Eric Ruf: Przeczytałem książkę dwukrotnie, w dwóch różnych okresach mojego życia. Simon Eine, członek Comédie-Française, dla której był to tekst założycielski, zasugerował, żebym przeczytał go podczas tournée. Później przeczytałem go ponownie po prostu dla przyjemności. Sam w sobie nie jest to prosty utwór literacki do odegrania, do wykonania, ale już po pierwszym przeczytaniu stwierdziłem, że adaptacja dokonana przez Alexandre'a de la Patellière'a i Matthieu Delaporte'a jest bardzo zgrabna.
Przed założeniem kostiumu musiałem wiedzieć, co Martin Bourboulon chciał zrobić z tą postacią. Szybko zorientowałem się, że podoba mu się pomysł, aby był on fizycznie imponujący, co jest dalekie od obrazu, jaki mamy na jego temat. Richelieu jest najbardziej znany z tego, że jest czerwoną eminencją, której bronią są inteligencja, dwulicowość, krytycyzm, synteza, przebiegłość, a nie siła fizyczna i zdolność do imponowania w sposób inny niż słowami. Martin powiedział mi również, że nie chce, aby można było odgadnąć, co naprawdę myśli. Była to dobra wskazówka, która mnie ukierunkowała.
Wcielanie się w kogoś/coś, co w świadomości ludzi jest instytucją, lub nawet przystankiem autobusowym czy dzielnicą, jest zawsze ciekawe i ekscytujące! Nagle postać, która dała swoje imię temu, co stało się miejskim punktem orientacyjnym, ożywa. Richelieu stanął na mojej drodze, kiedy od ośmiu lat byłem wicedyrektorem Comédie Française. Ten teatr jest pod kuratelą państwa i mieści autonomiczną spółdzielnię aktorską, co pokazuje, jak bardzo jestem w środku sprzecznych nakazów i pojedynczych logik. Oznacza to również, że musimy zarządzać ponad czterystoma osobami, które mają osiemdziesiąt różnych zawodów - w tym sześćdziesięcioma aktorami i aktorkami, którzy są bardzo światłymi ludźmi, ale w głębi targanymi różnymi lękami. Jest więc w sposobie postępowania Richelieu coś, co nie jest mi zupełnie obce. Nie wiem, czy Martin świadomie o tym myślał proponując mi rolę.
Te postacie z cienia mają ręce, narzędzia, ale nie tytuły. Fascynujące jest uświadomienie sobie, że królowie, tacy jak Ludwik XIII i Ludwik XIV, byli początkowo dziećmi mającymi władzę, otoczonymi przez dorosłych. Richelieu musiał łykać niejedną żabę bez mrugnięcia okiem. Być niewzruszonym na polityczne kaprysy. Takie postaci są jak kaczki, po których spływa woda. Nigdy nie zapominają, że mają strategię, cel do osiągnięcia. Ale jak w klasycznej tragedii, sentymenty grożą wykolejeniem ich zdolności do władzy. Tak więc szara eminencja jest z konieczności zimna; obserwuje, temperuje, kontroluje bieg wydarzeń. Ale to także rodzi zazdrość i ogromną frustrację. Co więcej, może on również stanowić postać ojcowską dla króla. Ale ojciec musi zostać zabity...
Richelieu jest tym, który potencjalnie może zabrać głos, który przekierowuje debatę, ale którego obowiązkiem jest słuchanie. Ponadto Martin filmował wszystkie sceny narad jak partię pokera w Las Vegas. Próbujemy odczytać z twarzy, kto blefuje. Każdy spokój staje się podejrzany! Byłem zaskoczony liczbą osi, które Martin wybrał w tych scenach, ale szybko zrozumiałem, że chciał zdynamizować tę grę w podchody.
Richelieu jest jak jazzowy kontrapunkt. Albo jak kotwica w marynarce: wrzucamy do morza balast, żagle, wszystko, co pływa, by zamortyzować fale i ustabilizować łódź na zawietrznej.
Pomocne jest to, że te kostiumy długo się zakłada. Kiedy je zakładasz, warstwa po warstwie, masz czas, żeby się w nich zatopić. Z racji kariery aktorskiej mam pewne doświadczenie z kostiumami. I bardzo podobała mi się gra z kostiumem Richelieu, tak jakby wiatr historii wiał i musiałem się z nim nieustannie zmagać. To nadaje tej postaci epickie znaczenie.
Martin chciał zobaczyć spojrzenia, dreszcze, drobne szczegóły. Lubię też bawić się rękami. Ludzie zawsze myślą, że intelektualiści i stratedzy mają długie, smukłe dłonie pianisty, ale ja mam raczej ręce rolnika i uznaliśmy to za interesujące. Miałem też w głowie rzeźbę Giacomettiego "Idący człowiek". Jego ruch jest jakby zatrzymany, co pomaga odróżnić coś statycznego od czegoś, co ma ruszyć. Wewnętrzna dynamika nie jest taka sama.
Rzeczywiście, byłem młodym nauczycielem, gdy trafiłem do jego grupy. Od tamtej pory pozostajemy w kontakcie. Uważam, że jest wspaniały jako Ludwik XIII. Czyni go nieprzewidywalnym królem. Jego gra "na zewnątrz", a nie "w środku" działa pięknie. Bardzo się cieszyłem, że mogłem go spotkać na planie.
Z wielkim szacunkiem. Dopiero co wyszliśmy z covidu, więc tym większe wrażenie robiło przebywanie w takiej scenerii. Poraziły mnie zasoby techniczne i ludzkie wykorzystane przy tym filmie. I byłem zafascynowany tym, jak działał architekt tego przedsięwzięcia. Duże wrażenie zrobił na mnie spokój Martina i jego oczywista radość z pracy na planie. Zawsze poświęcał czas, by dowiedzieć się, jak wszyscy sobie radzą. Był również bardzo uważny na nasze propozycje. Uznałem go za bardzo eleganckiego i, jak sądzę, bardzo zadowolonego ze swojej obsady.
Zdecydowanie. Na planie zrealizowałem pewną fantazję - często przechodzę przez kwadratowy dziedziniec Luwru, aby dostać się z Comédie-Française do Théâtre du Vieux-Colombier. Za każdym razem wyobrażam sobie, że widzę konie, muszkieterów, słyszę dźwięk powozów i zawsze zastanawiam się, jak żyli wtedy ludzie. W jednej scenie przechodzę przez ten dziedziniec. Był tam dym, słoma, konie. Martin spełnił moją fantazję! Moje wyobrażenia zostały ucieleśnione! I teraz, kiedy znów przechodzę tamtędy, myślę o tym wszystkim. Jestem również scenografem i dlatego jestem wrażliwy na jakość tego, co jest realizowane w spektaklu lub filmie. Na planie zdjęciowym nie znoszę zostawać w garderobie. Lubię chodzić na plan, żeby poczuć ekipę i być pod mniejszym wrażeniem, kiedy pada "Akcja!"