Morgan Freeman to jeden z najpopularniejszych aktorów swojego pokolenia. 85-latek ma na koncie Oscara za rolę w filmie "Za wszelką cenę" oraz szereg nominacji do tej prestiżowej nagrody. Akademia doceniła również jego występ w "Invictus - Niepokonany", "Skazanych na Shawshank", "Wożąc panią Daisy" czy "Cwaniaku" z 1988 roku. Artysta w jednym z ostatnich wywiadów opowiedział o zmieniających się realiach dla osób czarnoskórych w branży filmowej.
W ramach promocji najnowszego filmu Zacha Braffa "A Goo Person" Morgan Freeman odpowiedział na kilka pytań w wywiadzie dla "The Sunday Times". Aktor przyznał, że czuje się urażony ideą "Black History Month" (Miesiąc Czarnej Historii) oraz powszechną zgodą na używanie słowa "Afroamerykanin".
Freeman wspomniał, że kiedy dorastał w filmach rzadko widywał czarnoskórych aktorów i brakowało mu takiej reprezentacji. Sytuacja nadal nie jest idealna, ale podejście do tworzenia kina zmienia się z korzyścią dla grup przez lata dyskryminowanych. Jak zauważa Freeman, filmowcy dążą do równouprawnienia, a w produkcjach pojawia się coraz więcej osób LGBTQ+, Azjatów, czarnoskórych czy małżeństw międzyrasowych. "Każdy ma swoją reprezentację. Wszyscy są widoczni na ekranie i to jest duża zmiana" - zauważa aktor.
Jednak jako osoba należąca do jednej z wymienionych grup ma także kilka uwag. Freeman przyznał w wywiadzie, że nie podoba mu się idea Miesiąca Czarnej Historii. Święto wywodzi się ze Stanów Zjednoczonych, gdzie jest znane również jako Miesiąc Historii Afroamerykanów. Chociaż ma na celu upamiętnienie ważnych postaci i wydarzeń z historii czarnoskórych, aktor uważa, że sprowadzanie tematu do miesiąca obchodów to "obraza".
Jak podaje serwis Variety, Morgan Freeman ma kłopot ze słowem "Afroamerykanin". "To zniewaga" - podkreśla aktor. Artysta przyznaje, że czarnoskórzy zmagali się już z kilkoma innymi, gorszymi określeniami jak np. angielskie nigga (czarnuch, murzyn), które po latach zostało oficjalnie uznane za obraźliwe. Jednak aktor nie może zrozumieć, dlaczego, mimo widocznego postępu, nadal panuje powszechne przyzwolenie na używanie słowa "Afroamerykanin". "Używacie słowa "Afryka" jakby to był kraj, a to cały kontynent, jak Europa".
Aktor zaznacza w ten sposób, że słowo bagatelizuje bogactwo kulturowe wspomnianego kontynentu. Zauważa też, że nieprzypadkowo istnieje określenie Italian-American (Amerykanin włoskiego pochodzenia) czy Irish-American (Amerykanin irlandzkiego pochodzenia), za to nie używa się określenia "Euroamerykanin". O czarnoskórych najlepiej mówić więc w kontekście kraju pochodzenia lub używając określenia "black". Niestety w Polsce sytuacja jest bardziej skomplikowana ze względu na negatywne konotacje i etymologię słowa "czarny", który ma niebezpiecznie wiele powiązań z obraźliwym "czarnuchem".
Dziennikarz "The Sunday Times" podczas dyskusji zacytował słowa Danzela Washingtona, który kiedyś oznajmił, że jest bardzo dumny z bycia czarnoskórym, jednak kolor skóry nie jest wszystkim, co ma do zaoferowania i z czym się identyfikuje. Freeman zgodził się z tymi słowami.
Podobne stanowisko odnośnie określeń czarnoskórych aktorów ma Idris Elba, który w lutym tego roku wyjaśnił, dlaczego nie nazywa siebie "czarnym aktorem". Twórca zaznaczył, że to ogranicza jego rozwój kariery oraz podkreślił, że obsesja na punkcie rasy jest dla niego niezrozumiała. "To tylko skóra. Nic więcej" - podkreślał.