu emisji kariera Teleszyńskiego ucichła. Jakiś czas temu usunął się w cień.

Zobacz wideo Kubek w "Grze o tron" i ciężarówka w "Panu Wołodyjowskim", czyli najsłynniejsze ekranowe wpadki

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Kochały się w nim koleżanki ze studiów i profesorki. Debiutował u Andrzeja Żuławskiego

Już na studiach cieszył się ogromnym powodzeniem. – W Leszku, który był najmłodszy na naszym roku, kochały się nie tylko wszystkie koleżanki, ale i większość pań profesorek – wspominał po latach jego kolega z uczelni, Henryk Talar, w rozmowie z magazynem "Tele". Studia w szkole teatralnej skończył w 1969 roku i rozpoczął współpracę z Teatrem Ludowym w Krakowie.

Janusz Kłosiński Przez lata był ulubieńcem widzów. Poparł stan wojenny i został zdrajcą

Tam zauważył go Andrzej Żuławski, który obsadził Teleszyńskiego w swoim debiutanckim filmie, "Trzecia część nocy". Rok później ponownie zagrał u Żuławskiego, tym razem w filmie "Diabeł". Obie role nie były łatwe, o czym wielokrotnie wspominał w późniejszych latach. Przygotowując się do roli w "Trzeciej części nocy", 24-letni Teleszyński karmił wszy w szpitalu zakaźnym, przed zdjęciami do "Diabła" z kolei zamieszkał w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach.

 

Sławę dały mu występy w filmach Jerzego Hoffmana. Po "Trędowatej" stał się bożyszczem

Sławę dała mu dopiero rola w "Potopie" Jerzego Hoffmana. – Teoretycznie Bogusław był straszny... To był zdrajca narodu, ale drań sympatyczny – wspominał Teleszyński. Aktor dobrze sprawdzał się w rolach arystokratów. Na tyle dobrze, że Hoffman postanowił obsadzić go również w roli ordynata Michorowskiego w filmie "Trędowata". Niemal natychmiast stał się obiektem westchnień wśród kobiet. Ekranizacja powieści Heleny Mniszkówny przyciągała do kin tłumy, choć nie brakowało negatywnych opinii krytyków.

 

Był senatorem Kowalskim w serialu "Złotopolscy" i "polskim Jamesem Bondem". Co u niego słychać?

Po "Trędowatej" zagrał "polskiego Jamesa Bonda", czyli redaktora Maja w serialu "Życie na gorąco". Wystąpił też w pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie", a od 1997 do 2010 roku pojawiał się jako senator Jerzy Kowalski w serialu "Złotopolscy". Była to ostatnia znacząca rola Teleszyńskiego. Po zakończeniu emisji serialu po 13 latach, jego kariera nieco ucichła.

'Pan Wołodyjowski': Tadeusz Łomnicki w tytułowej roli Tadeusz Łomnicki nie chciał grać w "Panu Wołodyjowskim"

Wciąż występował w teatrze, ale na ekranach pojawiał się coraz rzadziej. – Ja się na to nie skarżę. Taki mam charakter, że nie będę chodził i się napraszał. Raczej czekam, aż role same do mnie przyjdąprzyznał w Polskim Radiu. W 2020 roku zdecydował się na aktorską emeryturę i odszedł z Teatru Polskiego, z którym współpracował przez lata. Wciąż jednak nagrywa audiobooki, a jego głos można usłyszeć w Teatrze Polskiego Radia.

 
Więcej o: