Jak mawiał Andrzej Wajda, Krzysztof Litwin był "nie za duży, nie za mały, doskonały". Początkowo niewielu wierzyło w talent aktorski malarza, lecz każdą kolejną rolą udowadniał swoje wybitne umiejętności. Gdyby nie był uzależniony, pewnie zostałby jedną z największych gwiazd tamtych czasów.
Krzysztof Litwin był absolwentem krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, na której uzyskał dyplom grafika. Pierwsze kroki na scenie stawiał w "Piwnicy pod Baranami", z którą związany był od początku jej istnienia. To właśnie on skomponował muzykę do pierwszego hymny klubu "Ja ci śrubkę wkręcę w radio", a także wielu innych znakomitych utworów. Mówiono, że jest "performerem komedii rozgrywanej między sceną a widownią". To właśnie występy kabaretowe i monologowi przyniosły mu największą popularność i uznanie. — Na scenie był nieobliczalny. Nie potrafił nauczyć się na pamięć dwóch zdań, więc nie wiadomo było, czym zaskoczy kolegów. Ale z każdym tekstem, nawet najmarniejszym, potrafił zrobić cuda — mówiła Magda Sokołowska, wspominając jego wyszukane riposty. Choć początkowo niewielu wierzyło w jego talent, to szybko okazał się główną atrakcją wszystkich występów. — Wystarczyło, że stanął na scenie, nic jeszcze nie mówiąc, a widownia już szalała ze śmiechu — opowiadał Andrzej Koboś.
Przed kamerą debiutował pod koniec lat 50. we "Wspólnym pokoju" Wojciecha Jerzego Hasa. Zagrał blisko 80 ról u najwybitniejszych polskich twórców. Wielu pamięta go jako Zenka z "Czterej pancerni i pies" czy Lopeza Soaresa z "Rękopisu znalezionego w Saragossie". Największa popularność przyniosła mu rola flegmatycznego sierżanta Walczaka w serialu "Przygody psa Cywila" w reżyserii Krzysztofa Szmagiera. Litwin występował również w Teatrze Telewizji, a także na deskach Operetki Krakowskiej i Teatru Starego.
W 1961 roku w klubie Jaszczury Litwin poznał swoją przyszłą żonę, Małgorzatę. Dwa lata później stanęli na ślubnym kobiercu, a owocem ich miłości był syn, Bartek. Aktor był dobrym ojcem, ale nierzadko zdarzyło mu się zapomnieć, że wyszedł na spacer z dzieckiem i wrócił bez niego. — Taki był Krzysiek, rozkojarzony, nieobecny, z innego świata. Miał urok rozbójnika, wdzięk dziecka — wspominała kobieta. Nie było jednak tajemnicą, że Litwin nie stronił od alkoholu. Żona wielokrotnie próbowała walczyć z jego nałogiem, lecz bezskutecznie. Ostatecznie po upływie 20 lat ich małżeństwo się rozpadło.
Alkoholowe libacje Litwina były przedmiotem wielu rozmów wśród członków krakowskiej śmietanki artystycznej. Wielu do dziś wspomina sytuację, gdy podczas jednej z suto zakrapianych imprez, aktorowi i jego przyjaciołom zabrakło alkoholu. W tym celu odwiedzili Franciszka Macharskiego, licząc, że kolega uraczy ich jakimś napojem wysokoprocentowym. Jednak mężczyzna nie posiadał żadnych zapasów. Wtedy Litwin wysłał po wódkę młodego księdza, a był nim… Karol Wojtyła.
Wznieśliśmy toast ekumeniczny, wypiliśmy na drugą nóżkę i w naprawdę błogich nastrojach opuściliśmy Franciszkańską 3
— wspominał sytuację Marek Karewicz w książce "Big Beat". Uzależnienie szybko odbiło się na zdrowiu aktora. W ostatnich latach życia zmagał się z nowotworem krtani. Krzysztof Litwin zmarł 8 listopada 2000 roku w rodzinnym Krakowie, a jego ciało spoczęło na Cmentarzu Rakowickim. W chwili śmierci miał 65 lat.