Już niebawem "Sami swoi" powrócą na ekrany. Jak informuje portal Naekranie.pl, rozpoczęto zdjęcia do prequela kultowej komedii, który wyreżyseruje Artur Żmijewski. To właśnie w tym filmie wiele lat temu Władysław Hańcza wykreował legendarną postać Kargula, za którą pokochały go miliony widzów.
Mimo ogromnej pasji do literatury i teatru, Władysław Hańcza nigdy nie planował zostać aktorem. Początkowo miał być włókiennikiem, lecz ostatecznie rozpoczął studia filologii polskiej. Po roku edukacji postanowił jednak zrezygnować z obranej drogi i zapisał się do Szkoły Dramatycznej w Poznaniu. Niedługo później zadebiutował na scenie, prezentując swoje niezwykłe umiejętności i predyspozycje. Krytycy szybko okrzyknęli go jednym z najbardziej obiecujących aktorów.
Mimo że wojna przerwała jego karierę, to tuż po jej zakończeniu debiutował na ekranie rolą obozowego kapo w filmie "Dwie godziny". Na swoim koncie miał około 40 tytułów. Choć zwykle wcielał się w postacie drugoplanowe, to swoją charyzmą, charakterystycznym głosem i dykcją, potrafił przyćmić pozostałych członków obsady. Najważniejszą kreacją aktorską w jego karierze była postać Władysława Kargula w komediowej trylogii w reżyserii Sylwestra Chęcińskiego: "Sami swoi", "Nie ma mocnych" i "Kochaj albo rzuć". — Aktorstwo moim zdaniem nie polega na wcielaniu się. Tu chodzi o wyrażenie treści roli poprzez własną indywidualność. To przywilej i obowiązek aktora. Inaczej to deklamacja — mówił.
Jednak początki w roli Kargula były dla aktora nie lada wyzwaniem. Wacław Kowalski, który w "Samych swoich" wcielił się w postać Pawlaka, zasugerował reżyserowi pomysł, by bohaterowie produkcji mówili ze wschodnim akcentem. Mimo starań, dialekt w wykonaniu Hańczy nie brzmiał najlepiej. — Kiedy usłyszałem, jak mówi Kargul, czyli Władysław Hańcza, opadły mi ręce. To było coś kompletnie innego. Dwaj bohaterowie i dwa różne języki. To, co w ustach Kowalskiego brzmiało śmiesznie, w ustach Hańczy było żałosne — wspominał Sylwester Chęciński w rozmowie z portalem Naszemiasto.pl, podkreślając, że wyraźnie było czuć, że Hańcza chłopem nie jest, tylko go udaje.
Reżyser długo zastanawiał się, co zrobić w tej sytuacji. W końcu zdecydował, by podczas nagrań postsynchronów, głos do Kargula podłożył inny aktor, Bolesław Płotnicki. Zbiegiem okoliczności Hańcza w czasie nagrań zmagał się z chorobą, był więc zmuszony, choć niechętnie, wyrazić na to zgodę. Gdy tylko wrócił do zdrowia, zabrał się do pracy. Ćwiczył dykcję, regularnie wypracowując swój dialekt. Efekty były zdumiewające. Już po kilku tygodniach było pewne, że w kolejnych częściach z serii, zastępstwo dla Hańczy nie będzie konieczne.