Nagrodzony Oscarem Joaquin Phoenix w "Bo się boi", czyli najnowszym filmie znanego z takich produkcji jak "Midsomar. W biały dzień" czy "Dziedzictwo. Hereditary" Ari Astera, wciela się w główną rolę. Jego bohater nazywa się Beau Wasserman i jak zapowiada polski dystrybutor produkcji, która w polskich kinach dostępna jest od 21 kwietnia, to zuchwała czarna komedia o matczynej kontroli i piętrzących się paranojach głównego bohatera.
- Zanim poznaliśmy się na planie, uważałem Joaquina Phoenixa za prawdopodobnie najlepszego aktora na świecie – mówi reżyser Ari Aster, który przez pół roku zabiegał o to, żeby zdobywca Oscara zagrał w jego najnowszym filmie "Bo się boi". – Teraz uważam, że jest jeszcze lepszy, niż myślałem. Nigdy wcześniej nie pracowało mi się tak fenomenalnie z żadnym aktorem - stwierdził filmowiec.
Szczególnie zapadła im w pamięć sytuacja, do której doszło w trakcie kręcenia jednej z najbardziej intensywnych scen filmu: - Mówię to trochę niechętnie, bo to brzmi chole*nie głupio, jak taka aktorska fanaberia, ale pamiętam, że przed tą sceną nie byłem w pełni swobodny. Ciągle byłem nerwowy i próbowałem w jakiś sposób kontrolować siebie i otoczenie. Chciałem mieć wpływ na to, co ludzie o mnie myślą, nie chciałem nikogo zawieść, a na planie już wcześniej była nowa ekipa. Pamiętam, że zdałem sobie sprawę z tego, że muszę zrobić coś, co będzie skrajnie głupie. Nie wiedziałem tylko, co to może być, ale wiedziałem, że muszę to zrobić - opowiadał Phoenix w podcaście dla A24.
Zanim przyszła pora na następne ujęcie, Joaquin Phoenix zrobił na planie własną scenę - relacjonuje Zack Sharf z "Variety". - Tuż przed dublem zacząłem po prostu wrzeszczeć, wydobyłem z gardła jak najbardziej dojmujący i bolesny krzyk, na jaki było mnie stać, bo chciałem się maksymalnie upokorzyć - wspomina nagrodzony za główną rolę w "Jokerze" aktor. Dodał następnie: - Kiedy to już się wydarzy, nie można wyglądać głupiej niż w tej sytuacji. I wtedy wszystko sobie odpuszczasz. Nie mam pojęcia, dlaczego opanowała mnie potrzeba, żeby to zrobić. Myślę, że to sprawiło, że czułeś się bardzo niekomfortowo. Nie byliśmy w tym samym pokoju i choć patrzyłeś przez monitor, miałem wrażenie, że czułeś się bardzo dziwnie - zwrócił się następnie do towarzyszącego mu podczas rozmowy reżysera Ari Astera.
Aster jednakże zaprzeczył: - Pamiętam, że doskonale wiedziałem, co robisz. Miałem wrażenie, że próbujesz się wykrzyczeć ze stanu, w którym byłeś. To nawet nie wyglądało na kolejne ujęcie. Czułem, że próbujesz się z czegoś wyrwać. To było szokujące w sposób, który okazał się ekscytujący, bo jak sądzę, wszystkich na planie to bardzo poruszyło. To było dobre, bo zmieniła się energia w pokoju - stwierdził reżyser.
Film widział już legendarny filmowiec Martin Scorsese, który 17 kwietnia przeprowadził w Nowym Jorku dyskusję z twórcami. W trakcie rozmowy powiedział wręcz do młodego reżysera: - Zrobiłeś coś niesamowitego! Widziałem "Bo się boi" już kilka razy. Ten film jest olśniewający na wielu poziomach. Za pierwszym razem nic o nim nie wiedziałem i po prostu wyruszyłem z tobą w podróż. Za drugim skupiłem się na jego technicznej doskonałości. Język filmowy, jakim się posługujesz, jest niezwykle oryginalny i niepowtarzalny. Takie podejmowanie ryzyka jest niespotykane. Nie ma dziś wielu filmowców, którzy potrafią dokonać czegoś takiego i na takim poziomie - zachwalał twórca kultowego "Taksówkarza". Trudno więc się dziwić, że polski dystrybutor zapewnia, że "Bo się boi" to zarazem "najstraszniejsza komedia i najśmieszniejszy horror".
"Beau się boi. Bo życie go przytłacza. Bo świat jest niebezpieczny. Bo każdy ciągle czegoś od niego chce. Bo mamie będzie przykro, jak nie przyjedzie w odwiedziny, a on by wolał siedzieć w wannie. Niewyobrażalny splot zdarzeń zmusza go jednak do konfrontacji z własnymi lękami. Po drugiej stronie jego strachów czeka prawdziwe życie i niezwykła, widowiskowa, pełna przygód podróż" - czytamy w streszczeniu.