- Grałem z największymi. Z Wysocką, Osterwą, Jaraczem, Junoszą-Stępowskim, Węgrzynem, Brydzińskim, Solskim, Adwentowiczem, Zelwerowiczem. Każdy był inny, ale wszyscy niepowtarzalni i wielcy - mówił w rozmowie z "Rzeczpospolitą" w 1993 roku, na rok przed śmiercią. Tadeusz Kondrat urodził się 8 kwietnia 1908 roku, więc w 2023 kończyłby 115 lat. Był aktorem teatralnym, ale także filmowym, radiowym oraz telewizyjnym. Jego starszy brat Józef debiutował przed kamerą w 1933 roku w "Dwunastu krzesłach" (mieli jeszcze dziewięcioro rodzeństwa), a syn Marek od dziecka występował na scenie. W 2007 roku wspominał w "Playboyu", że Tadeusz był jedenastym dzieckiem w karczmarskiej rodzinie, a on nie poznał ich wszystkich. Wspomniał także, że pod koniec życia aktor "Sanatorium pod klepsydrą" miał trudności z przypomnieniem sobie wszystkich imion rodzeństwa.
Marek Kondrat wspominał, że rodzice nie przytulali go zbyt często, jeśli już, to mama w dzieciństwie go wyróżniała, ojciec mniej. Katarzynie Bielas mówił w 2003 roku, że "ojciec był najpierw aktorem zajętym, a potem aktorem poszkodowanym w wypadku samochodowym, odreagowującym swoje nieszczęście poza domem". - Mama lubiła podkreślać, że my jesteśmy inni, wyjątkowi - opowiadał w rozmowie opublikowanej w "Gazecie Wyborczej" i tłumaczył:
[Mama - red.] Miała np. zwyczaj mówić komuś, kogo dopiero co poznawaliśmy, że "nasz tata jest aktorem". To zdanie wywoływało u mnie wysypkę, a zimny pot spływał mi po potylicy. Bo co ono oznaczało? Czyj tata? Jej tata, mój tata? To, że ojciec był aktorem, nic specjalnego dla mnie nie znaczyło. Dla mnie był aktorem kulawym. Jako dziecko nie mogłem rozumieć, odbierać jego zasług z przeszłości, o których matka wiedziała, tego, że był lubiany, noszony na rękach, że ku uciesze innych wychodził przez okno na III piętrze w teatrze w Krakowie, że ich życie toczyło się podczas nocnych włóczęg, wśród krakowskiej bohemy. To była jakaś Młoda Polska, na którą ja w ogóle nie byłem gotowy.
Jeszcze przed wypadkiem zagrał m.in. w "Przygodzie na Mariensztacie" Leonarda Buczkowskiego W 1955 roku kariera Tadeusza Kondrata została gwałtownie przerwana przez tragiczny wypadek. Jak wspominał Marek Kondrat, jak zwykle po każdym spektaklu w Teatrze Polskim, gdzie grał w sztuce Kruczkowskiego, jeździł do Łodzi na plan filmu "Zemsta" Antoniego Bohdziewicza. - Tamtego dnia podróżował z Woszczerowiczem i Opalińskim. Kierowca zasypiał, więc poprosił ojca, żeby przesiadł się do przodu i go zabawiał. Tak go zabawiał, że władowali się na nieoświetloną ciężarówkę stojącą na drodze - opowiadał aktor znany m.in. z "Dnia świra" Marka Koterskiego. W wyniku wypadku jego ojciec doznał pęknięcia czaszki, trzeba było przeprowadzić zabieg trepanacji, a zamiast pracować jako Papkin przy "Zemście", kilka następnych miesięcy Tadeusz Kondrat musiał spędzić w szpitalu w Łodzi. Gdy po tak długim czasie wrócił do domu, jak wspomina jego syn, "miał dziurę w głowie, w miejscu, gdzie wbił mu się kawał pabiedy czy warszawy zbudowanej z blachy, z jakiej kiedyś robiono okręty".
Do końca życia aktor miał sparaliżowaną lewą stronę ciała oraz kłopoty z mówieniem, co wpłynęło na to, że nigdy nie wrócił w pełni na scenę czy przed kamery. - Ojciec był kompletnie odmieniony, postarzał się o kilkadziesiąt lat, lewą stronę miał sparaliżowaną do końca życia, chodził o lasce, dużo czasu spędzał w łóżku. Wrócił do zawodu w bardzo ograniczonej formie, grał do końca życia w swoim macierzystym Teatrze Polskim, zrobił kilka filmów, chodził do SPATiF-u, pijał wódkę. Matka bała się zawsze, w jaki sposób wróci do domu. Jej strach mi się udzielał, nie spaliśmy całe noce. Uważałem, że to zawód ojca sprowadził na nas to całe nieszczęście - opowiadał Marek Kondrat Katarzynie Bielas.
Tamten wypadek musiał mieć także wpływ na relację z młodziutką wtedy Beatą Tyszkiewicz, która w "Zemście" debiutowała w roli Klary. Była wtedy jeszcze licealistką, ale - jak przyznała po latach - "lubili się" z 47-letnim wtedy Tadeuszem. Pytana przez "Super Express" aktorka w 2014 roku zaprzeczyła jednak, by między nimi doszło do czegoś więcej. - To były przyzwoite czasy - skomentowała Tyszkiewicz. Żartobliwie do sprawy odniósł się Matek Kondrat, mówiąc, że dobrze, że na tym się skończyło, bo bardzo trudno byłoby mu mówić do aktorki, z którą jest dziś po imieniu, "mamo".
Aktor zmarł 19 czerwca 1994 roku w Domu Aktora Weterana w Skolimowie pod Warszawą. Kilka lat później, odbierając nagrodę na festiwalu w Gdyni za rolę w "Dniu świra", Marek Kondrat wspomniał o ojcu, życząc swoim synom, aby w filmie Marka Koterskiego zobaczyli go tak, jak on kiedyś zobaczył swojego tatę w "Sanatorium pod Klepsydrą" z 1973 roku. - W tym filmie zobaczyłem w nim jakąś część ludzką, nie aktorską, uczucia, wrażliwość człowieczą, ojcowską. To, czego było mi brak - mówił, dodając, że w trakcie tamtego seansu przeszły go dreszcze.