Przez romans z mężczyzną zyskał miano skandalisty. Gdy trafił do więzienia, stracił reputację w środowisku

W latach 60. Jerzy Nasierowski należał do grona najpopularniejszych polskich aktorów. Jednak wybuch kandalu, który uznano za największy w PRL-u, zaważył na jego karierze. W trakcie procesu o współudział w morderstwie, wyszły na jaw jego liczne mroczne sekrety. Gdy trafił do więzienia, stracił reputację.

Jerzy Nasierowski miał wszystko, by osiągnąć spektakularną karierę. Pochodził z dobrze usytuowanej rodziny o korzeniach szlacheckich. Po otrzymaniu dyplomu warszawskiej szkoły teatralnej, związał się ze stołecznym Teatrem Powszechnym. Występował również w Teatrze Narodowym oraz Teatrze Komedia. Na ekranie zadebiutował w filmie "Zamach" Jerzego Passendorfera. Niedługo później zagrał główną rolę w takich filmach jak "Godzina pąsowej róży" czy "Błękitny pokój", w którym wystąpił u boku Poli Raksy.

Zobacz wideo "Hiacynt" - zwiastun. Młody milicjant „z zasadami" na tropie seryjnego mordercy gejów

Romans z mężczyzną zapewnił mu miano skandalisty. Aktor nie ukrywał swoich preferencji

Aktor słynął z barwnego życia towarzyskiego. W swoim mieszkaniu usytuowanym na warszawskim Nowym Świecie często organizował suto zakrapiane imprezy i jak mówiono w kuluarach, również orgie. Nie ukrywał też namiętnej relacji, jaka łączyła go z Mieczysławem Gajdą. To dla niego kolega po fachu porzucił ciężarną żonę. Jednak to był dopiero początek skandali z jego udziałem.

Aktor często podróżował po Europie, sprowadzając do kraju różne fanty. Przemytnicza działalność pomogła mu dorobić się fortuny. — Sprowadzałem do Polski m.in. rurki i końcówki do długopisów i sprzedawałem z zyskiem. (…) Zarobiłem w ten sposób co najmniej dwa mln zł. A średnia pensja wynosiła wtedy dwa tysiące — chwalił się w jednym z wywiadów. Na początku lat 70. Nasierowski wdał się w romans z niepełnoletnim jeszcze Andrzejem Rakuszewiczem, który miał opinię złodzieja. Rzekomy kochanek wiele lat później kategorycznie się tego wypierał. — Nigdy nie byliśmy parą, choć czynił Nasierowski takie podchody, co stwarzało zgrzyty — twierdził stanowczo. Relacja szybko zaowocowała kłopotami.

Na początku 1972 roku mężczyzna wraz ze swoim wspólnikiem włamali się do domu aktorki, Miry Grelichowskiej. Po napadzie na miejscu znaleziono gosposię. Jak orzekli śledczy, kobieta została uduszona. Gdy Nasierowski dowiedział się, że sprawcy, których wytypowano, byli torturowani, ruszyło go sumienie. Udał się na komisariat i wydał swojego Rakuszewicza. Nie wiedział, że chcąc ratować niewinnie oskarżonych, sam stanie się jednym z podejrzanych.

Został niesłusznie oskarżony. Podczas odsiadki napisał książkę

Nasierowskiego oskarżono o to, że był prowodyrem całej akcji. Aktor usłyszał zarzuty udziału w licznych kradzieżach, a także został uznany współwinnym morderstwa. Za wszystkie te przestępstwa oraz dodatkowo oszustwa skarbowe otrzymał wyrok 25 lat pozbawienia wolności. — Proces był farsą. Mój "obrońca" mec. Jacek Wasilewski, z czasem okazało się TW, pominął wpis w aktach sprawy, mówiący, że to ja zawiadomiłem milicję — mówił z goryczą po latach. W trakcie pobytu w zakładzie karnym, Nasierowski zaczął pisać książkę "Zbrodnia i…", przedstawiając realia PRL-owskiego więzienia. W ten sposób jego historia dotarła do Romana Bratnego, który zdecydował się udzielić mu pomocy prawnej. Podczas procesu odwoławczego mecenas udowodnił, że artysta nie był zamieszany w zbrodnie. 

Nasierowski opuścił więzienie w 1982 roku i liczył, że Hajda przyjmie go z otwartymi ramionami. Jednak po powrocie do swojego mieszkania doznał szoku. Okazało się, że pod jego nieobecność, były partner okradł go z wielu cennych obrazów i antyków, które posiadał w swojej kolekcji. Dodatkowo także środowisko artystyczne zupełnie się od niego odwróciło. Aktor usunął się w cień, skupiając się na karierze pisarskiej.

Więcej o: